Sansa
- Czy jest coś jeszcze, co chciałabyś wiedzieć? - jasnoniebieskie spojrzenie Ramsaya jest skierowane na mnie.
- Moje zdjęcie, usuniesz je?
- Jeśli je usunę, to zostawisz mnie na lodzie, a stanowisz istotną część całości -odpowiada z rozbawieniem.
- Bardzo zabawne - ton mojego głosu rozbawia chłopaka jeszcze bardziej.
- Nikt tego zdjęcia nie zobaczy - mówi zauważając wyraz mojej twarzy - To część umowy - dodaje delikatnie poważniejąc - Nie skrzywdzę cię
- Nie znam cię, na jakiej podstawie miałabym ci uwierzyć? - pytam unosząc brwi ku górze.
- Jeżeli się poznamy, to ci to ułatwi sprawę?
- Na pewno - odpowiadam wzdychając - Może choć odrobinę
- Dobrze, nie ma problemu - odpowiada posyłając mi delikatny uśmiech - Co chciałabyś wiedzieć?
- Jak to ma wyglądać od poniedziałku?
- A na co byłabyś gotowa? - odpowiada pytaniem.
- A nad czym ty myślałeś? - pytam unosząc brwi ku górze.
- Szczerze mówiąc, to myślałem nad tym dość sporo, ale nie będę cię do niczego przymuszał - zabawne, nie będzie przymuszał a cała ta sytuacja jest definicją tego słowa - Jeżeli zrobię coś, w czym nie będziesz się czuła komfortowo, to dasz mi znać i przestanę. Jeśli ktoś zobaczy, że to wygląda nienaturalnie, to całość pójdzie na marne - w odpowiedzi kiwam głową-Nie martw się o Baratheona, obiecuję ci, że cię nie tknie ani nie skrzywdzi
- Zależy ci na tym abym się czuła dobrze? Po tym zdjęciu...
- Ono jest pewnikiem,który gwarantuje mi twoją pomoc, pomińmy ten temat - mówi unosząc brwi ku górze - Wiem, że przez nie możesz uważać, że zależy mi na tym aby cię zranić, jednak to nie ty masz być zranioną tutaj - na twarzy chłopaka pojawia się delikatny uśmiech - Nie jestem aż takim gnojem jakim mówią, że jestem
- Może nie całkowicie - odpowiadam unosząc brwi ku górze.
- Rozumiem, że chcesz zachować w tym dystans, zaufaj mi, że z czasem będzie lepiej.
- Na jakiej podstawie?
- Z czasem coś się miedzy nami wytworzy, pewnie coś na rodzaju koleżeństwa. Nie będzie aż tak negatywnie jak ci się wydaje, naprawdę.
- Trudno mi w to uwierzyć, ale dobrze, zobaczymy - chłopak zerka na zegarek na ścianie.
-Będę musiał się powoli zbierać - mówi wzdychając.
- Widzimy się w poniedziałek - odpowiadam posyłając mu cień uśmiechu. Chłopak wstaje i podchodzi do wieszaka. Zakłada na siebie kurtkę i zaraz za mną rusza na dół. Wyciągam telefon z kieszeni, za parę minut powinna być Marg, a Robb jest w domu... - Robb, ja idę odprowadzić Ramsaya
- O tej porze? - pyta wzdychając.
- Zaraz będę - odpowiadam zabierając z wieszaka na dole jedną z wielu kurtek.
- Tylko zapnij kurtkę baranku, żeby cię nie przewiało
- Tak tak - odpowiadam zakładając buty. Wychodzę z domu, a Ramsay, który jest dość mocno zdziwiony, wychodzi zaraz za mną.
- Czy to miało od początku, czy...
- Można powiedzieć, że robię swojemu bratu przysługę - odpowiadam wychodząc przez bramkę. Chłopak jest tuż za mną.
- Okej - odpowiada z lekkim rozbawieniem-Rozumiem, że sprawa jest tajna
- I to bardzo - odpowiadam zapinając kurtkę, Robb miał rację, jest chłodno - Jak długo byliście razem z Myrandą?
- Nie jest w stanie tego dokładnie zliczyć - odpowiada wzdychając - Praktycznie od dziecka się znaliśmy i w pewnym momencie wyszło z tego coś więcej.
- Rozumiem - odpowiadam zerkając na chłopaka - Boli cię to zerwanie? - pytam zauważając jego wyraz twarzy.
- Nie - spojrzenie chłopaka pada na mnie - Bardziej boli mnie to,że chciała mnie zranić za szczerość. To zerwanie - Ramsay zastanwia się przez moment nad tym co może powiedzieć - Zerwałem z nią, bo nic do niej nie czułem, a wychodzę z założenia, że gdy tylko jedna strona się angażuje to relacja jest zbędna, bo ktoś ucierpi. Ale najwidoczniej dla niej to było zbyt skomplikowane...
- Wydaje się być dość dziecinna
- Niestety - odpowiada wzdychając - Cóż, teraz zapłaci za swoje - mówi zatrzymując się przy bramie wjazdowej do ich posiadłości, Dreadfort. Przed wjazdem widnieje brama z makabrycznym herbem rodu Bolton - Dzięki za odprowadzenie - mówi rozkładając ramiona. Podchodzę do chłopaka i go delikatnie przytulam. Po kilku sekundach odsuwam się od niego. Chłopak zerka na mnie z rozbawieniem - Szybki tulas
- Tak było - odpowiadam z lekkim rozbawieniem - Do poniedziałkuRobb
W tle rozlega się pukanie. Wzdychając wstaję z kanapy i podchodzę do drzwi, Sansa pewnie znowu nie wzięła kluczy.
- Znowu zapomniałaś... - przerywam zauważając rozbawioną postać Margaery - Hej
- Cześć - odpowiada z rozbawieniem - Chyba się mnie nie spodziewałeś.
- Sansa wyszła odprowadzić Boltona, myślałem, że to ona - delikatnie odsuwam się dając dziewczynie możliwość wejścia do środka.
- I co tam?
-Nic takiego - odpowiadam zamykając drzwi-Herbaty?
- Tak - odpowiada ściągając z siebie kurtkę. Ma na sobie zieloną bluzę z wyhaftowaną złotą różą i czarne obcisłe dresy. Nie jest pomalowana, co dodaje jej uroku.
- A jak u Ciebie? - pytam włączając czajnik.
- Tak w sumie to też nic - odpowiada siadając przy wyspie - Oprócz tego, że Willasowi urodziła się córeczka to nic - dodaje z rozbawieniem.
- Rosie?
- Skąd wiesz? -pyta unosząc brwi ku górze.
- Sansa coś wspominała - odpowiadam zalewając herbatę gorącą wodą - A jak sie czujesz z tą sprawą z Renlym? - pytam stawiając kubek przed dziewczyna.
-Jest okej - odpowiada sięgając po herbatę - Teraz jest w związku z Lorasem i są szczęśliwi, więc nie mam im nic do zarzucenia
- Jesteś pewna, że wszystko okej?
- Nie czuje się źle, jeśli o to ci chodzi - odpowiada z cieniem uśmiechu na ustach - Poza tym związek z Renlym od dłuższego czasu nie miał sensu. Nie był szczery więc, totalnie bez sensu.
- Racja - odpowiadam wzdychając.Sansa
- Hej wam - mówię zamykając za sobą drzwi.
- Wieki cię nie było - mówi Marg z rozbawieniem. Wstaje z krzesła i zabiera swoją kurtkę - Dzięki za herbatę - po tych słowach na twarz mojej przyjaciółki wkrada się uśmiech skierowany w stronę Robba. Ruszam na górę, a Marg zaraz za mną. Nie jestem pewna przez jak długi okres czasu byli sami. Moja ciekawość nie zna granic w tym momencie.
- Herbatka?- pytam pokonując ostatni stopień.
- Zapytał, a ja nie odmówiłam - z uśmiechem na twarzy otwieram drzwi do pokoju i wchodzę do niego zaraz za Margaery - A teraz opowiadaj - mówi siadając na łóżku.
- Nic konkretnego się nie stało - odpowiadm z rozbawieniem - Powiedział, że to nie ja mam być osobą, która ucierpi. Że pomoże z Baratheonem.
- Pomoże? - pyta unosząc brwi ku górze.
- Nie ufam mu - mówię od razu - Nie znam go. Zobaczymy jak się zachowa.
- Jesteś pewna,że nie chcesz tego nigdzie zgłaszać?
- Tak, mówiłem ci.- biorę głęboki oddech - Nie chcę aby ktokolwiek wiedział, że on ma to zdjęcie, poradzę sobie z tym. A co ty o tym sądzisz?
- Z tego co mówisz, wydaje się, że faktycznie to nie ciebie chce zranić - Marg upija łyk herbaty - Ale zobaczymy, w razie czego nakłonie cię na zgłoszenie tego, jednak póki cię nie skrzywdzi, jest bezpieczny.
- Dzięki - mówię z uśmiechem.
- Nie masz za co, przyjaźnimy się, to normalna sprawa - mówi z delikatnym uśmiechem - A co do Baratheona, to przyda mu się aby ktoś go sprowadził na ziemię.
-Właściwie to już raz tak było - na twarzy mojej przyjaciółki maluje się zaskoczenie-Rozmawialiśmy wtedy, pokazał mi to zdjęcie i - wzdycham - Sama wiesz jaki jest Baratheon. Podszedł i zaczął rzucać swoimi durnymi gadkami.
- Ramsay go pobił?
- Prawie - na twarzy Marg maluje się szok i selikatny uśmiech - Kazał mi przeprosić, uniósł go i oparł o szafki, troche go poddusił i mnie przeprosił
- Zaczyna mi się podobać jego podejście