XIX. „Coś jeszcze, co mogłabym dla króla zrobić"

1.6K 118 85
                                    

Jakiś jeszcze inny podwładny Aarona powiedział mi, że i tego dnia król życzy sobie, żebym zajęła się jego komnatami. Musiałam więc odłożyć na bok mój strach czy niepokój i skupić się na zadaniu, bo — pomimo jego do tej pory łagodnej natury — nie chciałam znów czegoś zawalić i tym razem na dobre narazić się królowi.

Nawet jeśli próbowałam je przytłumić, wiele myśli wciąż tłoczyło mi się w głowie, a żadna z nich nie była dobra. Najbardziej na prowadzenie wysunęła się obawa, że ktoś jednak postanowi się na mnie zemścić za moje zeznania. A przez „ktoś" miałam na myśli bardzo konkretnego wampira z przerażającymi lodowatymi oczami. Coś w doradcy króla kazało mi jednak podjąć to ryzyko.

Chociaż gdy nie było go już i jego potężnej aury w pobliżu, żeby mnie uspokoić, trudniej było przekonać samą siebie, że wybrałam dobrze.

Pakując potrzebną mi tego dnia chemię do wózka, starałam się szukać jakiegoś pozytywu tej sytuacji. Przykładowo z całą pewnością to nie ja miałam już być „kryminalistką" wśród personelu. Moja zastępczyni nawet rzeczywiście popełniła jakieś zbrodnie, więc będą mieli o czym rozmawiać, zamiast tworzenia plotek z niczego. Nie łudziłam się, że to wzbudzi nagłą falę sympatii co do mojej osoby i że wszyscy powitają mnie z otwartymi rękoma. No i z drugiej strony wyglądało również na to, że Aaron zrobi coś w związku z moim tymczasowym ledwo zdatnym do życia lokum. Może w końcu wezmę znów ciepły prysznic.

Wmusiłam uśmiech na usta. Ponoć gdy się to robiło, można było naprawdę przekonać mózg, że powinien być szczęśliwy.

Ja i mój wózek musieliśmy zostać przeszukani, zanim pozwolono mi przejść obok dwóch uzbrojonych po zęby strażników, który zawsze stali przed głównym wejściem do całej tej części zamku przeznaczonej dla naszego władcy. Na szczęście w środku nikogo już nie było. Gdybym miała takie wampiry śledzące każdy mój ruch, gdy próbowałam pracować, nic dobrego by z tego nie wyszło.

Komnaty króla zachwyciły mnie tego dnia tak samo jak zazwyczaj. Nikt nie rozsunął dziś jeszcze ogromnych kotar zasłaniających największe okno w części dziennej. Chętnie zrobiłam to, wpuszczając letnie światło, aby oświetliło każdy mebel i każdą ozdobę. Liczne złocenia czy klejnoty zaczęły mienić się w niemal magiczny sposób. Nie było szans, żeby kiedyś opatrzyło mi się to, w jak cudowny sposób były urządzone te pomieszczenia. Sprzątanie tutaj to prawie przyjemność.

Od razu powędrowałam do sypialni króla — miejsca, w którym wczoraj zostawiłam tu stłuczoną wazę. Ozdoba leżała na ziemi, będąc namacalnym dowodem, że wieczór w komnatach króla wcale mi się nie wyśnił ani nie wymarzył. Przyklękłam przy stłuczonych odłamkach, podniosłam największy z kawałków i przyjrzałam mu się. Miał na sobie przepiękne złote zdobienia wykonane na ciemnozielonym tle. Pasował idealnie do reszty wystroju. Ile coś takiego może w ogóle kosztować?

Usłyszałam, że ktoś zamyka główne drzwi do komnat. Strażnicy nalegali, aby zostawiać je zawsze otwarte, w ten sposób lepiej było wszystko słychać, a oni musieli przecież upewniać się, że nic złego nie działo się w środku.

Ciekawe, że żaden nie pofatygował się wczoraj, aby od razu mnie stąd wynieść, gdy zemdlałam. Król musiał znaleźć mnie w idealnym momencie... albo wcale nie ma tak dobrej ochrony.

Domyśliłam się, że któryś strażnik poczuł potrzebę coś sprawdzić, może dostali wczoraj ostrą pogadankę od któregoś z przełożonych i teraz postanowili wykonywać swoją pracę aż za dokładnie. Wyprostowałam się nieco i spojrzałam w kierunku, z którego dochodziły kroki.

Oto król w bardzo formalnie wyglądającym stroju zmierzał ze znudzoną miną w moim kierunku, przeglądając coś na telefonie. Na jego ciemnych, zaczesanych do tyłu włosach spoczywała korona, a na plecach zwisała peleryna. Wyglądał zupełnie inaczej, niż gdy widziałam go wczoraj. Bardziej niczym ten mistyczny król z książek do historii i portretów zdobiących niektóre korytarze niż prawdziwy mężczyzna. I choć strój, w którym był, robił piorunujące wrażenie, jednoznacznie niezadowolony wyraz twarzy psuł je nieco.

I. Nasiona DobrociWhere stories live. Discover now