Homoskop [Larry Stylinson]

By HeteroHomoStory

48.1K 5.2K 1.6K

Znaczy się... Horoskop... Louis, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela Liama, zupełnie nie wierzy w przepo... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20

10

2.4K 258 211
By HeteroHomoStory

Ilość słów: 3303

Tego dnia "Wodnik", jak w każdy sobotni wieczór, pękał w szwach. Przemierzyłem całe kilometry, kursując między stolikami, tarasem, kuchnią i barem - cały czas w biegu. Idąc z brudnymi naczyniami, zebranymi z jednego stolika, zatrzymywałem się przy drugim, by przyjąć zamówienie na napoje. Chwilę później już pędziłem do kuchni i wracałem z czterema porcjami steków, by zaraz potem lecieć do baru po napoje. I tak w kółko.

Goście byli w dobrych wakacyjnych humorach i mi udzielił się ich nastrój. Mimo zmęczenia nie musiałem sobie nieustannie przypominać o haśle, które pani Magellan powtarzała nam codziennie przed rozpoczęciem pracy: "Uśmiech, uśmiech i jeszcze raz uśmiech". Uśmiechałem się sam z siebie - do klientów, do Harrego i innych pracowników, gdy mijałem ich w drodze do kuchni albo z powrotem, do kucharza i jego pomocników, kiedy odbierałem zamówione dania.

Tego wieczoru uśmiech prawie nie znikał mi z twarzy. Nie miałem ku temu jakichś specjalnych powodów - czułem się po prostu dobrze w tym ruchu, wśród gwaru rozmów i muzyki, której dźwięki dobiegały z głównej sali na taras.

I nawet dziwne zachowanie Katie tylko na chwilę popsuło mi humor. W poprzednie dni, kiedy przechodziłem obok podium dla muzyków, zawsze dawała mi jakiś znak, że mnie dostrzega - albo uśmiechając się, albo, kiedy miała akurat wolną rękę, machając do mnie, albo tylko ruchem głowy czy spojrzeniem.

Nie byłem pewny, jak powinienem sobie tłumaczyć te jej gesty, czy jako zwyczajny przejaw sympatii, czy czegoś więcej. Może gdyby w "Wodniku" pracował jako kelner jeszcze jakiś inny chłopak, zachowywałaby się wobec niego podobnie. Może taki miała po prostu sposób bycia wobec chłopaków. Ale tego ja nie mogłem wiedzieć, tak jak nie wiedziałem o niej wielu innych rzeczy.

Dziś jednak Katie, choć mijałem ją często, a kilka razy zatrzymałem się na parę sekund przy podwyższeniu dla muzyków, ani się do mnie nie uśmiechnęła, ani nie pomachała, ani nie dała w żaden inny sposób poznać, że mnie dostrzegła. A musiała mnie przecież widzieć.

Uderzała nerwowo w struny gitary i nawet ja, nieznający się zbyt dobrze na muzyce, raz czy dwa wychwyciłem fałszywe tony wypływające spod jej palców, a spojrzenia, jakimi obdarzyli ją wtedy Criss i Marta, upewniały mnie, że się nie przesłyszałem.

Byłem trochę zraniony w swej dumie. Zastanawiałem się, czy nie domyśliła się przypadkiem, jak bardzo mi się podoba, i chcąc ostudzić mój zapał, zaczęła mnie ignorować. Nie miałem wprawdzie wrażenia, że w ciągu minionego tygodnia przesadnie okazywałem jej swoje względy, ale musiałem przyznać się przed sobą, że mój wzrok zdecydowanie zbyt często wędrował w stronę Katie, co mogło nie umknąć jej uwagi.

Tak czy inaczej postanowiłem bardziej się kontrolować i przez resztę wieczoru przechodziłem obok muzyków, nawet na nią nie patrząc. Wkrótce przestałem o niej myśleć i znów wciągnęła mnie atmosfera pracy.

Ostatni goście zjawili się w restauracji dwadzieścia minut przed zamknięciem. Nie było szansy, żebyśmy skończyli jeść do dziesiątej, lecz pani Magellan hołdowała zasadzie, że każdy klient, który przyjdzie do "Wodnika" przed zamknięciem drzwi, będzie obsłużony - zwłaszcza w weekendy.

Spóźnialscy chcieli usiąść na tarasie i wybrali sobie stolik w mojej części. O wpół do jedenastej, podczas gdy moje koleżanki kelnerki od dawna miały już wolne, ja dopiero podawałem swoim klientom rachunek. Była to czwórka młodych miłych ludzi, którzy co chwila mnie przepraszali, że przez nich muszę pracować o takiej porze, więc nie miałem do nich pretensji, zwłaszcza gdy wyszli, zostawiwszy suty napiwek.

Kiedy przyszedłem do główej sali, cały personel siedział już przy kolacji. Pan Nowak, szwagier pani Magellan, który stał za barem i przyjmował od kelnerów pieniądze do kasy, już wyszedł. Oddałem pieniądze za rachunek szefowej, a dziesięciodolarowy banknot, który dostałem od ostatnich gości jako napiwek, chciałem włożyć do skarbonki.

Ale miejsce na blacie baru, gdzie zawsze stała, było puste.

- Gdzie skarbonka? - rzuciłem zdziwiony.

- Gdzie skarbonka? - zawtórowała mi papuga.

Wszyscy siedzący przy stole odwrócili się w moją stronę.

- Nie ma jej przy kasie? - spytała pani Magellan.

- Nie - odparłem. Obszedłem bar dookoła, rozglądając się uważnie; popatrzyłem nawet na podłogę. - Nigdzie jej tu nie widzę.

- Gdzie skarbonka? Gdzie skarbonka? Gdzie skarbonka? - rozgadała się papuga tuż nad moja głową.

- Larry, bardzo cię lubię - zwróciłem się do niej. - Ale mógłbyś mi tak nie skrzeczeć nad uchem?

Rozległo się szuranie krzeseł. Dziewczyny zaczęły wstawać od stołu i wkrótce przy barze zrobił się tłok, ponieważ wszyscy zaczęliśmy szukać zguby.

- To dziwne - powiedziała szefowa, która również się podniosła i dołączyła do reszty.

- To dziwne. To dziwne - zgodził się z nią Larry.

- Może pan Nowak gdzieś ją schował - zasugerowała Daria.

- Nie wydaje mi się - rzekła pani Magellan. - Nigdy jej nie dotykał, więc nie rozumiem, dlaczego akurat dzisiaj miałby to zrobić.

- Może dlatego, że dzisiaj było w niej kupę forsy - odezwała się Katie, która jako jedyna pozostała przy stole.

- Co chciałaś przez to powiedzieć? - zapytała pani Magellan.

Nie widziałem jeszcze właścielki "Wodnika" wytrąconej z równowagi, ale teraz ze zdenerwowania drżał jej podbródek.

- Ja? Nie, nic nie chciałam powiedzieć - odparła Katie, wstała i wolno podeszła do baru.

- Pan Nowak pracuje tutaj od panad dwudziestu lat i przez ten czas w kasie nigdy, ale to nigdy nie brakowało ani centa - oświadczyła starsza pani, mierząc ją wrogim spojrzeniem.

- Ja niczego nie sugerowałam - zaczęła się bronić.

- No, mam nadzieję - rzuciła. - Mogę jednak do niego zadzwonić i zapytać, czy coś wie - zaproponowała, po czym spojrzała na zegarek i dodała: - Na pewno już dojechał do domu.

Kiedy wybierała numer swojego szwagra i rozmawiała z nim, rozległy się najpierw ciche, a potem coraz głośniejsze rozmowy. Każdy próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział skarbonkę.

Atmosfera zrobiła się napięca, zwłaszcza gdy okazało się, że pan Nowak o niczym nie wie i mógłby przysiąc, że kiedy wychodził z restauracji, skarbonka stała na swoim miejscu przy kasie.

- Ktoś ją buchnął! - Rose odważyła się powiedzieć głośno to, o czym wszyscy zdążyli już pomyśleć.

- Ktoś ją buchnął! Ktoś ją buchnął! Ktoś ją buchnął! - rozdarła się papuga.

Podszedłem do klatki, podniosłem z jej dna kawałek suszonego banana i wsadziłem ptakowi do dzioba, żeby się zamknął.

Zapanowała cisza. Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej nieprzyjemna.

- Kto? - spytała Molly przerażonym głosem, patrząc po twarzach obecnych. - Ktoś z nas?

- A niby kto? Larry? - odpowiedziała jej Jasmin.

Papuga, zajęta swoim smakołykiem, nie zwróciła uwagi na to, że padło jej imię.

- Może któryś z gości - odezwałem się nieśmiało. Znałem tych ludzi zaledwie tydzień, nie mogłem jednak uwierzyć, że któregoś z nas byłoby stać na coś takiego.

- Mało prawdopodobne - rzekła Daria. - Klienci nie kręcą się koło baru. Nie przechodzą koło niego ani w drodze do toalety, ani idąc do drzwi.

Miała rację; musiałem się z tym zgodzić, pozostali również.

Znów zapadło długie milczenie. Potem, jedna przez drugą, dziewczyny zaczęły opowiadać, kiedy po raz ostatni widziały skarbonkę albo wkładały do niej pieniądze i gdzie były w czasie, gdy mogła zniknąć. Każdy próbował się ustawić poza podejrzeniami.

Rozumiałem ich, ale sam nie chciałem tego robić. Przez ostatnie pół godziny tylko raz zszedłem z tarasu, żeby przynieść spóźnionym gościom zamówione potrawy. Wracałem koło baru z czterema talerzami, więc nawet gdybym chciał - jak to określiła Rose - buchnąć skarbonkę, musiałbym mieć do tego trzecią rękę. Mogłem to teraz powiedzieć, ale gdybym zaczął się tłumaczyć, oznaczałoby to - przynajmniej dla mnie - że zakładam, iż zrobiło to któreś z nich. A ja wciąż nie chciałem w to uwierzyć.

Stałem w milczeniu, podczas gdy w głównej sali robiło się coraz głośniej. Wszyscy próbowali rekonstruować bieg wypadków, opowiadając o jakichś drobnych szczegółach, które miały miejsce krótko przed i po dziesiątej.

- Pamiętasz, jak obie chciałyśmy jednocześnie wrzucić napiwki do skarbonki? - zwróciła się Molly do Rose.

- Tak, rzeczywiście, było coś takiego. Najpierw razem sięgnęłyśmy do niej, potem obie cofnęłyśmy ręce, znów jednocześnie je wyciągnęłyśmy i tak kilka razy. Ja chyba w końcu wrzuciłam pierwsza, a ty zaraz po mnie.

- Właśnie! - zawołała Molly - To było dokładnie pięć przed dziesiątą. Pamiętam, że spojrzałam na zegarek.

- W takim razie ja wrzucałam ostatni napiwek po was - wtraciła się do ich rozmowy Jasmin. - Jestem tego pewna, bo Criss skończył śpiewać, a dziewczyny - zerknęła na Katie i Martę - zabierały się za pakowanie instrumentów.

Przypomniano sobie kolejne szczegóły, które właściwie nic nie wnosiły do sprawy. Ja, z dziesięciodolarowym banknotem w ręku, którego nie miałem dokąd wrzucić, stałem przy barze, coraz bardziej zniesmaczony tą sytuacją.

W pewnym momencie Katie, przekrzykując głosy innych, zawołała:

- Hej, moglibyście się na chwilę uciszyć?! Czy wy naprawdę myślicie, że ktoś z nas mógł zwinąć tę kasę?

Wreszcie coś mądrego, pomyślałem.

- To by oznaczało, że skarbonka wciąż jest tutaj - ciągnęła. - A skoro tak, to czemu nie ściągnąć policji, żeby zrobiła przeszukanie?

To spodobało mi się już znacznie mniej.

- Policja? - przychnęła Rose. - Z powodu skarbonki?

- Była w niej niezła kasa - odparła Katie. - A poza tym kradzież to kradzież.

- Racja - przyznała Daria.

Dziewczyny, najpierw sceptyczne wobec pomysłu Katie, teraz coraz bardziej zaczęły się ku niej przychylać.

- Może - rzuciła jeszcze niepewnie Jasmin.

- Co "może"? - skrytykowała jej wahanie Molly. - Trzeba ich ściągnąć.

- Dzwonimy do komendanta - gorączkowała się Daria.

Rozumiałem ich. Byli niewinni i wierzyli, że policja oczyści ich z podejrzeń.

- Zaraz, chwilę - powstrzymała ich Katie. - Czy wy naprawdę myślicie, że ktoś, kto zwinąłby tę kasę, siedziałby tu teraz z założonymi rękami i czekał na policję?

Nikt jej nie odpowiedział. Pracownicy popatrzyli tylko po sobie i pokiwali głowami.

- Możesz wyjaśnić, do czego zmierzasz? - nie wytrzymałem, miałem już dość tej nieprzyjemnej sytuacji i zależało mi na tym, żeby zakończyć ją jak najszybciej.

- Do tego, że tej osoby, która zwinęła kasę, już dawno tu nie ma.

Zerknąłem na szefową i zobaczyłem, że znów zaczął jej drgać podbródek.

Katie najwyraźniej również to dostrzegła.

- I tą osoba nie jest pan Nowak - dodała.

- A kto? - posypały się pytania.

Na jej ustach ujrzałem sarkastyczny uśmiech, który bardzo mi się nie spodobał. Ta opalona, bardziej już kobieca niż dziewczęca twarz, która dotąd tak mnie zachwycała, nagle przybrała nieprzyjemny wyraz.

- Kto?! - prychnęła. - A niby kto wychodzi stąd pierwszy?

Czułem, że wewnątrz cały się gotuje. Wystarczył mi jeden rzut oka na szefową i domyśliłem się, że z nią dzieje się to samo.

- Harry? - zapytała cicho Rose.

Katie tylko uśmiechnęła się i ostentacyjnie wzruszyła ramionami.

- Katie, to nie Harry! - zawołałem, zaskakując tym samego siebie.

Gdybym musiał odpowiedzieć na pytanie, kogo broniłem - Harrego, chłopaka, którego jeszcze przed dwoma dniami nie lubiłem, czy po prostu człowieka bez żadnych dowodów posądzonego o kradzież - nie potrafiłbym tego zrobić.

- To nie Harry! To nie Harry! To nie Harry! - zawtórowała mi papuga.

- Ty się, Larry, nie wtrącaj - powiedziała jej Molly.

- Czemu nie? - zażartowała Rose. - Larry wisiał nad skarbonką, więc musiał wszystko widzieć. Jak przyjedzie policja, jego pierwszego powinna przesłuchać. Prawda, Larry? - spytała, podchodząc do klatki.

- To nie Harry! To nie Harry! To nie Harry! - skrzeczała dalej papuga.

Dzięki niej napięcie trochę opadło i atmosfera się rozluźniła.

- Nie? - wdała się z nią w rozmowę Rose. - To kto? - spytała przy wtórze śmiechu reszty.

- Katie! Katie! Katie! - zawołała.

Pracowicy "Wodnika" roześmiali się jeszcze głośniej. Larry znał imiona więszkości z nas. Sam któregoś dnia przed pracą stałem przy jego klatce, dopóki nie zaczął za mną powtarzać "Louis! Louis! Louis!". Podobnie robili inni. Zdarzało się, że wykrzykiwał ich imiona z sobie tylko znanych powodów, nawet wtedy, gdy tego kogoś nie było w pobliżu.

Teraz nikt więc nie przywiązywał uwagi do jego oskarżenia.

Nikt poza Katie, której twarz zrobiła się czerwona ze złości.

- Zamknij się, ty durne ptaszysko! - wrzasnęła, zamachnęła się na klatkę i uderzyła o nią tak, że przestraszony Larry zeskoczył z drążka, na którym siedział, na niższy. Po chwili jednak najwyraźniej doszedł do siebie, bo znów zaczął skrzekliwie powtarzać:

- Katie! Katie! Katie!

- Zamkniesz się wreszcie czy nie?! - przyknęła Katie i ponownie się zamierzyła na klatkę, lecz stojący najbliżej Criss chwycił ją za rękę.

- Przestań się wyżywać na biednym ptaku - powiedział, wciąż ją trzymając.

Katie próbowała się z nim szarpać, ale Criss był od niej przynajmniej o pół głowy wyższy i bardziej atletycznie zbudowany, więc zrezygnowała ze stawiania się.

Śmiechy ucichły. Wszyscy patrzyli na Katie.

- No co? - rzuciła nieswoim głosem. - Co się na mnie tak gapicie? - Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. - Nie sądzicie chyba, że to bydlę - rzuciła okiem na Larrego, który w końcu zamilkł i obserwował paciorkowatymi oczami całą scenę, jakby był ciekawy rozwoju wypadków - wie, co mówi?

Nikt jej nie odpowiedział.

Patrzyłem na nią i nie mogłem uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która mi się jeszcze niedawno tak podobała. Larry, jak na papugę, był może i mądry, ale to przecież tylko ptak i gdyby nie gwałtowny wybuch Katie, nigdy nie potraktowałbym poważnie tego skrzekliwego gadania.

Kiedy przed chwilą padło podejrzenie na Harrego, wszystko we mnie zaprotestowało przeciw rzucaniu oskarżeń bez dowodów winy. Przeciwko Katie również nie było żadnych konkretnych dowodów, mimo to zacząłem ją podejrzewać.

Gdy rozejrzałem się i zobaczyłem wbite w nią spojrzenia, uświadomiłem sobie, że inni myślą to samo co ja.

- Może by tak zajrzeć do tych jej kufrów na sprzęt nagłaśniający - rzuciła cicho Molly.

Odpowiedziały jej pomruki aprobaty.

- Zaraz, zaraz - powiedziała Katie, wciąż z tym samym uśmiechem na twarzy. - Naprawdę myślicie, że to ja?

- Od sceny do baru są góra cztery metry - zauważyła Jasmin - Miałaś blisko.

Popatrzyłem na Chrissa i Martę. Byli przyjaciółmi Katie, ale oboje stali wystraszeni, nie próbując jej w żaden pomóc. Wniosek nasuwał mi się jeden - albo byli beznadziejnymi przyjaciółmi, albo wiedzieli, że jest winna, i we własnym interesie nie chcieli się w to mieszać.

- Wam naprawdę kompletnie odbiło! - zawołała Katie, cofając się kilka kroków w stronę podwyższenia, na którym ona i Marta zostawiły instrumenty.

Daria, Rose i Jasmin szły za nią.

Kiedy się zatrzymała, te trzy również przystanęły. Gdy zrobiła kolejnych parę kroków, ruszyły za nią.

Wstrzymałem oddech. Nie podobało mi się to, co się działo. Czułem, że nawet jeśli Katie jest winna, nie powinno się tego załatwiać w ten sposób.

Chciałem krzyknąć: Przestańcie, tak nie można! Zanim się jednak zebrałem na odwagę, usłyszałem głos szefowej, która dotąd - choć widać było, jak bardzo jest zdenerwowana - nie ingerowała.

- Nie, moi kochani - powiedziała głosem cichym, ale nieznoszącym sprzeciwu.

Daria, Rose i Jasmin zatrzymały się.

- To jest moja restauracja i nie pozwolę tu na coś takiego - oświadczyła. - Rozumiem was. Zginęły wasze pieniądze i nic dziwnego, że zależy wam na tym, żeby się dowiedzieć, co się z nimi stało. Chcecie dochodzenia, proszę bardzo, ale od tego jest policja - ciągnęła. - Poza komendantem okręgowym, który czasami przychodzi tu z żoną na kolację, w "Wodniku", od kiedy istnieje, nigdy nie było żadnego policjanta i nie powiem, żebym była zachwycona tym, że się tu jacyś pojawią, ale trudno. Ukradziono wam wasze pieniądze i macie prawo je odzyskać albo przynajmniej wiedzieć, kto za to odpowiada. - Wolno przesunęła wzrokiem po twarzach swoich pracowników. - Wszystko zależy od was. Jeśli tak zadecydujecie, natychmiast dzwonię do biura komendanta.

Odetchnąłem z ulgą. Szefowa - według mnie - postąpiła właśnie tak, jak powinien postąpić każdy człowiek, dla którego prawo nie jest tylko bezwartościowym zbiorem przepisów. Podziwiałem ją za to.

Zapadła cisza. Wyraźnie nikt nie chciał się wyrywać.

Pani Magellan nie popędzała nas; usiadła przy najbliższym stoliku i cierpliwie czekała na naszą decyzję. Zebraliśmy się w ciasnej grupie i zaczęliśmy rozmawiać między sobą przyciszonymi głosami. Tylko Marta i Criss stali na uboczu, a Katie siedziała na podium z nogami wiszącymi w powietrzu i futerałem z gitarą na kolanach. Minę miała taką, jakby to, co my postanowimy, ani trochę jej nie poruszało. Zauważyłem jednak jej rozbiegany wzrok i byłem pewny, że to udawanie obojętności nie przychodziło jej łatwo.

Katie albo blefowała, albo nabierała coraz większej pewności siebie, ponieważ w pewnym momencie uśmiechnęła się i powiedziała:

- Może byście tak ustalili wreszcie, co robić. Pośpieszcie się, bo nie mam zamiaru siedzieć tu do rana.

Daria, najwyższa i chyba najsilniejsza z dziewczyn, zacisnęła pięść i chciała ruszyć w jej stronę.

- Daj spokój - powstrzymała ją Rose.

Na początku prawie wszyscy byli zdania, że trzeba ściągnąć policję. Również byłem za tym, tylko że z całkiem innego powodu niż reszta personelu. Oni byli przekonani o winie Katie i chcieli odzyskać swoje pieniądze, ja miałem wątpliwości i wierzyłem, że policja pomoże mi je rozwiać - w tę albo w drugą stronę.

Pierwsza zaczęła się wahać Molly.

- Słuchajcie, ale to chyba nie jest najlepsze dla lokalu, jeśli pojawiają się w nim gliny i przeprowadzają dochodzenie.

- No nie, nie jest najlepsze - przyznałem jej rację.

- No to może... - zaczęła Molly, ale Daria, najbardziej z nas wszystkich nastawiona bojowo, nie dała jej skończyć.

- I co, ma jej to ujść na sucho? - zapytała, zerkajac kątem oka na Katie.

Chciałem powiedzieć, że jej wina nie jest jeszcze dowiedziona, lecz podkreślałem to już kilka razy, ale reszta wydawała się tego nie słyszeć.

- Wiecie, ile tam było forsy? - gorączkowała się Daria. - To był wyjątkowo dobry wieczór. Ja sama wrzuciłam do skarbonki ponad pięć dych.

- Ja chyba z sześćdziesiąt - przelicytowała ją Jasmin.

Też mogłem się pochwalić ładną sumą, ale nie chodziło mi o pieniądze. Gdyby to ode mnie zależało, oddałbym wszystkie przypadające na mnie napiwki z całego tygodnia albo i dwóch, żebym tylko mógł dzięki temu zapobiec tej okropnej sytuacji.

Spojrzałem na szefową. Pani Magellan wyglądała na bardzo zmęczoną. Ciężko pracowała, a przecież miała już swoje lata. I teraz jeszcze ta historia...

Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Zarabiałem w "Wodniku" i tak więcej, niż spodziewałem się uzbierać w czasie tych wakacji. Pewnie, że każdy dodatkowy dolar cieszył, ale byłbym gotowy z nich zrezygnować, jeśli w ten sposób zaoszczędziłbym kłopotów szefowej, która i tak poszła mi na rękę, pozwalając u siebie zamieszkać.

- Słuchajcie - powiedziałem. - A gdybym zrezygnował ze swojej części napiwków, na przykład przez dwa tygodnie?

- Dlaczego miałbyś rezygnować? - zdziwiła się Rose.

- Żebyście dostali to, co straciliście dzisiaj.

- Ale dlaczego?

- Może jednak byłoby lepiej, gdyby nie przyjeżdżała tu policja - odparłem.

- Bronisz ją? - Daria popatrzyła na mnie podejrzliwie.

Czyżby zauważyła wcześniej, że Katie mi się podobała? Jeśli tak, to to, co im kilkakrotnie powtarzałem o konieczności udowodnienia winy, zanim się zacznie rzucać oskarżenia, musiała zainterpretować po swojemu. Ale w tym momencie było mi wszystko jedno, co sobie pomyślała Daria.

- Nie, nikogo nie bronie, chodzi mi przede wszystkim o panią Magellan, o to, żeby nie miała kłopotów, i o reputację "Wodnika". - Mówiłem trochę podniesionym głosem i szefowa mnie usłyszała.

- Moi kochani - powiedziała, wstając od stołu. - Ta restauracja jako jedyny lokal nad jeziorem w tym okręgu przetrwał ostatni huragan, a skoro tak, to przetrwa również wizytę kilku policjantów. "Wodnikiem" i mną się nie przejmujcie. Zróbcie to, co nakazuje wam sumienie.

A sumiennie mówiono nam, że ta starsza pani, która była dla nas szczodrą i sprawiedliwą chlebodawczynią, choć próbuje być dzielna, ledwie trzyma się na nogach i po tym pracowitym dniu dawno już powinna być w łóżku.

- Masz rację, Louis - rzuciła Jasmin cicho, kiedy szefowa skończyła. - Nie powinniśmy tu ściągać policji.

Molly i Jasmin pokiwały głowami. Daria jeszcze przez chwilę próbowała oponować, w końcu jednak uznała, że stanowi mniejszość.

- Trudno - prychnęła. - Wszystko przez tę cholerną demokrację. Ja tam znam lepsze metody niż demokratyczne - dodała, unosząc zaciśniętą pięść. - A ty, Louis, zapomnij o tym oddawaniu nam swoich napiwków. Poradzimy sobie bez nich, a ten, co je wziął, niech się nimi udławi.

- To co, namyśliliście się wreszcie? - odezwała się Katie, która wciąż siedziała na podwyższeniu. Niby beztrosko machając nogami, udawała, że w ogóle nie jest zainteresowana rezultatem naszej dyskusji, ale słuchała tego, co mówiliśmy. - Mogę się już iść wyspać?

- Spadaj - rzuciła Daria i chwilę później Katie, z gitarą pod pachą i kufrem ze sprzętem nagłaśniajacym, szła już w kierunku drzwi, przy wtórze Larrego, który ocknął się po długim milczeniu i wykrzykiwał:

- Spadaj! Spadaj! Spadaj!

Criss i Marta pobiegli za nią.

- Spadaj! Spadaj! Spadaj! - powtarzała papuga.

- Larry, ona już poszła - zwróciła się do niej Rose. - Nie musisz się już dłużej tak wydzierać.

I Larry się zamknął.

- On naprawdę jest mądrzejszy, niż nam się wszystkim wydaje - rzekła Jasmin.

- Pewnie - powiedziała Daria. - W końcu wykrył złodzieja. Byłeś lepszy niż gliny, Larry. Tyle że gliny wyprowadziłyby stąd Katie w kajdankach. - Minę wciąż miała wściekłą. Pokiwała głową i dodała: - Nie mogę uwierzyć, że pozwoliliśmy jej tak po prostu odejść.

Mnie niepokoiło co innego. Dotychczas między pracownikami "Wodnika" nie było żadnych konfliktów. Stanowili zgrany zespół. Co prawda Harry trzymał się na uboczu i z nikim się nie przyjaźnił, ale też nie wchodził nikomu w drogę. Teraz to wszystko się zmieni. Nie wyobrażałem sobie, jak od jutra będą wyglądały stosunki pomiędzy Katie i pozostałymi.

Continue Reading

You'll Also Like

20.7K 1.1K 42
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
41.8K 1.6K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
11.6K 538 23
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
369K 22.2K 35
Gdzie Louis jest nowym nauczycielem edukacji seksualnej, a Harry nienawidzi tego przedmiotu. Paringi: Larry, Ziallam 19.12.2017r. - #202 w ff! 26.12...