I. Nasiona Dobroci

By wolfagata_

55K 3.4K 2.4K

Iris miała ułożony cały plan swojego życia. Wiedziała, że jedyną możliwością na osiągnięcie czegoś więcej w W... More

Wstęp
I. „Nieszczęście urodzić się człowiekiem"
II. „Coś było nie w porządku"
III. „Wampiry w ich naturalnym środowisku"
IV. „Nie chciałem przerywać twojego koncertu"
V. „Te oczy nigdy nie powinny być smutne"
VI. „Byłam tą naiwną dziewczynką"
VII. „Chciałabym móc być przy nim"
VIII. „Nie potrzebowałam, żeby powtórzył to drugi raz"
IX. „Zmieni twoje życie w koszmar"
X. „Iris, co ty najlepszego zrobiłaś?"
XI. „Będziesz musiała to przeczekać"
XIII. „Nie mogłam z tym absolutnie nic zrobić"
XIV. „Musiałam zrobić jakiś błąd"
XV. „Co bym z tobą zrobił, jakbym cię złapał?"
XVI. „Nie musisz się bać"
XVII. „Jakoś staram się cały czas sobie radzić"
XVIII. „Dlaczego mnie okłamujesz, Iris?"
XIX. „Coś jeszcze, co mogłabym dla króla zrobić"
XX. „Myślisz, że tak po prostu nas zostawił?"
XXI. „Propozycja z tych nie do odrzucenia"
XXII. „Jesteś tylko małym szczurem"
XXIII. „Czerwone, półsłodkie"
XXIV. „Nie rozumiem, co się dzieje"
XXV. „Ona nie jest tylko zwykłą dziewczyną"
XXVI. „Chciałbym ci z tym pomóc"
XXVII. „Oderwany od rzeczywistości"
XXVIII. „Dalej czujesz się dobrze, mamo?"
XXIX. „Jestem dorosła, wiesz?"
XXX. „Muszę o coś poprosić"
Posłowie

XII. „Pewien wampir był w stanie zniszczyć wszystko"

1.3K 101 68
By wolfagata_

Nie minęło wiele czasu, aż usłyszałam pukanie do drzwi. Włosy zjeżyły mi się na karku. Obecność kogoś innego pod moimi drzwiami bardzo mocno mnie zaniepokoiła. Usiadłam na łóżku i obserwowałam uważnie liche wejście, nie odezwałam się jednak ani słowem, nie ruszałam, nawet swój oddech spróbowałam ściszyć do absolutnego minimum. Miałam nadzieję, że ktokolwiek tam był, zrezygnuje z pomysłu wejścia tutaj, może nawet stwierdzi, że jednak pomylił drzwi.

Głos, który odezwał się po drugiej stronie, okazał się jednak błogo znajomy.

— Iris, jesteś tam?

Dźwięk tego niepewnie zadanego pytania sprawił, że ogromny ciężar spadł mi z serca. Natychmiast poderwałam się z łóżka. Musiałam zamrugać kilka razy, bo łzy szczęścia zamazały mi widok. Podbiegłam i otworzyłam drzwi, które skrzypnęły złowrogo. Wreszcie mogłam spojrzeć na mojego ulubionego strażnika.

— Luka... — Uśmiechnęłam się pierwszy raz szczerze tego dnia. — Tak bardzo się cieszę, że cię widzę. Nie uwierzysz, jaki miałam dzień... Chociaż pewnie się tego spodziewasz.

Słowa wylatywały ze mnie jak pociski z karabinu. Luka był osobą, której mogłam powiedzieć całą prawdę o tym, co się dziś wydarzyło. Nie musiałam udawać, że mam wszystko pod kontrolą, bo robiłam właśnie to z moją rodziną. Nie marzyłam o niczym innym bardziej niż o zanurzeniu się w jego ramionach, czując się jak mała dziewczynka.

Nie zamierzałam z tym zwlekać ani sekundy dłużej. Nie ścierając nawet łez z policzków, przytuliłam go, ale... nie uzyskałam tej samej reakcji co zazwyczaj. Nie przytulił mnie z powrotem, nie uniósł delikatnie w górę, nie złożył pocałunku na czole. Zamiast tego napiął się nienaturalnie, a dłońmi chwycił moje ramiona, jakby w każdej chwili był przygotowany odstawić mnie na bok.

— O nie — odsunęłam się sama, zanim miał okazję to zrobić, i spojrzałam mu w oczy — coś się stało.

Nie odezwał się od razu. Zamiast tego paskudny smutek zagościł na całej jego twarzy. Widziałam, że ze sobą walczył. Pustym spojrzeniem badał swoje dłonie, jakby miały mu odpowiedzieć na jakieś kotłujące się w głowie pytania.

— Tak bardzo cię przepraszam — powiedział wreszcie, a jego głos, cichy i niepewny, zupełnie niepasujący do Luki, załamał się w pewnym momencie. — Generał Thorn powiedział — z trudem kontynuował — że nie powinno być żadnych osób, które rozpraszają mnie w drodze do mojego celu.

Coś ukuło mnie w klatce piersiowej. I ja spuściłam głowę, spoglądając na jego dłonie. Trzęsły się, więc strażnik zacisnął je w pięści. Czułam się tak, jakby już uderzył mnie jedną z nich prosto w twarz.

— To był dość jednoznaczny komunikat, że nie powinienem się z tobą więcej spotykać. Musiał się dowiedzieć, w jak bliskich relacjach jesteśmy, i nie spodobało mu się to. On tu praktycznie rządzi, Iris, ja...

— Luka — szepnęłam, przerywając mu.

Nie miałam ochoty słuchać ani jednego więcej zdania wypowiedzianego na temat tego wampira. Pośpiesznie wierzchem dłoni pozbyłam się nowych łez, które zdążyły nagromadzić się w kącikach moich oczu. Czy one zamierzały się kiedykolwiek skończyć?

— Tak bardzo cię przepraszam, Iris — powtórzył, tym razem z jeszcze większą ilością skruchy w głosie.

Na nic mi się zdały te przeprosiny. Odwróciłam się do Luki tyłem i przeszłam kilka kroków w głąb pokoju. Robiło mi się słabo od samego patrzenia na strażnika. Przytknęłam palce do skroni, moją głowę dosłownie rozsadzało coś od wewnątrz.

— Jestem pewny, że to zrozumiesz — ciągnął. — Wiem, że zrobiłabyś dla swojej rodziny wszystko. Uwielbiam cię, czas spędzony z tobą był najprzyjemniejszym, co mnie spotkało w całym moim dorosłym życiu. Są jednak osoby, moje rodzeństwo, na których zależało mi znacznie wcześniej, w stosunku do których czuję zobowiązanie, których po prostu nie mogę po prostu zawieść.

Jego słowa miały sens. Dużo sensu. Nie potrafiłam jednak przyjąć ich w tamtym momencie do wiadomości. Wszystko, co czułam, to zdrada, która wyrywała mi właśnie serce. Wtórowała jej przyśpieszająca nienaturalnie bicie mojego serca świadomość, że od teraz miałam być w tym miejscu naprawdę sama.

— Chciałam móc cię kochać, Luka. Naprawdę kochać. — Ledwo słyszałam swój własny głos przez buzującą w uszach krew. — Chciałam być z tobą, wspierać cię...

— Wiem. Jesteś najwspanialszą kobietą na tym świecie i nie zasługujesz na to, co muszę ci teraz zrobić. Kiedyś znajdziesz kogoś, kto w pełni doceni twoje wsparcie i porzuci wszystko, aby z tobą być. Ja nie jestem na to gotowy.

Kiwnęłam kilka razy głową, choć moje serce rozwalało się właśnie na kilka tysięcy kawałeczków.

Dlaczego w ogóle robiłam sobie nadzieję, że będzie inaczej? Dlaczego sądziłam, że zasługuję na cokolwiek więcej niż samotność i usilne próby przetrwania? Byłam przecież nikim. Zwykłym szczurem z Westendu, który powinien być wdzięczny, że żyje. Jak mogłam pomyśleć, że ktoś tak perfekcyjny jak Luka będzie ze mną na zawsze?

Chłopak przytulił mnie tak mocno, jak jeszcze nigdy wcześniej, i pocałował kilka razy w czoło i po włosach. Te pocałunki bolały, wypalały na mojej skórze dziwne ślady, które czułam, że będę nosić jeszcze przez wiele dni. Nawet jego silne objęcia nie były w stanie powstrzymać mojego ciała przez gwałtownym trzęsieniem się od ogarniającej mnie rozpaczy.

— Oboje musimy być silni — szepnął mi do ucha. — Dla tych, których zawsze kochaliśmy.

Spojrzałam na niego, choć nie potrafiłam się należycie skupić na nawet tak prostym zadaniu. Jego obraz rozmazywał się, jednak mimo tego udało mi się dostrzec, jak bardzo zaczerwienione były oczy strażnika.

— Nigdy o tobie nie zapomnę. — Wciąż mówił, próbował sprawić, że ta bolesna sytuacja nie będzie aż tak zła. — Proszę, zrób wszystko, co w swojej mocy, żeby być w końcu szczęśliwa. I pamiętaj, ktoś z takimi oczami jak twoje, nigdy nie powinien płakać.

Pocałował mnie jeszcze raz w czoło, tym razem dłużej i czulej niż wcześniej. Przymknęłam oczy, a gdy to zrobiłam, nowe łzy uciekły spod nich. Najwidoczniej moje ciało wcale nie chciało słuchać rad chłopaka. Wiedziałam, że to ostatni raz, gdy będziemy tak blisko. Mimo faktu, że powinnam postępować dokładnie przeciwnie, delektowałam się tą chwilą.

Strażnik musiał w końcu mnie puścić. Jego dłonie łagodnie wypuściły ze swoich objęć moją twarz, a wargi odsunęły się niepośpiesznie od czoła. Luka posłał mi jeszcze jedno intensywne, pełne uczuć spojrzenie, a następnie odwrócił się i odszedł. Po prostu odszedł, zostawiając mnie samą.

W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał, panowała teraz ogromna pustka. Jej nieprzyjemny chłód wydawał się jednocześnie odpychać mnie i wciągać do środka. Trzasnęłam drzwiami, żeby odciąć się od tego wszystkiego, zanim zrobię coś bardzo niemądrego.

Wróciłam na łóżko, schowałam twarz w poduszce i dosłownie zaczęłam zanosić się płaczem. Ot tak, w zaledwie jeden dzień, pewien wampir był w stanie zniszczyć wszystko, na co starałam się pracować w tym zamku.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Przez kolejny tydzień zupełnie zamknęłam się w sobie. Jak przez mgłę słuchałam nieprzyjemnych komentarzy, które wciąż nie znudziły się moim współpracownikom. Nieumyślnie ignorowałam krzywe spojrzenia. W pewnym momencie po prostu przyzwyczaiłam się do nich do tego stopnia, że nie miały już poprzedniego efektu.

Na moje nieszczęście nikt nie wywołał jeszcze żadnego większego skandalu. Byłam wciąż na ustach wszystkich. Jedynym pozytywem był fakt, że generał Thorn wydawał się odpuścić sobie gnębienie mnie. Udało mi się przeżyć tydzień bez żadnego nieprzyjemnego incydentu związanego z nim.

To niewiele pomogło jednak paranoi, której nabyłam w związku z tym wszystkim. Nigdzie nie czułam się bezpiecznie, nawet w swoim pokoju, bo doskonale wiedziałam, że byłam tam kompletnie sama i tak naprawdę każdy mógł do niego wejść. Zamek w drzwiach nie stanowiłby wielkiej przeszkody dla mnie, a co dopiero dla wampira.

Jednak udało mi się przeżyć kolejny dzień. Starałam się świętować każde takie zwycięstwo. Leżałam w swoim łóżku, cała i zdrowa, coraz bliżej powrotu do normalności. Kilka kroków dalej od tych bolesnych wspomnień.

To żałosne, że z osoby, która osiągała ogromne sukcesy na wielu frontach, stałam się zamkniętą w sobie dziewczynką. Cichą i zadowoloną, że w ogóle pozwolili jej dalej żyć.

Nie mogłam teraz spędzić jednak zbyt wiele czasu na rozmyślaniu i rozpamiętywaniu. Jeśli zaczęłabym to robić, moje myśli niewątpliwie skierowałyby się w stronę pewnego strażnika, a samo jego wspomnienie wystarczyło, żebym się rozpłakała. Zacisnęłam mocno powieki. Nie zamierzałam pozwolić ani jednej więcej łzie wydostać się spod nich. Od teraz wszystkie zostawały na miejscu.

Postarałam się rozluźnić mięśnie, które bolały od ciągłego napinania ich za każdym razem, gdy coś zestresowało mnie lub zdenerwowało. Kołdrę naciągnęłam pod sam nos, bo w ten sposób nie czułam aż tak wyraźnie zapachu wilgotnej piwnicy. Pozwoliłam snu przejąć kontrolę. Tylko w nim czułam się wolna i szczęśliwa.

Usłyszałam jak przez mgłę czyjeś głosy. Nie udało mi się jeszcze w pełni zasnąć, byłam w tym dziwnym stanie pomiędzy snem a jawą, więc trochę mi zajęło, nim skupiłam się na tyle, aby się zastanowić, co mogło się dziać. Ignorowałam dźwięki przez dłuższą chwilę. Byłam pewna, że ktoś chodził po korytarzu. Być może to jeden z tych rzadkich dni, gdy jakaś osoba potrzebowała czegoś ze składzików sąsiadujących z moim pokojem.

Potem, wraz z dochodzącą do mnie świadomością, ogarnął mnie niepokój. Głosy nie ustawały, więc mogłam wykluczyć szybką wizytę kogoś po coś ważnego. I... one wcale nie były w innym pokoju. Teraz, gdy bardziej się przebudziłam, zrozumiałam, że siedziały tu ze mną.

Ta świadomość sprawiła, że otworzyłam gwałtownie oczy. Z bijącym prędko sercem rozejrzałam się dookoła. Małe okienko nie zapewniało zbyt wiele światła nawet za dnia, więc w nocy panowały tu niemal całkowite ciemności. Dzięki temu dwie pary oczu jarzące się w bardzo złowrogi sposób wyróżniały się i nie pozostawiały mi żadnych wątpliwości, z kim miałam do czynienia.

Uniosłam się odrobinę na łóżku. Mój telefon był niedaleko, chciałam instynktownie go złapać i wezwać pomoc, ale zamarłam, gdy rozpoznałam jednego z nich. Byłam pewna, że nigdy nie pozbędę się z głowy wspomnienia przerażającego spojrzenia generała. Zawsze będę w stanie rozpoznać te lodowate oczy. Trzęsącymi dłońmi przyciągnęłam tylko kołdrę wyżej, jakbym chciała zrobić z niej tarczę. Obserwowałam oba wampiry w milczeniu. Nic nie wskazywało na to, żeby im się śpieszyło, nie odzywały się.

— Pewna dobra wróżka powiedziała nam, gdzie cię znaleźć, Iris. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu — mruknął w końcu Thorn. Nawet w tej ciemności widziałam, jak na jego ustach pojawia się złowrogi uśmieszek.

— W zasadzie, mój kochany człowieczku — dołączył się ten drugi, którego nie znałam — zapłaciliśmy tej wróżce dość sporo, by nam zdradziła, gdzie cię znaleźć, i dała nam kluczyki do wszystkich drzwi tutaj, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Przecież goście, zwłaszcza wampiry, nie powinni mieć dostępu do takich miejsc. Wyobrażasz sobie, jakby ktoś chciał ich użyć przeciwko wam, ludziom?

— Można więc stwierdzić — kontynuował po swoim towarzyszu Thorn — że musieliśmy się naprawdę nieźle postarać, żeby zdobyć dostęp do ciebie, a do tego narażamy się na straszliwe konsekwencje, będąc tutaj. Spraw, by to było tego warte.

Doskonale wiedziałam, dokąd to zmierzało. Przesunęłam się na najbardziej oddalony od nich koniec łóżka, bo choć nie miałam wiele miejsca na ucieczkę, wciąż czułam ogromną potrzebę być jak najdalej tych dwóch. Podciągnęłam kolana pod brodę i skuliłam się tak bardzo, że byłam dosłownie i w przenośni kłębkiem nerwów.

— Uważam, że to cudowne miejsce, dla nas oczywiście, by można cię znaleźć. Sam bym tego lepiej nie wymyślił.

Nieznajomy wampir usiadł na krańcu mojego łóżka, przez co odsunęłam się od niego jeszcze bardziej, prawie spadając z materaca.

— Większość z was — ciągnął, pochylając się do mnie — mieszka w pokojach blisko siebie, naszpikowanych kamerami i z patrolującymi je dookoła strażnikami. Ty jesteś tutaj, w niestrzeżonej, zapomnianej piwnicy, która dodatkowo łączy się z naszymi wojskowymi budynkami, wystarczyło tylko pofatygować się po klucz. Nawet nie musimy się skradać.

— Zupełnie jakbyś sama się o to prosiła — skwitował Thorn.

Skupiłam swój wzrok na jego świecących oczach. Miałam być grzeczną dziewczynką. Co w tej sytuacji to oznaczało? Chciał, abym się po prostu poddała temu, co zamierzali ze mną zrobić? Próbowałam mu w niemy sposób przekazać te pytania. Chyba zrozumiał, nad czym się zastanawiałam, bo uśmiechnął się złowrogo.

— Powiedz mi, Iris, czy twoją mamę w końcu z czymś zdiagnozowali? — zapytał, mówiąc tonem imitującym zmartwienie.

Nie odzywałam się. Poczułam, jak wszystkie mięśnie napinają mi się. Moje ciało przygotowywało się do walki, ale mózg wiedział, że nie było o co. Rozluźniłam zaciśnięte w pięści dłoni i odwróciłam wzrok.

— Nie, proszę pana.

— Ci lekarze i ich paskudne kolejki — powiedział wszechwiedzącym głosem.

Chciałam rzucić mu się do gardła, ale znów powstrzymałam się, w zamian przygryzając wnętrze własnego policzka. Był wampirem, nie mógł rozumieć, jak to jest mieć bliską osobę, która powoli umiera na jakąś niezdiagnozowaną jeszcze chorobę, i nie móc nic z tym zrobić.

— Byłoby wszystkim bardzo przykro, gdybyś straciła pracę tutaj i nie mogła już pozwolić mamie korzystać z tego wspaniałego planu ubezpieczenia, który zapewnia ci zamek. I to tak krótko przed jej wizytą u specjalisty.

— Problemy zdrowotne w rodzinie to w rzeczy samej prawdziwa tragedia — wciął się drugi wampir. Wyciągnął do mnie dłoń, kiwnięciem głowy zachęcając, abym ją chwyciła.

Spojrzałam znów na Thorna, który przytaknął powoli. Pamiętałam, co mu obiecałam. Musiałam posłuchać tego subtelnie wydanego rozkazu. A więc to już czas, aby się ze mną zabawili. Mężczyźni samą swoją przytłaczającą obecnością wypełniali cały pokój i nie pozostawili mi ani centymetra na wzięcie swobodnego oddechu. Wstrzymując powietrze w płucach, przesunęłam się, by ledwie zetknąć opuszki palców moje i nieznajomego wampira.

Gdy tylko to zrobiłam, on drugą ręką chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął z nadludzką siłą. Jęknęłam z bólu. Ramię bolało, jakby prawie je wyrwał. Chwycił moją twarz — teraz będącą niekomfortowo blisko niego — i dokładnie mi się przyjrzał. Zacisnęłam zęby, gotująca się we mnie furia wołała, abym walczyła, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogłam nic zrobić.

— Podoba mi się to, jak się w tym momencie czujesz, człowieczku — powiedział z promiennym uśmiechem, tak kompletnie niepasującym do bólu, któremu mnie poddał.

— Mówiłem, że jest zabawna. — Paskudny głos Thorna po raz kolejny dotarł do moich uszu i przyprawił o dreszcze.

Wampir chwycił mnie za ubrania i wytargał z łóżka. Pisk, nad którym nie dałam rady zapanować, wydobył mi się z ust. Nieznajomy przybił moje bezbronne ciało do ściany. Miałam prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, ale on poruszał mną, jakbym była szmacianą lalką. Naparł na mnie całym swoim ciężarem, wbijając mi przedramiona w klatkę piersiową. Coraz trudniej mi było złapać powietrze, charczałam przeraźliwie, a moje oddechy robiły się coraz płytsze i krótsze.

Wampir odpuścił mi odrobinę. Zsunęłam się po ścianie, ale wciąż przytrzymał moje ramię i nie pozwolił mi się przewrócić. Zakręciło mi się w głowie. Nieznajomy nie przejmował się moim bliskim omdlenia stanem. Bawił się moimi blond włosami, nieśpiesznie odganiając je, by zrobić sobie dostęp do mojej szyi. W końcu zanurzył kły w mojej szyi. Wrzasnęłam z bólu i zaskoczenia. Mężczyzna wcale nie był delikatny. Odsunął się odrobinkę i spojrzał na mnie karcąco.

— Cichutko, człowieczku — szepnął mi prosto do ucha. — Nie chcielibyśmy, aby ktoś nam przeszkodził w zabawie.

Następnym razem, gdy zbliżał mi kły do szyi, przygryzłam wargę, aby nie wydać z siebie dźwięku. Metaliczny smak wypełnił mi usta, gdy wbiłam zęby aż za głęboko, raniąc się.

Przecież mogłabym w tym momencie zacząć wyrywać się i walczyć, może nawet wołać o pomoc. Małe okienko w moim pokoju wyglądało na ulicę, którą czasem przechodzili strażnicy, może któryś z nich by mnie usłyszał. Coś sparaliżowało mnie jednak do tego stopnia, że jedyne, na co było mnie stać, to ciche szlochanie i błaganie o litość, których żaden z mężczyzn nie zamierzał potraktować poważnie.


19.02.2022, Wilczek


Witajcie!

Przyznam, że mam obecnie odrobinę pisarskie załamanie, więc bardzo cieszę się, że te rozdziały były wcześniej gotowe. Mam nadzieję, że ten Wam się podobał.

Dzisiejsze słodkie zwierzątko i ja dziękujemy Wam za czytanie!

Do zobaczenia jutro!

Continue Reading

You'll Also Like

10.8K 449 99
Twoje życie jako kpopowy idol
25.8K 2K 38
Czy demon również może pragnąć duszy? Jako niewinna ofiara krwawego rytuału Camille zostaje nową wybranką jednego z Siedmiu Książąt Piekieł. I szybko...
36.6K 2.5K 60
Od dwudziestu lat wampiry muszą żyć w ukryciu, ponieważ moc czarowników się rozwinęła i stała na tyle potężna, że zdołała pokonać krwiopijców. Króles...
208K 15.5K 26
#1 in fantasy 15.11.2016 Sytuacja jak z bajki. Ona jest księżniczką, która musi znaleźć swoją bratnią duszę w trzy noce. W trzy bale. On jest potężny...