Wywiad

7 1 0
                                    

Sansa
Margaery wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Minęło trochę czasu od opieki Ramsaya nade mną.
- Po prostu? Bez niczego?
- Nie zmuszaj mnie do tego, żebym to znów opowiadała. - stwierdzam przymykając oczy. Marg wpatruje się we mnie z zaciekawieniem.
- Spodobał ci się? On, nago?
- Pamiętasz przecież od czego zaczął, od szantażu.
- Nie widzisz jak on się zachowuje? - pyta unosząc brwi ku górze. - Miałam ochotę go zgłosić na policję, bo ty tego nie chciałaś zrobić. Ale z tego co mówisz, opiekował się tobą w chorobie.
- Może chce mnie zaliczyć po prostu, nie pomyślałaś o tym? - pytam unosząc brwi ku górze. Na twarz Margaery wkrada się grymas.
- Patrząc na to jak balansuje na twojej strefie komfortu, gdyby chciał to by cię wciągnął pod prysznic i cię wziął. A tego nie zrobił. - Jestem cała zarumieniona. - Ten chłopak coś do Ciebie czuje. Robiliście już coś?
- Margaery...
- Gdybyś mu dała szansę, może byłoby dobrze? Sama mówiłaś, że ostatnio masz z tym problem.
- Mam. - odpowiadam wzdychając. - Nie robiłam nic odkąd zerwałam z Joffreyem...
- Nic? - Margaery jest zmartwiona. Zakrywa usta dłonią. - Ale nie miałaś ochoty, czy chodzi o coś innego?
- Sama nie wiem. - odpowiadam wzdychając. - To ciężkie.
- Dwa tygodnie temu się Tobą zajął i z tego co widzę co rano zgarnia cię autem spod domu, bo zdał prawko ostatnio. Porozmawiaj z nim, jak nie będziesz tego czuć, to odpuść.
- To tylko gierka, żeby Myranda była zazdrosna.
- I tylko przez gierkę się Tobą zajmował i paradował przy Tobie nago? - pyta unosząc brwi ku górze.-Myślę, że nie.

                 Poniedziałek rano

Zapinam pas i opieram się plecami o siedzenie. Ramsay rusza w drogę do szkoły.
- Jak twoja noga?
- Lepiej, tylko nadal muszę uważać.-odpowiadam zerkając na drogę.
- Specjalnie się tak ubrałaś? - na jego twarzy widnieje uśmieszek. Zatrzymuje się przed czerwonym światłem, po czym lustruje mnie wzrokiem. Założyłam dziś czarne spodnie z wysokim stanem, są przylegające co jest dodatkowym plusem. Prócz tego mam na sobie czarny golf, również przylegający i granatową zimową kurtkę. Dodatkowo założyłam czarne botki.
- Chciałeś dogryzać Myrandzie. - stwierdzam odwzajemniając jego spojrzenie. - Nie podoba ci się?
- Bardzo ładnie cię opina. - odpowiada ruszając po zmianie światła. - Dostałem zaproszenie na urodziny Renlyego, w środę. Myranda tam będzie.
- Nie będziesz pił? - pytam unosząc brwi ku górze.
- W razie czego masz prawo jazdy. - odpowiada unosząc brwi ku górze.-Kierowałaś już moim autem, nie będę pił dużo.
- Niech będzie. - Ramsay ponownie się zatrzymuje na czerwonym świetle. Zauważa coś.

Ramsay
- Myranda do nas zagląda. - mówię zwracając swoje spojrzenie na Sansę. Dziewczyna  przysuwa się bliżej, po czym kładzie na moim udzie dłoń. Przechodzą mnie dreszcze.
- Zdziwiony? - pyta zerkając na mnie z satysfakcją. Nachylam się do niej i składam pocałunek na jej ustach, po czym odsuwam się od niej i ruszam na zielonym. Auto podskakuje na progu zwalniającym, nie zauważyłem go. Przez to dłoń dziewczyny przesuwa się wyżej, tuż obok mojej męskości.
- Odczuwam raczej satysfakcję niż zdziwienie. - odpowiadam zerkając na nią kątem oka. - Wyjeżdżasz gdzieś na wolne?
- Rodzice wylatują na  konferencję do wolnych miast. Rodzeństwo jedzie do wuja Blackfisha, a Robb będzie zajęty Margaery jeśli się zgodzi.
- Wyjazd w góry.
- Skąd wiesz? - pyta z zaskoczeniem. Biorę głęboki oddech.
- Twój brat mnie zaczepił wczoraj, wyraźnie mi wyperswazował, że jedziemy z nimi. - po tych słowach wjeżdżam na parking, parkuje tuż pod szkołą. Dziewczyna wygląda na zaskoczoną. - Czy dasz się zaprosić na wyjazd, Sanso Stark? - pytam spoglądając  na nią.
- Nie mam wyjścia, Robb cię zabije jak tam nie pojedziemy. - San klepie mnie delikatnie po udzie, po czym wysiada. Wyłączam silnik i wyciągam plecak z tylnego siedzenia. Zakładam go i zamykam samochód. Moje spojrzenie pada na Sansę. Wygląda  bardzo kobieco w tych spodniach. Wkładam kluczyk do kieszeni, po czym do niej podchodzę. Obejmuję ją. - Naprawdę cię szantażował?
- Nie chcesz wiedzieć. - odpowiadam przechodząc przez pasy. Kieruję dłoń nieco niżej, na jej biodro.
- Powinniśmy dostać za to Oscara. - przepuszczam ją w drzwiach przed sobą, po czym zaraz za nią wchodzę do środka. Przechodzę do swojej szafki, uchylam ją i wkładam do środka kurtkę. - Odsuń się ode mnie.
- Zaczęłaś się ubierać obciśle świnko.- Zamykam swoją szafkę i wyglądam zza rogu. Joffrey stoi przed Sansą, jego dłoń jest na jej pośladku, delikatnie ją zaciska. - Jakiś tam kształt to ty masz.

Sansa
Ramsay łapie Joffreya za szyję od tyłu odciągając go. Blondyn z trudem łapie powietrze. Brunet rzuca nim o szafki.
- Znudził ci się spokój? - łapie go za barki, po czym uderza jego ciałem o szafki. - Odpowiadaj.
- Nie możesz, jestem dziedzicem.
- San, podasz mi butelkę wody z mojego plecaka? - ze zdziwieniem podchodzę do plecaka, wyciągam z niego butelkę i podaję ją Boltonowi. Brunet bez zastanowienie wylewa zawartość butelki na spodnie Joffreya,  po czym uderza jego ciałem ponownie o szafki. - Wygląda  na to, że popuściłeś ze strachu. -po tych słowach nachyla się nad jego uchem. Mówi mu coś czego nie jestem w stanie usłyszeć. Po czym odpycha od siebie Baratheona, a ten odchodzi szybkim krokiem. Ramsay zakłada swój plecak, po czym podchodzi do mnie.

Ramsay
Sansa przekłada torbę przez ramię i zamyka szafkę.
- Nie musiałeś. - stwierdza wkładając do kieszeni kluczyk od szafki. - Już drugi raz go pobiłeś.
- W końcu da Ci spokój. - mówię obejmując ją ramieniem. - Coś jeszcze ci zrobił?
- Nie zdążył. - odpowiada San ruszając ze mną pod salę biologiczną. - Nie powinno, ale sprawia mi to radości gdy on dostaje.
- Lubisz agresję. - stwierdzam z rozbawieniem. Dziewczyna opiera jedną ze swoich dłoni na moim pośladku. - Nie robiłaś tego wcześniej.
- Denerwuję ją gdy widzi, że cię dotykam. - odpowiada zerkając na mnie. - Musimy wyglądać realnie. - zatrzymujemy się pod klasą, San składa pocałunek na moim policzku, po czym daje mi lekkiego klapsa i odchodzi. Zerkam na nią z zaskoczeniem, Starkówna jedynie puszcza mi oczko.
- Można wchodzić, Panie Bolton. - zerkam w stronę Profesora Tormunda, mężczyzna ma dziś na sobie zielone jeansy i zieloną koszulkę z grafiką potwora z jeziora. - Widzę, że się zakochałeś w Pannie Stark, czy mam rację? - mężczyzna zerka na mnie odwracając wzrok od notatek.
- Sam Pan chyba widział co miało przed chwilą miejsce. - odpowiadam z rozbawieniem.
- Owszem, widziałem. - odpowiada  z delikatnym uśmiechem. - Widzisz Panie Bolton, rudzi są piękni, jesteśmy pocałowani przez ogień. Nie zmarnuj tego.
- Jak Profesor radzi. - po tych słowach ruszam w stronę ławki, w której siedzę od początku roku. Zajmuję miejsce od brzegu i wyciągam zeszyt na ławkę. W tle rozbrzmiewa dzwonek, po którym uczniowie od razu wchodzą do klasy. Wyciągam  z plecaka podręcznik.
- Dziś będzie temat o rybach, otwórzcie podręcznik na stronie 327.-Myranda zajmuje miejsce obok mnie, popychając mnie przy okazji ramieniem. Otwieram podręcznik na wskazanej stronie i przepisuję temat.
- Jakie masz plany na wolne? W końcu to aż 4 dni.
- A potem powrót na tydzień i dwa tygodnie wolnego. - stwierdzam zabierając się do przerysowania ilustracji z budową wewnętrzną karpia. - Jadę z Sansą w góry.
- Które? - jest zadziwiająco miła i zainteresowana rozmową, coś jest nie tak.
- Księżycowe.
- Do Górskiego Klanu? - zerkam na nią z zaskoczeniem.
- Co cię to interesuje? - pytam unosząc brwi ku górze. - Tak, tam.
- Ben mnie tam również zabiera, jedziemy dopiero w czwartek.
- Fantastycznie. - odpowiadam przechodząc do dalszych podpunktów w podręczniku.
- Nie Tęsknisz za mną? - pyta z rozbawieniem, po czym kładzie swoją dłoń na moim udzie.
- Nie. - odpowiadam zsuwając z siebie jej dłoń. - Zajmij się może tematem lekcji. - po tych słowach przechodzę do dalszych notatek.
- Jesteś pewien?
- Spójrz na siebie i na Sansę, sama sobie odpowiedz na to pytanie. - odpowiadam wzdychając.
- W ogóle do czegokolwiek między wami dochodzi? - zerkam na nią z rozbawieniem.
- Nie każdy musi się obnosić na prawo i lewo jak ty i twój Casanova.
- Coś mi mówi, że kłamiesz.
- Gdybym był na miejscu twojego kołka, nie czułbym się swobodnie z tym, że tak bardzo fascynuje cię życie seksualne twojego byłego, zbastuj i się zajmij sobą.

Explain Where stories live. Discover now