Mistrz tajemnic [LA TALES #1]...

By ElianaLascaris

292K 16.2K 1.7K

Przypadkowe spotkanie, które zmienia wszystko. Obsesje, które mogą się naprawdę źle skończyć. Rav z pewnością... More

Kilka słów na początek
prolog
rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3.1
Rozdział 3.2
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7.1
Rozdział 7.2
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14.1
Rozdział 14.2
Rozdział 15.1
Rozdział 15.2
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18.1
Rozdział 18.2
Rozdział 19
Rozdział 20.1
Rozdział 21
Rozdział 22.1
Rozdział 22.2
Rozdział 23
Rozdział 24
epilog
Nowa wersja książki
Bonusowy rozdział

Rozdział 20.2

6.6K 446 79
By ElianaLascaris


Nie planowałam wrzucać rozdziałów tak często, ale mam nadzieję, że się cieszycie! :D 

*

😈 Rav 😈

Wiele, wiele godzin później siedzę nad dokumentami we Flying Dogs i nawet nie mam pojęcia, jaki jest dzień tygodnia. Zażyłem tyle Adderallu, że pewnie nie zasnę przez kolejny tydzień, więc poświęcam ten czas na solidne ogarnianie dokumentów. Brnę po kolei przez zaległości, aż nie docieram do końca. Wciąż nie mogę sobie znaleźć miejsca, ale nie chcę siedzieć bezczynnie. Gdy tylko nie zajmuję niczym swojej głowy, od razu myślę o Elise. Wtedy we wspomnieniach pojawia się też Diabeł i jego pieprzone groźby, przed którymi nie mogę uciec. Ten fiut myśli, że wygrał, ale ja na jego miejscu wcale nie byłbym tego taki pewien. Przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy nawet ktoś taki jak on zapragnie normalności. Wtedy będzie musiał sprzątnąć wszystkich ludzi, o których zaciągnął długi, a nigdy nie zrobi tego bez mojej pomocy. W drodze do mety będziemy biegli obok siebie i wygra sprytniejszy. Chcę wierzyć, że to będę ja. Mam o wiele więcej legalnych źródeł dochodu, a to równa się większej ilości wymówek, jeśli chodzi o posiadane sumy. Mam lokale, budynki i pieprzoną firmę. Mój ojciec ma pewnie trzy razy tyle.

On ma swoją przykrywkę do prania pieniędzy i talent do mordowania. Wiem, że muszę poczekać na zemstę, ale jestem bardzo cierpliwy.

Przyjdzie na ciebie pora, Diable.

— Od kiedy tu jesteś?

Drgam z zaskoczeniem, gdy obok siebie zauważam własnego brata.

— Ciebie też miło widzieć, Donatello.

— Kiedy ostatnio spałeś?

Marszczę brwi i autentycznie zastanawiam się nad odpowiedzią.

— Trzy dni temu. — Sięgam po szklankę whisky i upijam łyk. — Czy wiesz, że ojciec ma córkę na boku?

Donatello krztusi się własnym alkoholem, po czym odkłada szklankę z hukiem. Kaszle gwałtownie, a zielone oczy prawie wychodzą mu na wierzch, gdy wyciera sobie brodę z piwa. Przykro mi braciszku, myślę sobie. W zasadzie to jestem zdziwiony tym, że nasz ojciec wciąż go o tym nie poinformował.

— Ja też nie wiedziałem — mamroczę. Trę moje wyschnięte oczy, ale mam wrażenie, że palą jeszcze mocniej. — A teraz wiem i jestem wnerwiony na jego kłamstwa. Sam go zapytaj, czemu to ukrywał, bo te tanie wymówki nie przejdą mi przez gardło.

Don odgarnia swoje włosy, które są jaśniejsze o dobre kilka tonów od moich. Ja zdecydowanie bardziej przypominam urodą matkę i widać po mnie bałkańską krew, podczas gdy Don jest moim przeciwieństwem. Jesteśmy jak dwie skrajności, zarówno pod względem wyglądu, jak i charakterów. Normalnie zapewne bym go spławił jakąś tanią wymówką, byle tylko nie zacieśniać tej wątłej więzi, którą mieliśmy.

Dziś jest inaczej. Czuję się samotny jak nigdy wcześniej i chociaż próbuję wyprzeć z głowy Elise, to bez przerwy o niej myślę. Moja obsesja powoli sięga do tego punktu, gdzie najchętniej rwałbym sobie włosy z głowy, ale cudem się powstrzymuję. Jestem podpity i naszprycowany. Nie spałem od zbyt wielu dni. Tak bardzo jej potrzebuję.

— Spieprzyłem to, Don.

— Daj spokój, Olly. Na pewno pogodzimy się z ojcem. Zawsze nam wybacza, co nie?

Uśmiecham się, gdy nazywa mnie przezwiskiem z dzieciństwa. Z uśmiechem stwierdzam, że ten jeden raz mu to odpuszczę.

— Nie mówię o ojcu — dodaję. — Mówię o niej. O Elise.

— O tej dziewczynie, z którą ostatnio się pokazujesz?

Kiwam głową.

— A co się z nią stało? — pyta ostrożnym tonem. — Pokłóciliście się?

— Gorzej. Przeze mnie była w niebezpieczeństwie i chyba mnie nienawidzi.

— To niemożliwe.

— Dlaczego tak twierdzisz?

— Bo patrzyła na ciebie, jakby była zakochana. To nie mija z dnia na dzień.

Wzdrygam się na samą myśl o miłości. Wizja romantycznych uczuć jest dla mnie jak gorzka pigułka, bo wiem, że moje podziurawione serce jest niczym w porównaniu do tego, co ma w sobie Elise. Ciągle towarzyszy mi poczucie, że nie mam jej co dać.

Nie mam niczego oprócz pieniędzy.

— Wiem, że masz mnie za wrażliwca, ale możesz opowiedzieć mi wszystko. Daj spokój, Oliver. Wyglądasz jak wrak człowieka, wiesz? Wyrzuć to z siebie. Razem wymyślimy co zrobić, żeby dała ci szansę. Jeśli jestem w czymś dobry, to właśnie w romantycznych gestach.

— Z niechęcią stwierdzam, że masz rację.

Streszczam mu wszystko. Nie pomijam nawet terapii, ani strzelaniny. Każdy detal powoli wydostaje się z moich ust, a Donatello słucha i stopniowo blednie coraz bardziej. Czasem wydaje z siebie dziwne dźwięki, ale nie przerywa mojej opowieści. Siedzi i pije piwo, czasem kiwając głową.

— Sytuacja jest do uratowania — stwierdza z optymizmem, gdy docieram do końca. — Chyba wiem, co możesz zrobić.

— Serio? Co takiego wymyśliłeś?

— Musisz pokazać się jej z tej normalnej strony! Tylko tyle i aż tyle.

Robię sceptyczną minę.

— Normalnej? Żartujesz sobie? Co to ma niby znaczyć?

— Żadnych strzelanin, klubów, długów — wylicza z uśmieszkiem. — Powiedz, że chcesz dalej się spotykać, żeby powoli zobaczyć, do czego to zaprowadzi. Przedstaw jej rodzinę.

— Świetny pomysł — sarkam. — Może zacznę od siostry i nowej macochy? A może od naszego wspaniałego ojca, dla którego i tak byłaby niewystarczająca?

Don tylko kręci głową.

— Dla ojca nikt nie jest wystarczający, ale na szczęście jego zdanie nie ma znaczenia. Pokaż tej twojej Elise, że masz normalnych ludzi w swoim życiu. Przecież masz mnie! Powiedziałeś jej w ogóle, że masz brata?

Próbuję się skupić, ale przychodzi mi to z wielkim trudem. Kurwa, może faktycznie zmieszałem z alkoholem o jedną pigułkę za dużo.

— Tak, a może nie? — mamroczę w zamyśleniu. — Cholera, nie mogę się już skupić.

— Małe kroki, Olly. Może wyskoczymy na kawę na mieście, co? Ale pójdziemy do jakiegoś normalnego miejsca, a nie do żadnych drogich miejsc, które wybrałbyś sam dla siebie.

Być może po raz pierwszy w życiu słucham Dona tak, jakby był największym ekspertem na całym świecie. Nie ma co prawda dziewczyny, a jego związki bywały różne, jednak ma w nich doświadczenie. Chodził na randki, poznawał rodziny i przywiązywał się w sposób, jaki dla mnie był nieosiągalny. Muszę się od niego uczyć.

— Niech będzie. Chcesz ze mną kogoś nastraszyć?

Jego spojrzenie robi się zdumione, jednak uśmiech rozciąga mu usta.

— To legalna akcja?

— Ani trochę.

— Prowadź, Mistrzu. Ktoś musi chronić twoje plecy.

*

Kiedy wysiadamy z samochodu pod opuszczonym magazynem, który formalnie należy do mnie, Don tylko się uśmiecha. Jestem pewien, że to nie wygląda jak typowa noc z jego życia, ale też nie wygląda na niezadowolonego. Być może nieświadomie podkręciłem jego obraz we własnej głowie? Może wcale nie był tak święty, jak próbowałem mu wmówić? Przecież pracuje w jednostce specjalnej i biega z bronią dwa razy częściej niż ja.

— Całe szczęście, że masz tych swoich kierowców — mówi, pchając stare drzwi. — Po tylu piwach chyba bym tu nie dojechał.

— Masz rację.

Kiedy stajemy w pustym wnętrzu, rzucam marynarkę na jakąś skrzynię i zabieram się za podgięcie rękawów koszuli. Jest już cała wymięta, a kilka plamek z kawy dosłownie błaga o pranie. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio zapuściłem się w ten sposób. Wolną ręką wystukuję wiadomość do Knoxa.

Gdzie on jest?

Odpowiedź nadchodzi ekspresowo.

Przywiozę go za kilka minut. Korki.

— Kim ma być ten złamas?

— To przyjaciel z młodości Elise. Ma długi u jakiegoś szemranego dilera i przyczepił się do niej, gdy usłyszał, że w miarę dobrze sobie radzi. Pieprzony pasożyt.

Don bluzga pod nosem.

— Co za robal. Nikt nie będzie wykorzystywał naszej Elise.

— Naszej? — pytam zdumiony, zastygając w miejscu. — Ona nie chce być nawet moja, a co dopiero „nasza".

— Myślałem trochę o tym w trasie i stwierdziłem, że pójdziemy do In-N-Out. Wiem, wiem — macha lekceważąco ręką — to za mało wyrafinowane na twój gust, ale na pewno jej się spodoba. Potem może nawet kupimy shake'a? Na pewno chętnie posłucha, jak przebrałeś się za Kubusia Puchatka na Halloween.

— Miałem osiem lat — mamroczę.

— No właśnie! Tęskniłem za tym, wiesz?

— Za ośmioletnim mną?

Donatello doskonale wie, że zwyczajnie robię unik i tylko kręci głową.

— Za wspólnym spędzaniem czasu. Unikasz mnie od kilku dobrych miesięcy, Olly.

— To może być prawda.

Opieram biodro o wielką skrzynię i krzyżuję dłonie na piersi. Zawieszam swój pusty wzrok na mrugającej lampce powieszonej pod sufitem, ale tak naprawdę skupiam się na słowach własnego brata.

— Wiem, że masz mnie za świętego. I tak, przesadziłem wtedy, gdy Tricia pogoniła mnie w cholerę. Nie potrzebujesz moich kazań, bo doskonale wiesz, co robisz. Biegam z bronią na co dzień, oglądam sporo gówna w pracy i poza nią, ale nigdy bym cię nie oceniał, słyszysz?

Kiwam głową.

— Słyszę, Don.

— Jesteś starszym bratem. To super, że chcesz mnie chronić, ale nie chroń mnie przed samym sobą.

Dawny ja zapewne z automatu założyłby, że to kłamstwo, ale dziś jestem od tego daleki. Może to brak snu, a może to kwestia tej mieszanki substancji płynących w moich żyłach, jednak naprawdę mu wierzę.

— W porządku. Nie będę już tego robił.

Knox ma fantastyczne wyczucie, bo drzwi otwierają się gwałtownie akurat w momencie, gdy ściskamy sobie dłonie z Donem. Wpada do środka z niewzruszoną miną, a jedną ręką ciągnie za sobą skutego LeBrona. Gość wygląda fatalnie. Jego ubrania są brudne i pomięte, czego idealnym dopełnieniem jest rozcięta brew. Prawie potyka się o własne nogi, jęcząc pod nosem jakieś niezrozumiałe rzeczy.

Mój ochroniarz zatrzymuje go dwa kroki dalej tylko po to, by chwilę później rzucić go na kolana.

— Gdzie był? — pytam chłodno.

— Plątał się po Skid Row.

Krzywię się pod wpływem słów Knoxa. To jedno z tych miejsc, które przyprawia człowieka o ciarki na samo wspomnienie.

— Nie popisałeś się, LeBron.

— A ty to niby kto? — warczy.

Jego źrenice są powiększone, a oczy rozbiegane, co wnerwia mnie jeszcze gorzej. Ktoś taki miałby przyjaźnić się z Elise? Taki robal tylko wykorzystywałby bez końca jej dobre serce, a ona i tak by mu pomagała, nawet gdyby znała prawdę. Taka już jest.

Ale ja na to nie pozwolę.

— Możesz nazywać mnie swoim najgorszym koszmarem.

— Podobno przyczepiłeś się do Elise — włącza się Don, podchodząc do niego wolnym krokiem. — Czego od niej chcesz?

— Jesteście pojebani! Kim wy w ogóle jesteście do cholery?!

— Czego od niej chcesz?

Szanuję Donatella za to, ze się nie poddaje, ale jednocześnie już wiem, że ta szumowina skłamie. Ma to wypisane na swojej dwulicowej mordzie.

— Niczego. To moja przyjació...

Zanim skończy, wyjmuję broń, którą miałem wetkniętą z tyłu za paskiem. Celowo podnoszę ją tak, by mógł dokładnie się przyjrzeć i z rozkoszą wyłapuję strach w jego oczach. Początkowo moje gesty są powolne, gdy niespiesznie przestępuję z nogi na nogę. Funduję mu niemałe zaskoczenie, gdy nagle przyspieszam, odbezpieczam broń i przykładam mu lufę do czoła.

— Zapytam jeszcze raz, ale tym razem chcę szczerej odpowiedzi. Będę mówił powoli, żebyś dokładnie mnie zrozumiał, dobrze? Czego. Chcesz. Od. Elise.

LeBron chyba dostrzega szaleństwo w moich oczach, bo kompletnie zmienia swoje podejście.

— Pieniędzy — wypluwa nagle. — Mam dług u dilera. A ona pracuje z tym Johannsem czy jak mu tam! To bogaty dupek, okej?! Chciałem kasy!

Kręcę głową z niesmakiem. Nawet Don w tym momencie wygląda na nieźle wnerwionego.

— Popatrz na niego. — Wskazuję go bratu. — Prawdziwy przyjaciel.

— Zabijesz mnie?!

— Zasłużył na karę — mówi z uśmieszkiem Donatello.

Berkovitz panikuje i rzuca się jak dzikie zwierzę do czasu, aż nie uciszam go solidnym kopniakiem w krocze. Wtedy milknie i upada do przodu, a denerwujące dźwięki, które z siebie wydawał, cichną.

— Słyszysz mnie, śmieciu? — pytam dla pewności.

Słabo potwierdza, a ja dociskam butem jego twarz do ziemi.

— Spłacę za ciebie dług, ale jeśli jeszcze raz usłyszę, że pałętasz się przy Elise, to nie będę już taki wyrozumiały. To twoje ostatnie ostrzeżenie.

Rozglądam się po ponurym wnętrzu magazynu i zauważam, że Knox musiał zniknąć w międzyczasie. Korzystam z okazji i podchodzę do brata, a potem opieram się o jeden z filarów. Zmęczenie prawie zwala mnie z nóg. Moje oczy są suche jak wiór.

— Nieźle to rozegrałeś, Olly — mówi cicho.

— Dzięki. Ten koleś działał mi na nerwy od samego początku.

— Naprawdę ci na niej zależy.

Kątem oka dostrzegam jego intensywne spojrzenie, jednak go nie odwzajemniam.

— Muszę do niej zadzwonić.

Ta myśl zagnieżdża się w moim umyśle nieproszona, w ten sposób rozpętując burzę. W normalnych warunkach nigdy nie przyszłoby mi to do głowy, ale zapewne winne są niekontrolowane emocje i ten koktajl substancji, które wciąż płyną w moich żyłach. Nie mogę tego zatrzymać.

Chcę ją usłyszeć.

Teraz.

Wyjmuję telefon i wklepuję kontakt, a potem czekam. Sygnały lecą. Tracę nadzieję.

— Rav? — Jej głos jest zaspany. — Coś się stało?

Mam wrażenie, że za chwilę stracę równowagę. Zamykam oczy, a uśmiech rozciąga moje usta.

— Elise. Wszystko dobrze?

Ziewa.

— Jesteś pijany? — pyta.

Brzmi raczej na rozbawioną niż złą. Może już mi wybaczyła?

— Trochę. Wyjdziesz ze mną i z moim bratem na burgera?

Odpowiada mi cisza.

— Dzwonisz do mnie o wpół do piątej rano, żeby zaprosić mnie na wyjście z bratem?

— Tak. Ma na imię Donatello.

Po drugiej stronie rozpoznaję coś, co przypomina śmiech. Cholera, przysięgam sobie, że ostatni raz w życiu zmieszałem tyle substancji, bo zaćmiły mi rozum.

— Rav — mówi, a jej głos jest smutny.

— Nie powinienem był dzwonić. Nie powinienem był cię zaczepiać wtedy w gabinecie. Nie powinienem był... Ale nie mogłem już wytrzymać, Elise. Przepraszam, że dzwonię. Chciałem cię tylko usłyszeć.

— Pójdę. Pójdę na tego burgera, tylko błagam, wyślij mi miejsce i godzinę o ludzkiej porze, dobrze?

— Dobrze.

Poczucie ulgi prawie zmiata mnie z nóg.

— Wyśpij się — dodaje cieplejszym głosem. — Zjedź coś normalnego. Nie rób niczego szalonego, dobrze?

Już mam odpowiedzieć, gdy ten cholerny LeBron jęczy coś z głową wciśniętą w ziemię. Mój brat reaguje ekspresowo i kopie go w bok, a ten na powrót milknie.

— Dobrze.

— Co to było?

— Jakiś bezdomny. Do zobaczenia później. 

*

Nie zapomnijcie wpaść na moje social-media:

☀ Instagram: dominikafal_autorka

☀ Facebook: Dominika Fal/Eliana Lascaris - strona autorska

☀ Twitter: elianalascaris

Jeśli używacie Twittera, to będzie mi bardzo miło, jeśli zostawicie swoje przemyślenia pod hashtagiem #mistrztajemnic <3

Continue Reading

You'll Also Like

546K 17.5K 43
Madelaine Clancy od kiedy tylko sięga pamięcią jest zauroczona w tym samym mężczyźnie. Elton Bowers jest jej ideałem, największym, skrytym marzeniem...
90.2K 1.9K 80
Jego wzrok był zimny jak lód i głęboki niczym ocean. A ja dryfowałam na jego powierzchni, uparcie starając się nie zatonąć. Zawiera wulgaryzmy!
74.3K 3.4K 92
Większość z nas kiedy poznaję kogoś nowego ocenia po wyglądzie. Jednak czy to dobrze? Latin mieszka w bogatej dzielnicy i chodzi do najlepszej szkóły...
11.2K 1.3K 13
Knox pokochał swoją żonę w momencie, gdy pierwszy raz ich oczy zetknęły się na tłocznym korytarzu w UCLA. Gdy po ukończeniu studiów wstąpił do wojska...