Ignosce me

By Menchester

47K 2K 1.6K

„Przebaczyć komuś szczerze może tylko ten, kto wcześniej tego kogoś naprawdę zrozumiał." -Stefan Pacek ... More

Prolog
1. "Pięć lat temu"
2. "Moja siostra umarła pięć lat temu"
3. "Ale to ku*wa jej wina!"
4. "Przestraszyłeś mnie Mike"
5. "Teraz będziesz nas zlewać dla siostry!"
6. "(...)nie zwrócisz mu pięć lat cierpień i tęsknoty za tobą(...)"
8. "- Czemu oni się biją? - Myślę, że to przez ciebie"
9. " Mówiłam mu, że nie..nie chce, a on... (...)"
10. San Diego.
11. " Ty też jesteś dla mnie nadal ważny (...)"
12. "Wszystkiego najlepszego siostrzyczko"
13. Walentynki
14. "Jesteś zazdrosny"
15. Dwudziesty trzeci marca.
16. Luna.
17. "Upadłam na samo dno"
18. "Nie jestem na nic chora!"
19. Kalifornia
20. Wakacje
21. "- Jesteś moja"
22. Wybaczenie.
23. "Jestem chory"
24. "Dlaczego mnie zostawiasz?"
Epilog

7. "A ty co, oświadczasz się mi?"

1.9K 84 27
By Menchester


  
Trzymajcie niezpowiedziany rozdział!

 Miłego czytania!

   Stanley Gian, czyli ojciec mojej mamy i Amandy. Najbardziej przerażający i oschły starzec jakiego zdążyłam poznać w całym moim siedemnastoletnim życiu. No prawie siedemnastoletnim.

   Po śmierci babci, stał się bardziej przerażający niż był. Jego wygląd odstraszał już z kilometra, a aura jaką roznosił jeszcze bardziej odpychała, ale to dopiero śmierć babci przyniosła za sobą takie skutki. Wcześniej mimo swojego wyglądu miał całkiem zacny charakter. Na dzień dziadka zawsze dawał nam słodycze mimo iż to było jego święto. Laurki ode mnie zawsze wieszał na lodówce i uśmiechał się. Teraz jego uśmiech był rzadkością.

   Spanikowana spojrzałam na Mike, który też nie wiedział co robić. Z moich obliczeń wynikło, że mamy jakąś minutę za nim dziadek zdejmie swoje skórzane sandały. Żeby nie trafić na niego musimy przejść przez salon, ale nie mam pojęcia gdzie oni przyjdą. Czy do kuchni i usiądzie na barowym krześle i poczeka aż mama zrobi mu herbatę, czy od razu do salonu.

   Pociągnęłam Mike do siebie, żeby schował się za ścianką, aby nie było go widać, gdy będą przechodzić koło wejścia do kuchni. Nadsłuchiwałam kroków aż w końcu je usłyszałam. Dziadek walił laską o panele w korytarzu przechodząc koło wejścia wraz z mamą u boku. Nie weszli do kuchni, czyli poszli do salonu. Trzymając Mike za rękę pociągnęłam go do wyjścia z kuchni i przebiegłam przez korytarz na schody.

   Gdy byłam już z Mike'em na górze odetchnęłam z ulgą, gdy ten zaczął się śmiać. Nie zwracając uwagi na niego weszłam szybko do pokoju i wzięłam kosmetyki, żeby zrobić szybki makijaż, który zakryję mojego potężnego kaca, który po tabletce nie był aż tak wyczuwalny. Zakryłam wory pod oczami i nałożyłam mascare. Było na pewno lepiej niż gorzej, więc podbiegłam do szafy i wyciągnęłam obcisłą czarną bluzkę i czarne jeansy. Ubrałam na siebie wszystko w momencie, gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Mike. Popatrzałam na niego rozczesując włosy i związując je w wysoką kitkę.

   – Chodź na dół – mruknął po czym wyszedł. Zrobiłam to samo co on i wypuściłam przeciągłe powierzę podczas schodzenia ze schodów. I to wcale nie ze zmęczenie, ale ze stresu. – Witaj dziadku – przywitał się Mike wchodząc do salonu. Podał dziadkowi rękę, którą dziadek przyjął.

   – Cześć dziadku – również się przywitałam schylając się, żeby pocałować policzek dziadka.

   – Lilianno – powiedział twardo, aż poczułam ciarki na plecach. – Dlaczego nie powiedziałaś, gdy byłem u Amandy, że wracasz? – pytał tym swoim zachrypniętym głosem.

   – Nie byłam jeszcze tego pewna, czy wracam – odpowiedziałam cicho siadając na fotelu.

   Westchnęłam cicho, gdy Mike zaczął zagadywać dziadka, który odpowiadał mu, tylko wymijająco. Spojrzałam na mamę, który położyła na stoliku dwa kubki z malinową herbatą, ponieważ jej zapach czuć było z kilometra. Mama wróciła do kuchni, więc postanowiłam jej potowarzyszyć. Akurat wyciągała z szafki paczkę ciastek.

   – Czemu nie powiedziałaś, że dziadek przyjeżdża? – szepnęłam cicho, aby nas nie słyszał.

   – Sama nie miałam pojęcia. Byłam u krawcowej, żeby odebrać twój mundurek kiedy zadzwonił mówiąc, że jest jakieś cztery kilometry od naszego domu –  westchnęła wykładając na talerz ciastka.

   – Czekaj, jaki mundurek? – zapytałam poważnie, bo nie myślałam, że będą jakiekolwiek mundurki.

   – Dopiero są od pierwszego semestru, ale większość chłopaków ich nie nosi i nie raz robili strajk o to, żeby wycofali je, ale no niestety, nic z tego – wytłumaczyła wzruszając ramionami.

   Japierdole, jeszcze jakieś mundurki.

   Wróciłam z mamą do salonu nakładając sztuczny uśmiech na twarz i usiadłam na fotelu. Wyłączyłam się z rozmowy po dwudziestu minutach słuchania jak to państwo mało płaci emerytom i takie tam.

   – Jesteście przygotowani na nowy semestr? – zapytał oschle.

   – Jeszcze nie – westchnął Mike przeczesując swoje brązowe włosy.

   – Jakby David żył, byście dawno byli przyszykowani – powiedział zimno mierząc moją mamę chłodnym spojrzeniem. 

   I było tak za każdym razem, gdy dziadek przyjeżdżał. Faworyzował zawsze mężczyzn. Tata i Alex, byli tymi najlepszymi, którzy wiele osiągnęli i najlepiej wychowują dzieci. Nawet jak mieszkałam w San Diego, to dziadek mówił jak to Amanda, będzie złą matką, bo jest za młoda, bo nawet dobre pracy nie ma i dobrej szkoły nie ma skończonej. 

   Po śmierci taty, przyjechał przed moim wyjazdem i powiedział, jak to on nam współczuję żyć z samą matką, która nie umie zająć się własnym domem, a co dopiero być samotną matką w żałobie, zajmującą się zbuntowanym nastolatkiem i dziewczynką wchodzącą w nastoletnie życie.

   – W takim razie dziadku my musimy cię przeprosić, ponieważ jutro zaczynamy nowy semestr i powinniśmy się przygotować – spojrzał na mnie Mike, dając to co dziadek chyba chciał usłyszeć od wejść do tego domu. O dziwo dziadek również wstał. 

   – Ja też muszę się zbierać – westchnął i spojrzał na moją mamę. – Podjadę jeszcze na cmentarz do Davida i wracam do domu – Oznajmił po czym po prostu wyszedł z salonu. Zdezorientowana mama poszła za nim, a ja i Mike usiedliśmy z powrotem na swoich miejscach czekając na mamę.

   Słyszałam jak mama żegna się ze swoim ojcem i zamyka drzwi. Wróciła do salonu i usiadła na kanapie i westchnęła.

   – Siedział dwie godziny i mnie skrytykował, ale powinnam się przyzwyczaić – wymamrotała biorąc ciastko. – O której wróciliście? –  spytała, jakby nigdy nic jedząc ciastko.

   – No tak jakby.. – zaczął Mike, gdy ja się zaśmiałam.

   – Nie pamiętacie? – zapytała mama ze śmiechem, na co oby dwoje przytaknęliśmy. – Lily, idź do samochodu i tam na tylnych siedzeniach masz trzy spódniczki, trzy koszule i krawat. Tam też masz bluzę z logiem – Wytłumaczyła, więc wstałam i wyszłam z domu na podwórze.

   Stanęłam przed tylnymi drzwiami czarnego audi Q8 50 TDI. Otworzyłam drzwi, które były otwarte i schyliłam się po mundurek. Zamknęłam drzwi i z ubraniami skierowałam się do domu. Weszłam do salonu, ale nikogo tam nie było. Schodami poszłam na górę i w sypialni mamy dochodziły głosy, więc tam też poszłam.

   – Połóż rzeczy to ja ci je wyprasuję –  powiedziała kiedy weszłam do jej pokoju. Położyłam rzeczy na łóżku, gdy teraz wszedł Mike. – Jutro jedziecie razem na ósmą, tylko się nie spóźnijcie. Mnie jutro nie będzie, bo o szóstej zaczynam pracę – powiedziała wyjmując z brązowej szafy czerwone żelazko.

   Wyszłam z jej sypialni i weszłam do pokoju orientując się, że przez cały dzień nie używałam telefonu. Usiadłam i wzięłam go do ręki.

   Od Navy do alkoholików:

   Pogadamy jutro. Przyjedźcie wcześniej i czekajcie na mnie na ławkach.

   Od Adelin:

   Coś się stało?

   Od Navy:

   TAK.

   Jak Navy tak napisał to znaczy, że coś się stało. Tylko nie miałam bladego pojęcia co. Fakt nie połączył się z nami na rozmowie, gdy wstałam, ale myślałam, że spał. Dowiemy się jutro.

   Wyłączyłam telefon i podeszłam do nierozpakowanych jeszcze kartonów i zaczęłam szukać wszystkiego do szkoły. Wyjęłam czarny plecak z Nike i mały czarny piórnik na długopisy i ołówki. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie mam żadnych książek na jutro. Wstałam i poszłam do pokoju Mike'a. Zapukałam cztery razy i weszłam do środka.

   Pokój się nic nie zmienił. Te same granatowe ściany, te samo łóżko i komoda w której Mike często chował słodycze, żebym nie jadła.

   – Czekajcie chłopaki – powiedział Mike wyciszając się z rozmowy. – Co tam?

   – Bo zastanawiałam się co z książkami na jutro – powiedziałam zamykając drzwi.

   – Cześć Lily! – krzyknął Ian, którego było widać na ekranie. Pomachałam mu, bo Mike się wyciszył, więc nie byłoby mnie nawet słychać.

   – Masz szczęście, że nigdy ich nie wyrzucam i mam z drugiej klasy –  powiedział schodząc z łóżka i podchodząc do szafy. Wyjął karton i wyjął z niego kilka książek. – Tu masz te wszystkie, które będą ci potrzebne na drugi semestr – wrócił na łóżko kładąc się i kładąc laptopa na swoje uda.

   – Dzięki...I Mike – zaczęłam na co popatrzył na mnie. – Przyjdziesz za jakiś czas do mojego pokoju? – spytałam nie pewnie trzymając klamkę od drzwi.

   – Jasne – powiedział wracając do rozmowy z chłopakami. Wyszłam z pokoju i nagle cały stres ze mną zszedł.

   Ponownie weszłam do pokoju i napisałam do Scarlett, żeby wysłała mi nasz plan lekcji. Spakowałam wszystko na jutro i uznałam, że o dwudziestej trzydzieści zacznę wszystko powtarzać z mojej byłej szkoły. Podeszłam do kartonu i wyciągnęłam z niego prezent dla Mike, który położyłam na łóżku oraz prezent dla mamy.

   Z jej prezentem zeszłam do kuchni, gdzie siedziała i czytała książkę. Jestem pewna, że miłość do książek odziedziczyłam po niej. Podeszłam do niej, gdy ona przeniosła na mnie swój wzrok.

   – Co? – spytała marszcząc śmiesznie brwi.

   – Trochę spóźnione, ale wszystkiego najlepszego z okazji świąt Bożego Narodzenia! – powiedziałam ukazując moje białe zęby. Moja mama zaszokowana wstała z fotela i objęła mnie ramionami całując w policzek.

   – Dziękuję, ale nie trzeba było –  powiedziała przyjmując prezent i zaczęła rozdzierać papier świąteczny. Pod papierem było czarne pudełeczko. Mama spojrzała na mnie nie pewnie, kiedy ja się uśmiechałam. Otworzyła wieczko i ukazał jej się srebrny łańcuszek z trzeba kółeczkami. Na jednym było moje imię, na drugim imię Mike, a na trzecim imię taty. Mama spojrzała na mnie z załzawionymi oczami i przytknęła rękę do ust. – To jest...To jest takie śliczne Lily – powiedziała odkładając prezent na stolik i przytuliła mnie. – Dziękuję –  powiedziała patrząc na prezent.

   Mama wróciła do czytania, a ja poszłam do kuchni zrobić sobie malinową herbatę. Z kubkiem gorącej cieczy weszłam do pokoju. Poukładałam mniej więcej bałagan na łóżku i wsunęłam kartony pod ścianę, żeby nie zagradzać pokoju. Wyjęłam jeszcze moje stare zeszyty i te nowe, które nie były używane. Rozłożyłam te zeszyty, które będą mi potrzebne do jutrzejszych lekcji.

   Wzięłam piżamy i skierowałam się do toalety, aby zmyć z siebie wszystko z dzisiejszego dnia.

   Weszłam do pokoju poprawiając włosy. Zaraz po mnie wszedł Mike. Zdezorientowana ustałam na środku pokoju i wpatrywałam się w niego.

   – Chciałaś, żebym przyszedł to jestem – powiedział opierając się ramieniem o ścianę.

   – A tak – podeszłam do łóżka i wzięłam zapakowany pakunek. – Trochę spóźnione, ale wszystkiego najlepszego z okazji święta Bożego Narodzenia –  wyciągnęłam w jego stronę na co zmarszczył brwi, ale przyjął go.

   Zaczął rozdzierać papier, co jakiś czas patrząc na mnie.

   – A ty co, oświadczasz się mi? – zapytał z głupkowatym uśmiechem, gdy jego oczom ukazało się granatowe pudełko jak do pierścionka. Fakt

   – Ha, ha, ha zabawne. Otwórz –  zaczęłam się niecierpliwić, a ten idiota robił to specjalnie.

   W końcu otworzył czarne pudełku, w którym leżał czarny sygnet. Lecz po drugiej stronie były złote, wygrawerowane imiona.

   Mike, Lily, Aurora, David

   Mike przyglądał się przez chwilę sygnetowi, gdy ja ze stresu zaczęłam przegryzać moją dolną wargę.

   – Lily – zaczął podnosząc na mnie wzrok.

   – Jak ci się nie podoba, albo go nie chce to..to rozumiem – powiedziałam od razu.

   – Lily.. to jest piękne – powiedział z zadumie, a mi spadł kamień z serca.

   – To dobrze, bo myślałam, że ci się nie pod.. – nie dokończyłam, ponieważ Mike wziął mnie w ramiona.

   – Dziękuję – podziękował a ja stałam jak zaczarowana. Objęłam go mocniej i wcisnęłam twarz w jego szyję. – Nie pamiętasz wczoraj, co mi mówiłaś prawda? – spytał gdy ja zmarszczyłam brwi.

   – Pewnie jakieś głupoty – zarzekłam się, gdy oblała mnie fala wstydu.

   – Przepraszałaś mnie – powiedział odrywając się ode mnie. Zmarszczyłam brwi, bo totalnie nie pamiętam tego, ale jeśli go przepraszałam było to w stu procentach szczere.

   – Jeśli tak było... To mówiłam szczerze, bo jestem za tym, że pijani mówią to co boją powiedzieć się na trzeźwo –  odwróciłam się do niego plecami kładąc papier świąteczny na blat biurka.

   – Chce, żebyś wiedziała że mimo wszystko, tego całego bólu jaki przyniósł mi twój wyjazd – zawahał się patrząc na moje plecy.– Wybaczam ci – powiedział, gdy ja wstrzymałam oddech i pierwszy raz od jakiegoś czasu sparaliżowało mnie. Nie mogłam się ruszyć ani wziąć porządnego oddechu.

   – Co? – spytałam słabym głosem odwracając się w jego stronę. Stał tam z lekkim uśmiechem patrząc na mnie.

   – Było ciężko, ale... teraz wiem, że ty też cierpiałaś i gdyby nie ta moja upartość miałbym siostrę, która przeze mnie nie była by chora – powiedział, a mi odjęło mowę. Czemu on się obwinia, to moja wina.

   – Mike to moja wina. To wszystko. Zabrałam twoim znajomym szczęśliwego Mike'a. Chciałam wrócić szybciej, ale bałam się, że powrót nawróci depresje i koszmary, ale jak na razie wszystko idzie dobrze i nie mam żadnego nawrotu. I to nie twoja wina Mike, tylko moja.

   Obudził mnie budzik o szóstej rano. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Załatwiłam potrzeby  i obmyłam twarz zimną wodą. Zeszłam na dół, gdzie nikogo nie było. Zrobiłam sobie kawę.  Wzięłam chleb z chlebaka i zrobiłam sobie kanapki z pomidorem. 

   Jeśli nic się nie zmieniło Mike powinien być zadowolony z kanapki z szynką i pomidorem. Z takim zestawem usiadłam na krześle barowym i zajadłam się śniadaniem.

   Skończyłam jeść w momencie, gdy do kuchni wszedł już ubrany w mundurek Mike. Biała koszula z dwoma pierwszymi guzikami odpiętymi i czarne jeansy. Zawiązany czarny krawat i przewieszona przez ramię czarna bluza z logiem szkoły. Na jego palcu zauważyłam sygnet.

   – O kanapki mi zrobiłaś, jak dobrze- zaśmiał się i potargał moje blond włosy. Trzepnęłam jego przedramię i weszłam na górę zostawiając go w kuchni.

   Weszłam do sypialni i spojrzałam na uszykowany mundurek leżący na pościeli. Wzięłam wyprasowaną koszulę i czarną spodniczkę na którą spojrzałam sceptycznie, bo ja i spódniczki lub jakiekolwiek sukienki się nie lubimy.

   Przeszłam do mojego pokoju i z szuflady z komody wyjęłam czarny stanik, majtki i czarne podkolanówki. Przebrałam się w mundurek i spojrzałam na siebie w lustrze. Białą koszulę włożyłam w czarna spódniczkę. Czarny krawat idealnie zawiązany pod brodą, a zapinaną bluzę położyłam na łóżku. Wróciłam do łazienki i umyłam zęby. Nałożyłam krem na twarz i popsikałam włosy odżywką. Rozczesałam je układając przy okazji. Szybko wróciłam do pokoju, żeby zrobić sobie szybki makijaż.

   – Lily, chodź bo się spóźnimy, a mamy być szybciej jeszcze! – krzyknął Mike z dołu.

   Założyłam na ramię czarny plecak i wzięłam telefon. Zbiegłam na dół i kładąc plecak na pierwszym schodzie schyliłam się, żeby założyć vansy.

   – Dupę ci widać – mruknął jakby nigdy nic Mike. Wyprostowałam się i walnęłam go w ramię. – Tylko powiedziałem i ostrzegłem cię, żebyś w szkolę się tak nie schylała – wzruszył ramionami zakładając swoje Jordany.

   Rozejrzałam się i sprawdzając czy mam telefon wzięłam plecak i wyszłam za Mike'em z domu. Zamknęłam drzwi, gdy ten szedł do samochodu. Kluczę schowałam do małej kieszonki plecaka i wsiadłam na miejsce pasażera.

   – Jeszcze Zayden jedzie z nami –  mruknął Mike wycofując z naszej posesji.

   Ustał koło domu Zaydena, gdy ten jedząc bułkę wybiegał z domu. Usiadł z tyłu i przeżuwając bułkę pocałował mnie w policzek i przybił z Mike'em piątkę.

   Przełknął bułkę i biorąc chlust powietrza przywitał się.

   – Cześć – sapnął opadając plecami o fotel.

   – Hej – zaśmiałam się na jego zachowanie, a ten tylko się uśmiechnął i wbił zęby w bułkę. – To teraz mi powiedzcie na kogo mam uważać – westchnęłam przyglądając się moim długim czarnym paznokciom.

   – Więc tak – zaczął Zayden przygotowując się do przemówienia. – Mike zamknij się – ostrzegł go blondyn.

   – Przecież nic nie mówię – obronił się mój brat. Zaśmiałam się na ich zachowanie i zaczęłam słychać Zaydena.

   – Ogólnie nie musisz na nikogo uważać, ale nie ogólnie uważaj na Lory i jej przyjaciółki. Typiara uważa, że jak jej ojciec ma linie hoteli to jest nie wiadomo kim. To jedna typiara. Musisz uważać na groźną Elene, bo niby z niej taki samotnik a wie wszystko o wszystkich. Z twojej klasy... – zastanowił się chwilę. – Nie musisz chyba na nikogo. Będziesz miała Scar i Navy'ego, który zresztą jest na nas wkurwiony. Rodzeństwo Michealson jest przerażający, ale jak rozmawiałem z Gabrielem to wydają się git. I to tyle, a i uważaj na futbolistów, bo są sukinsynami – skończył swoja przemowę, gdy akurat wjeżdżaliśmy na parking szkoły.

   Dobrze, że daleko nie mamy.

   Wysiadłam z samochodu i niektórzy zauważyli mnie, a niektórzy mieli wyjebane co było dla mnie lepsze niż bycie w centrum. Poczekałam na Mike i Zaydena, którzy wraz zemną ruszyli do ławek. Minęłam kilka osób, którzy dziwnie lub z zaciekawieniem patrzyli, ale nie przejmowałam się nimi za bardzo. Wmawiałam sobie, że patrzą tak na mojego brata i Zaydena.

   Podeszłam do ławki przy której siedzieli wszyscy oprócz Ian'a. Przywitałam się z Adelin i Scarlett buziakiem w policzek, a resztę chłopaków przytuliłam pomijając Pana zielonookiego dupka.

   – Jestem – powiedział Ian dysząc i opierając się o moje ramie z racji tego, że siedziałam na brzegu. – Budzik mi nie zadzwonił i gdyby nie Pani Adele spóźniłbym się na lekcje, a nie na jakieś spotkanie które wymyślił Navy – westchnął przesuwając mnie i siadając koło mnie. Navy posłał mu wkurwione spojrzenie, gdy ja prychnęłam z dziewczynami pod nosem.

   – To po co chciałeś tak szybko się spotkać? – spytałam napinając mięśnie gdy moje spojrzenie spotkało się z jakimś napakowanym chłopakiem w bluzie futbolisty. Dlaczego oni nie ma mundurka, gdy wszyscy wokół mają?

   – Najebaliście się w sobotę jak świnie – warknął patrząc na wszystkich po kolei. Zmarszczyłam brwi tak jak większość przy ławce.

   – Co? – spytał Zayden.

   – Nikt nie zauważył, gdy ja musiałem pojechać do mojego domu, bo miałem jakąś awarię. Wróciłem o piątej nad ranem, żeby pomóc sprzątać i spotkałem wszystkich schlanych w trzy dupy. Już niech wam będzie, żebyście się napili, ale kurwa Scarlett na blacie z jakiś typem leżała, Mike i Lily spali pod kocem przytulając się, Hardin z głową na brzuchu Lily, a Adelin spała na stolę pośród rozlanego soku i pozbijanych kieliszków. Nie wypowiem się o Ian'ie, który z dupy znalazł się na schodach. Nie wiem czy ty próbowałeś przejść do sypialni z wódką czy jak, a Zaydena znalazłem na ogrodzie. Simona znalazłem w łóżku z Madison – skończył Navy wzdychając, gdy ja z obrzydzeniem spojrzałam na Hardina, który posłał mi faka. Wywróciłam oczami i wróciłam do twarzy Navy'ego. – Macie szczęście, że macie takiego zajebistego przyjaciela, który odwiózł wszystkich do domu – powiedział i w końcu usiadł pomiędzy Adelin, a Simon'em.

   – Mamy ci podziękować? – spytał kpiąco Hardin, gdy Navy posłał mu nie dowierzające spojrzenie.

   – Tak? – bardziej spytał niż powiedział.

   – Dzięki – powiedzieliśmy równocześnie po czym Navy również się uśmiechnął.

   – I tak było od razu – westchnął z uśmiechem wyciągając sok z plecaka. – I jak Lily podoba ci się szkoła? I mundurki? – poruszył śmiesznie brwiami przez co parsknęłam śmiechem.

   – Gdyby nie mundurki i ten futbolista, który patrzy na mnie jak lis na kurę to było by git – powiedział gdy wszyscy spojrzeli na typa, który stał pośród innych futbolistów.

   – Liam.. – westchnął Mike. – Jeśli cię zaczepi, co na pewno zrobi. Zlej go –  spojrzał na mnie, kiedy przypomniało mi się o kluczyku do szafki.

   – Na pewno tak zrobię, jednak teraz was przepraszam, ale muszę iść do sekretariatu po kluczyk do szafki – oznajmiłam wstając z moje miejsca, na co Ian jęknął, bo opierał głowę o moje ramię.

   Nie patrząc, więcej na nich weszłam do szkoły, gdzie usłyszałam ten typowy gwar rozmów. Wyczułam spojrzenia uczniów na mojej osobie kiedy szłam do sekretariatu Wreszcie stanęłam przed drzwiami i zapukałam kilka razy. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do pomieszczenia.

   – Dzień dobry – powiedziałam przyciągając uwagę sekretarki, która była tu w sobotę. – Ja chciałabym odebrać kluczyk do szafki –  uśmiechnęłam się podchodząc do jej biurka.

   – Jasne już podaję – uśmiechnęła się również, ale szmata nie przywitała się. Podała mi klucz z numerem szafki. Numer szafki to sto piętnaście. Scarlett mówiła, że ma sto jedenaście, a Navy sto dziewiętnaście. Mam pomiędzy nimi.

   Posłałam jej uśmiech i wyszłam nie żegnając się z pomieszczenia. Ma za swoje szmata. Podeszłam do szafki numer sto piętnaście i otworzyłam ją kluczykiem. Wpakowałam tam nie potrzebne książki i sprawdziłam w telefon jaki przedmiot mam teraz. Padło na geografię, więc mam nadzieję, że nie będzie źle, bo lubię ten przedmiot.

   Sprawdzając, że mam jeszcze dziesięć minut do lekcji wróciłam na dziedziniec i usiadłam do ławki na której wszyscy siedzieli.

   – Odebrałaś kluczyk? – spytała Scar zwracając się do mnie. Kiwnęłam głową na "tak" kiedy ona dodała. – Jaki masz numer?

   – Sto piętnaście – ziewnęłam kładąc głowę na ramieniu Iana.

   Resztę przerwy rozmawialiśmy o totalnych głupotach. Wreszcie rozbrzmiał dzwonek i wszyscy razem ruszyliśmy do wejścia szkoły. Idąc korytarzem obok mojego brata, chłopaków i dziewczyn czułam się dość dziwnie, ale starałam się tego nie pokazywać. Podeszliśmy do szafek i każdy oprócz mnie podszedł do swojej. Ja postanowiłam towarzyszyć Scar i Simonowi, bo mieli tuż obok siebie szafki.

   Wyjęli nie potrzebne książki z plecaka i wyjęli te potrzebne.

   – Cóż rozdzielamy się drogie dziewczęta –  mruknął czarnowłosy zamykając szarą szafkę. – Do zobaczenia na lunchu, i powodzenia pierwszego dnia Lily – powiedział po czym odszedł do chłopaków i Adelin, którzy czekali przy szafce Hardina.

   Podszedł do nas Navy i razem poszliśmy na geografię. Weszłam do sali, gdzie było już większość osób i usiadłam ze Scarlett, gdzie trochę podsiadłam Navy'ego, bo to on z nią siedział. Posłał mi zabójcze spojrzenie i usiadł obok nas z rudowłosym chłopakiem od razu z nim rozmawiając. Po chwili do sali weszła nauczycielka mówiąc ciche "Dzień dobry". Kobieta miała koło pięćdziesiątki. Brązowe włosy z pasmami szarości miała spięte w wysokiego koka na czubku głowy. Wyglądała na szczupłą, gdy jej czerwona marynarka pod którą chowała się biała z kilkoma kwiatami sukienka trzymała się na jej ramionach.

   – Witam wszystkich po przerwie świątecznej – powiedziała kiedy odłożyła swoją torbę i kubek z kawą. – Widzę, że mamy nową uczennice. Przedstaw się –  skierowała to zdanie do mnie na co od razu spięły mi się mięśnie, ale posłusznie wstałam.

   – Hej, nazywam się Lilianna Black, ale mówcie mi Lily. Do pani też to kieruję –  powiedziałam kulturalnie na co ona zmarszczyła brwi.

   – Black? Jesteś siostrą Mike? – zapytała nie odrywając ode mnie spojrzenia. Kiwnęłam głową zgadzając się i westchnęłam. – Nie wiedziałam, że ma siostrę – stwierdziła niezmiennie na mnie patrząc.

   Plotki na raz, dwa, trzy.

   – Mieszkałam w San Diego – mruknęłam cicho

   Kobieta pokiwała głową i wróciła do miejsca za biurkiem. Rozpakowałam swoje rzeczy i zaczęłam rozmawiać z Scarlett skoro nauczycielka miała nas w dupie.

   Po chwili jednak uciszyła nas i zaczęła sprawdzać obecność.

   – Dzień dobry, sory za spóźnienie – powiedział dziewczęcy głos kiedy drzwi do sali się otworzyły. Weszła przez nie wysoka czarnowłosa dziewczyna. Miała ciemne znudzone spojrzenie, a jej oczy były pomalowane czarną kredką. Była na prawdę ładna.

   – Panna Michealson spóźniona już pierwszego dnia po przerwie świątecznej. Dobrze, że twój brat ma przynajmniej na tyle kultury, żeby się nie spóźniać – stwierdziła patrząc na dziewczynę, która usiadła przed nami.

   – Po pierwsze, mój brat nie ma kultury, tylko żółte papiery zacznijmy od tego, a po drugie spóźniłam się bo twoja lekcja była pierwsza – sarknęła dziewczyna bujając się na drewnianym krześle. Widzę, że mają na pieńku.

   – Bezczelna – wycedziła przez zęby kobieta i wróciła do sprawdzania obecności. – No dobrze kogo by tu spytać – zagadnęła po sprawdzeniu obecności. –  Gabriel Michealson – uśmiechnęła się złośliwie patrząc na towarzysza z ławki Navy'ego. Ten jęknął i posłusznie wstał i podszedł do biurka nauczycielki. 

   Podczas pytania chłopaka, czarnowłosa odwróciła się do nas i spojrzała na mnie.

   – My się nie znamy – stwierdziła po dłuższym przyglądaniu się mi. – Lexy –  wyciągnęła w moją stronę rękę, którą przyjęłam.

   – Lilianna, ale mów mi Lily.

   Resztę lekcji spędziłam na słuchaniu nauczycielki i rozwiązywaniu banalnych zadań. Kiedy zadzwonił dzwonek spakowałam książki i zeszyt. Idąc ramię w ramię z Scarlett i nowo poznaną dziewczyną, nauczycielka zatrzymała mnie. Widząc, że dziewczyny zamknęły drzwi spojrzałam na kobietę w marynarce.

   – Coś się stało? – spytałam nie bardzo wiedząc, o co chodzi.

   – Nie, nie, tylko chciałam cię zapytać na jakim temacie skończyliście w tamtej szkole – wytłumaczyła wyciągając w moją stronę spis treści. Przekalkulowałam spis i spojrzałam na kobietę.

   – Ten temat co dzisiaj robiliśmy jeszcze nie mieliśmy, ale potrafię to –  powiedziałam prawdę, bo na geografii w mojej dawnej szkole rozmawiałam z Olivią i nie mam pojęcia na którym temacie się zatrzymaliśmy.

   – Możesz pokazać robione zadania? –  wyciągnęłam zeszyt z plecaka i pokazałam cztery zadania, które wykonałam. – Świetnię sobie poradziłaś –  uśmiechnęła się, gdy ja chowałam zeszyt.

   – Mogę już iść? – za pozwoleniem kobiety wyszłam z sali. Zaczęłam się rozglądać za Scar i Lexy, ale nie zauważając ich w zasięgu mojego wzroku postanowiłam iść do szafki.

   Otworzyłam szafkę za pomocą kluczyka i schowałam podręcznik od geografii. Orientując się co teraz mamy, wyjęłam historię współczesną i zamknęłam drzwiczki czując obok siebie czyjąś obecność. Zdezorientowana przeniosłam tam wzrok i zauważyłam trzy dziewczyny. Jedna była tlenioną blondynką z odrostem i pełnym makijażu, druga była brunetką z okularami jak Harry Potter, a trzecia była farbowaną czarnowłosą, bo zdradzał ją jasny odrost. Gdyby miały kolorowe włosy uznałabym, że wyglądają na atomówki.

   – W czymś pomóc? – spytałam przyglądając się dziewczyną.

   – Jestem Lory.

Mam nadzieję, że się spodobał! 

Twitter: _Menchester 

Do zobaczenia we wtorek <3

Continue Reading

You'll Also Like

5.6K 173 11
W życiu siedemnastoletniej Melisy Curtis nie było już miejsca na uczucia. Odejście pierwszej miłości, pozbawiło dziewczynę szczęścia, wypalając znam...
618K 16.9K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...
204K 10.7K 32
Ocalmy wszystko to, co ze zniszczenia pozostało. Finałowa część przygód Evangeline i Shade'a. Para rozstała się w nietypowych okolicznościach, zosta...
79.2K 4.8K 6
Nina przylatuje na wakacyjny kurs hiszpańskiego do Barcelony. Wyjazd staje się koszmarem, gdy na jej drodze staje rodzeństwo wampirów. Odkrywają, że...