Homoskop [Larry Stylinson]

By HeteroHomoStory

48.1K 5.2K 1.6K

Znaczy się... Horoskop... Louis, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela Liama, zupełnie nie wierzy w przepo... More

2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20

1

5.6K 305 197
By HeteroHomoStory

Ilość słów: 1528

Moje serce zabiło mocniej, kiedy w oknie mijanej restauracji zobaczyłem kartkę z napisem "POSZUKUJEMY CHĘTNYCH DO PRACY W CZASIE SEZONU LETNIEGO".

Zbliżał się koniec roku szkolnego, a ja wciąż nie mogłem znaleźć pracy i wszystko wskazywało na to, że moje plany zarobienia w czasie wakacji pieniędzy spełzną na niczym. W Doncaster, niewielkim miasteczku, w którym mieszkam, było zaledwie kilka firm oferujących uczniom wakacyjną pracę i wyglądało na to, że inni byli szybsi niż ja.

- Na co się tak patrzysz?! - zawołał Liam, gdy zorientował się, że zostałem z tyłu. Upał był niemiłosierny, a wokół mnie nie było kawałka cienia.

- Szukają ludzi do pracy.

Westchnął. Wiedział, że chciałem w lecie zarobić pieniądze na samochód. Miałem już upatrzonego Chevroleta i dogadałem się nawet z panem Russo, handlującym używanymi wozami, że zatrzyma go dla mnie do końca wakacji.

- No i co z tego? - spytał. Zobaczyłem, że Eleanor Calder i Perrie Edwards, z którymi przyjechaliśmy nad jezioro, czekają zniecierpliwione przy wejściu na plażę. Sam również nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie popływa i się ochłodzi, popędził więc mnie: - No, chodź. Nawet jeśli rzeczywiście mają tu jakąś pracę, to nie dla ciebie.

- Dlaczego? - obruszyłem się. - Skąd wiesz, że mnie nie przyjamą?

- Nie twierdzę, że cię nie przyjmą. Chodzi mi o to, że to za daleko od Doncaster - wyjaśnił Liam, przecierając dłonią spocone czoło.

- Tylko sześćdziesiąt kilometrów.

- Tylko?

- No przecież dotarliśmy tu dzisiaj i zajęło nam to niewiele więcej niż godzinę.

- Co innego wybrać się w sobotę nad jezioro, a co innego dojeżdżać do pracy. Zresztą czym niby miałbyś tu przyjeżdżać? Twój wymarzony Chevy na razie stoi przed warsztatem pana Russo.

Posmutniałem, ale tylko na chwilę, po czym wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się tak pogodnie, jakby brak środka transportu w ogóle nie był żadnym problemem.

- Idź z dziewczynami - rzuciłem. - Ja spróbuję się czegoś dowiedzieć, a potem znajdę was na plaży.

Liam chciał mnie jeszcze przekonywanać, że to strata czasu, ale widząc determinację na mojej twarzy, pokręcił tylko głową.

- No dobrze - powiedział. - Znajdziesz nas?

- No jasne. Na plaży wcale nie ma takiego tłoku.

Rzeczywiście, mimo weekendu, widać było, że sezon urlopowy jeszcze nie rozpoczął się na dobre.

Poczekałem, aż przyjaciel odejdzie, i ruszyłem w stronę wejścia do restauracji. Drzwi były, niestety, zamknięte. Rozczarowany, spojrzałem na zawieszoną na nich tabliczkę z godzinami otwarcia. Otwierano o dwunastej, a dochodziła dopiero jedenasta. Już chciałem odejść, gdy za matową szybą dostrzegłem jakiś ruch wewnątrz. Zebrałem się na odwagę i lekko zastukałem.

Ktoś zbliżył się do drzwi i po chwili stanął w nich chłopak w moim wieku, może trochę starszy. Gdyby nie smętna mina, mógłby pewnie uchodzić za przystojnego.

- Otwieramy o dwunastej - poinformował mnie głosem równie ponurym, jak wyraz jego twarzy.

- Potrafię czytać - rzuciłem.

Natychmiast upomniałem się w duchu, że powiniem być milszy. Chłopak wprawdzie nie wyglądał na właściciela restauracji - był na to stanowczo za młody - ale mógł być przecież jego synem.

- Ja w sprawie pracy - wyjaśniłem, już znacznie uprzejmiej.

Chłopak popatrzył na mnie, jakby mnie nie zrozumiał.

Co za gbur. Próbując nie okazywać złości, powiedziałem:

- Przeczytałem ogłoszenie na szybie. Z kim mógłbym rozmawiać w sprawie pracy?

- Z właścicielką - odparł. Wydawało mi się, że niczego więcej się od niego nie dowiem, lecz ten odwrócił się i zawołał: - Jest tam pani Magellan?!

- Jest na tarasie - dobiegł mnie tubalny męski głos z jakiegoś pomieszczenia w głębi lokalu. Domyśliłem się, że z kuchni.

- Jest na tarasie - powtórzył chłopak.

- Nie jestem głuchy - rzuciłem pod nosem. Teraz wiedziałem przynajmniej, że ten smutas nie jest synem właścicielki, i nie musiałem się aż tak bardzo kontrolować. Zresztą chłopak i tak mnie nie usłyszał, ponieważ zostawił mnie w progu i wrócił do zajęcia, które najwyraźniej mu przerwałem.

Rozglądając się za wejściem na taras, zrobiłem parę kroków. Restauracja była ładnie urządzona, kolorowa, pełna barw i roślin. Ściany pomalowano w egzotyczne kwiaty i jaskrawe ptaki.

Kiedy nagle rozległ się charakterystyczny krzyk papugi, przemknęło mi przez głowę, że to któraś z tych ścian niespodziewanie ożyła. Dopiero po chwili zobaczyłem zawieszoną w pobliżu baru klatkę z wielkim zielono-żółtym ptakiem.

- Na tarasie - usłyszałem.

Wydawało mi się, że głos dochodzi od strony klatki. Spojrzałem tam; papuga przyglądała mi się swoimi paciorkowatymi oczami.

- Magellan na tarasie - rozległ się ponownie skrzekliwy głos i tym razem nie miałem wątpliwości.

- Tylko gdzie ten taras jest? - spytałem, uśmiechając się.

Papuga nie odpowiedziała. Nie odpowiedział również chłopak, który kilka metrów dalej układał naczynia i musiał słyszeć to pytanie.

Nie lubiłem go coraz bardziej. Nie pamiętam, by kiedykolwiek ktoś potraktował mnie w ten sposób - jakbym był powietrzem.

Trudno, poradzę sobie sam. Główna sala rozgałęziała się po prawej i po lewej stronie baru. Tworząc jakby osobne wąskie pomieszczenia, w których były tylko miejsca na jeden rząd stolików i na przejście.

Wybrałem to prawe i intuicja mnie nie zawiodła. Wkrótce znalazłem się na tonącym w zieleni tarasie, z kilkunastoma stołami nakrytymi już do lunchu. W pierwszej chwili wydało mi się, że jestem tu sam, dopiero po paru sekundach zobaczyłem kogoś przy jednym z krzaków rosnących wokół tarasu.

Bardzo drobna kobieta o czarnych, przetykanych siwizną włosach, zebranych w kok na karku, obrywała zwiędnięte płatki kwiatów. Nie wiedziała, że ktoś nadszedł.

- Dzień dobry - powitałem ją.

Kobieta oderwała od ciemnoróżowej kiści kwiatów ostatnie rdzawobrązowe płatki i odwróciła się.

- Szukam pani Magellan - oznajmiłem.

- To ja - powiedziała kobieta.

- Przeczytałem kartkę wywieszoną na szybie, a akurat tak się składa, że szukam pracy na okres wakacji.

Pani Magellan pokręciła głową.

- Ach, ten Harry - westchnęła, a jej surową, pokrytą zmarszczkami twarz rozjaśnił uśmiech. - Jest nieprzytomny. Miał napisać, że szukamy dziewczyny. U mnie kelnerkami są dziewczyny, a potrzebuję właśnie kelnerki.

- Szkoda - powiedziałem zawiedziony. - Pracowałem kiedyś jako kelner. - Nie dodałem, że tylko przez dwa weekendy, kiedy zastępowałem chorą koleżankę, która dorabiała do kieszonkowego w pizzerii swoich rodziców. Chociaż to i tak niczego by nie zmieniło. Wiedziałem, że mimo całego tego szumu wokół równouprawnienia, jeśli ktoś postanowił przyjąć do pracy dziewczynę, to żadnen chłopak nie miał szans. - No, ale trudno - dodałem.

Zamierzałem się pożegnać i wyjść, lecz kobieta zatrzymała mnie.

- Ile masz lat? - spytała.

- Siedemnaście.

- Gdzie mieszkasz?

Nie rozumiałem, po co te pytania, ale odpowiedziałem.

- W Doncaster? - zdziwiła się właścicielka restauracji. - To daleko stąd.

- Nie tak bardzo daleko - odparłem, wzruszając ramionami.

- Kawał drogi. - Pani Magellan popatrzyła na mnie przymrużonymi oczami. - Aż tak zależy ci na pracy, że byłbyś gotowy dojeżdżać z tak daleka?

- To tylko sześćdziesiąt kilometrów - zauważyłem. - Ale skoro pani szuka dziewczyny, to i tak nie ma znaczenia. - Pomyślałem, że może kobiecie zrobiło się trochę głupio z powodu dyskryminowania chłopców i zniechęca mnie w nadziei, że sam zrezygnuję.

Tak czy owak wiedziałem, że nic nie wskóram.

- Nie będę pani zabierać więcej czasu. Do widzenia - powiedziałem i ruszyłem do drzwi prowadzących do restauracji.

- Zaczekaj chwilę! - zawołała za mną pani Magellan. - Nie mam tu nic do pisania - rzekła, kiedy odwróciłem się i spojrzałem na nią zaskoczony. - Powiedz Harremu, żeby zapisał twój numer telefonu. Zastanowię się jeszcze i zadzwonię do ciebie.

- Harremu? - zdziwiłem się.

- To chyba on cię tu wpuścił, prawda? Taki z loczkami.

- Ach, tak.

A więc miał na imię Harry. Ładne imię, aż go szkoda dla takiego gbura, a kiedy uświadomiłem sobie, że to przez niego przeżyłem kolejne rozczarowanie związane z szukaniem pracy - bo to przecież on zapomniał dodać w ogłoszeniu, że chodzi o dziewczynę - poczułem do niego jeszcze większą niechęć.

- Dobrze, zostawię mu swój numer telefonu - powiedziałem.

Kiedy zbliżałem się do baru, na którym Harry ustawiał szklanki, ten zerknął na mnie przelotnie i wrócił do swojego zajęcia. Zastanawiałem się, czy w ogóle jest sens zaprzątać sobie głowę zostawianiem numeru. I tak przecież nie wierzyłem, że właścicielka restauracji zadzwoni.

Bardziej z przekory i chęci dokuczenia chłopakowi, który sprawiał wrażenie, jakby denerwowała go moja obecność, zatrzymałem się przy nim.

- Pani Magellan prosiła mnie, żebym zostawił ci mój numer telefonu.

Uniósł wzrok i popatrzył na mnie nieprzytomnie.

- Głuchy jesteś? - rzuciłem zniecierpliwiony.

Tuż nad moją głową rozległo się skrzeczenie papugi:

- Głuchy! Głuchy!

Uśmiechnąłem się do wielkiego kolorowego ptaka, który wydawał się jedyna sympatyczną istotą w tym pomieszczeniu, po czym znów zwróciłem się do chłopaka:

- Twoja szefowa chce, żebyś zapisał mój numer telefonu.

Nie odezwawszy się, sięgnął pod ladę, wyjął notes i długopis.

Dyktując numer, patrzyłem mu na palce, sprawdzając, czy dobrze go zapisuje.

Zanim Harry zdążył zamknąć notes, już szedłem do drzwi. W połowie drogi odwróciłem się.

- Zanotuj może jeszcze moje nazwisko. Tomlinson. Louis Tomlinson.

Tym razem darowałem sobie sprawdzanie. Wyszedłem z restauracji, nie mówiąc nawet "cześć", pewny, że nigdy jeszcze nie spotkałem kogoś tak antypatycznego jak on.

Na dworze uderzył mnie lejący się z nieba żar. Ruszyłem szybko drogą prowadzącą wzdłuż plaży, marząc o tym, żeby się jak najszybciej wykąpać.

Ze smutkiem myślałem o tym, że będę musiał zadzwonić do pana Russo i powiedzieć, żeby korzystał z okazji, jeśli trafi mu się kupiec na Chevroleta. Wyświadczał mi przysługę, obiecując, że zatrzyma go dla mnie do końca wakacji. Zdawałem sobie sprawę, że robi to dlatego, że był szkolnym kolegą mojego ojca, więc tym bardziej nie powinieniem wykorzystywać jego życzliwości. Skoro wiedziałem, że nie mam szans na zarobienie pieniędzy, powinienem go zwolnić z tej obietnicy.

Uszedłem jakieś sto metrów, gdy nagle zatrzymałem się, odwróciłem i popatrzyłem na restaurację. Byłem tu już kilka razy z rodzicami, mijałem ją w drodze z parkingu na plażę i z powrotem, ale nie wiedziałem nawet, jak się nazywa.

"Wodnik", głosiła wielka tablica przed budynkiem.

- "Wodnik" - przychnąłem. - Co za głupia nazwa.

Continue Reading

You'll Also Like

138K 4.1K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
311K 20.2K 44
Lucy to 17-letnia dziewczyna, której życie zmienia się o 180 stopni po śmierci jej rodziców. Dowiaduje się rzeczy o których nawet jej się nie śniło...