XII. „Pewien wampir był w stanie zniszczyć wszystko"

1.3K 99 68
                                    

Nie minęło wiele czasu, aż usłyszałam pukanie do drzwi. Włosy zjeżyły mi się na karku. Obecność kogoś innego pod moimi drzwiami bardzo mocno mnie zaniepokoiła. Usiadłam na łóżku i obserwowałam uważnie liche wejście, nie odezwałam się jednak ani słowem, nie ruszałam, nawet swój oddech spróbowałam ściszyć do absolutnego minimum. Miałam nadzieję, że ktokolwiek tam był, zrezygnuje z pomysłu wejścia tutaj, może nawet stwierdzi, że jednak pomylił drzwi.

Głos, który odezwał się po drugiej stronie, okazał się jednak błogo znajomy.

— Iris, jesteś tam?

Dźwięk tego niepewnie zadanego pytania sprawił, że ogromny ciężar spadł mi z serca. Natychmiast poderwałam się z łóżka. Musiałam zamrugać kilka razy, bo łzy szczęścia zamazały mi widok. Podbiegłam i otworzyłam drzwi, które skrzypnęły złowrogo. Wreszcie mogłam spojrzeć na mojego ulubionego strażnika.

— Luka... — Uśmiechnęłam się pierwszy raz szczerze tego dnia. — Tak bardzo się cieszę, że cię widzę. Nie uwierzysz, jaki miałam dzień... Chociaż pewnie się tego spodziewasz.

Słowa wylatywały ze mnie jak pociski z karabinu. Luka był osobą, której mogłam powiedzieć całą prawdę o tym, co się dziś wydarzyło. Nie musiałam udawać, że mam wszystko pod kontrolą, bo robiłam właśnie to z moją rodziną. Nie marzyłam o niczym innym bardziej niż o zanurzeniu się w jego ramionach, czując się jak mała dziewczynka.

Nie zamierzałam z tym zwlekać ani sekundy dłużej. Nie ścierając nawet łez z policzków, przytuliłam go, ale... nie uzyskałam tej samej reakcji co zazwyczaj. Nie przytulił mnie z powrotem, nie uniósł delikatnie w górę, nie złożył pocałunku na czole. Zamiast tego napiął się nienaturalnie, a dłońmi chwycił moje ramiona, jakby w każdej chwili był przygotowany odstawić mnie na bok.

— O nie — odsunęłam się sama, zanim miał okazję to zrobić, i spojrzałam mu w oczy — coś się stało.

Nie odezwał się od razu. Zamiast tego paskudny smutek zagościł na całej jego twarzy. Widziałam, że ze sobą walczył. Pustym spojrzeniem badał swoje dłonie, jakby miały mu odpowiedzieć na jakieś kotłujące się w głowie pytania.

— Tak bardzo cię przepraszam — powiedział wreszcie, a jego głos, cichy i niepewny, zupełnie niepasujący do Luki, załamał się w pewnym momencie. — Generał Thorn powiedział — z trudem kontynuował — że nie powinno być żadnych osób, które rozpraszają mnie w drodze do mojego celu.

Coś ukuło mnie w klatce piersiowej. I ja spuściłam głowę, spoglądając na jego dłonie. Trzęsły się, więc strażnik zacisnął je w pięści. Czułam się tak, jakby już uderzył mnie jedną z nich prosto w twarz.

— To był dość jednoznaczny komunikat, że nie powinienem się z tobą więcej spotykać. Musiał się dowiedzieć, w jak bliskich relacjach jesteśmy, i nie spodobało mu się to. On tu praktycznie rządzi, Iris, ja...

— Luka — szepnęłam, przerywając mu.

Nie miałam ochoty słuchać ani jednego więcej zdania wypowiedzianego na temat tego wampira. Pośpiesznie wierzchem dłoni pozbyłam się nowych łez, które zdążyły nagromadzić się w kącikach moich oczu. Czy one zamierzały się kiedykolwiek skończyć?

— Tak bardzo cię przepraszam, Iris — powtórzył, tym razem z jeszcze większą ilością skruchy w głosie.

Na nic mi się zdały te przeprosiny. Odwróciłam się do Luki tyłem i przeszłam kilka kroków w głąb pokoju. Robiło mi się słabo od samego patrzenia na strażnika. Przytknęłam palce do skroni, moją głowę dosłownie rozsadzało coś od wewnątrz.

I. Nasiona DobrociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz