Zmiana

7 0 0
                                    

Ramsay
Jest godzina siódma trzydzieści. O 10 Robb zaproponował spacer na szczyt urwiska. Spałem bardzo krótko, o czym świadczą cienie pod oczami, które widzę w lustrze. Przed chwilą wziąłem prysznic, moje ciało zakrywa jedynie ręcznik owinięty wokół pasa. Drzwi się delikatnie uchylają, do środka zagląda San.
- Nie jesteś śpiąca? - wchodzi do środka i przytula mnie od tyłu. Głowę delikatnie opiera na moim ramieniu. Spogląda na nasze odbicie w lustrze.
- Troszkę. - składa delikatny pocałunek na moim policzku. W lustrze widzę, że jej spojrzenie przechodzi z naszych twarzy na mój brzuch. - Co ćwiczysz? - pyta marszcząc brwi. Wygląda to bardzo zabawnie.
- Biegam albo idę na rolki czy łyżwy. - San w zastanowieniu kiwa głową. - Ktoś tu się chyba nie do końca obudził. - dodaję z rozbawieniem.
- W przeciwieństwie do mojego brata lubię odpoczynek. - stwierdza wzdychając. Odkładam szczoteczkę i zerkam na jej odbicie. Nie jest pomalowana, naturalnie wygląda ładniej niż w makijażu. Na policzkach i nosie ma delikatne piegi, są ciemne ale wbrew temu widać je dopiero z bliska. - Czemu się tak przyglądasz?
- Nie czemu tylko komu młoda damo. - na twarz Sansy wkrada się delikatny uśmiech. - Nie mogę się na Ciebie napatrzeć, jesteś piękna. - na policzki dziewczyny wkradają się rumieńce, a na twarzy widnieje zaskoczenie. Odwracam się w jej stronę. Dłonią odgarniam jej pasmo włosów z twarzy. - Dlaczego jesteś taka zdziwiona?
- Nie słyszałam takich słów nigdy wcześniej. - nachylam się nad nią i składam pocałunek na jej czole.
- Jeszcze się ich nasłuchasz. - opieram dłonie na jej pośladkach i przyciągam ją bliżej do siebie. Składam pocałunek na jej policzku. - Jest miły w dotyku. - San przybliża się do mnie i składa pocałunek na mojej szyi. Przymykam delikatnie oczy. Czuję jak zsuwa się ze mnie ręcznik, zdjęła go ze mnie. Jest tak blisko. - Jak tak dalej pójdzie to się nie ubiorę.
- No to raz raz. - po tych słowach San daje mi klapsa, po czym z szerokim uśmiechem dodaje.- Bo Robb cię zabije. - i opuszcza pomieszczenie. Wzdychając sięgam po ubrania i zakładam je na siebie. Po czym podobnie jak ona wychodzę z łazienki. - Rodowe barwy?
- Czerwony jest dobrze widoczny i nie widać na nim krwi.
- Nic ci nie zrobi. - stwierdza wzdychając. Kładę się obok niej na łóżku. - Tak długo jak nie zostawisz mnie z brzuchem czy traumą. - odsuwam delikatnie jej koszulkę i składam pocałunek na jej brzuchu.
- Kiedyś na pewno będzie brzuch, o którym mówisz. - na twarz Sansy wkrada się zaskoczenie. - należysz do tych, które nie chcą mieć dzieci?
- Chciałabym, tylko nie znam żadnego dziewiętnastolatka, który marzyłby o tym.
- Zaskakuję Cię na każdym kroku. - przesuwam dłoń delikatnie wyżej. Nie czuję stanika. Z zaskoczeniem zerkam na jej twarz. San opiera swoją dłoń na mojej i przesuwa ją wyżej. Nie ma go na sobie. - Chciałaś iść w góry bez?
- Mamy jeszcze 2 godziny, poza tym Tobie jego brak nie przeszkadza. - podwijam delikatnie jej koszulkę, San zatrzymuje moją dłoń. - Wstydzę się.
- Nie bój się. - ucisk jej dłoni ustaje. Przymyka oczy i robi się cała czerwona. Unoszę koszulkę i odsłaniam jedną z jej piersi. Delikatnie opieram na niej dłoń i ją masuję. - Spokojnie, wszystko jest dobrze. - odsuwam dłoń i przykładam do niej usta. San wstrzymuje oddech. Jestem delikatny, jest krucha i wymaga opieki. Nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego on ją tak krzywdził. Jaki miał w tym cel?
- Jesteś kochany. - delikatnie się od niej odsuwam i zakrywam biust koszulką. - Nie spodziewałam się, że taki będziesz.
- Mało osób mnie zna, co zdążyłaś pewnie zauważyć.  - odpowiadam z uśmiechem. - Jak się dziś czujesz?
- Jest okej. - na jej twarz wkrada się delikatny uśmiech. - Bardzo przyjemnie. - dodaje rumieniąc się.
- Nie wiem czy te góry to dobry pomysł. - stwierdzam widząc jak Sansa ziewa.
- On i te jego wieczne aktywności. - odpowiada wzdychając. - Wolałabym zostać tutaj i spać. - po tych słowach przeciera oczy dłońmi. - Jakim cudem on jest moim bratem.
- Jesteście do siebie podobni. - San na moment sztywnieje i unosi brwi ku górze. - Jak jesteście zdenerwowani to macie taką samą mimikę twarzy.
- To akurat prawda. - stwierdza wzdychając. - Mimikę mamy bardzo podobną. - dodaje odgarniając mi kosmyk włosów z czoła.
- Dziwię mu się, że woli iść w góry zamiast zostać z Marg w domku, ja bym wolał się stąd nie ruszać. - stwierdzam opierając głowę na jej brzuchu. San z rozbawieniem kręci głową.
- Zapewniam Cię, że się nią zajął. - mówi z delikatnym uśmiechem. - Po prostu się o mnie martwi i to w tym leży problem.
- Zapewne przez to co o mnie rozgadują? - pytam wzdychając. San przytakuje. - Słyszał wszystko?
- To Robb, usłyszał wszystko co mógł na twój temat. Poza tym jestem po Joffreyu, więc delikatnie mówiąc się martwi.
- Na siedmiu, to będzie kaplica. - kładę się obok niej na brzuchu i wzdycham. - Przecież Myranda rozgadała największe pierdolety.
- Ramsay, spójrz na mnie. - odwracam się na plecy, w oczekiwaniu na jej słowa. - Nie patrzysz na mnie. - zwracam na nią swoje spojrzenie. - Opiekowałeś się mną jak skręciłam kostkę, zaniosłeś mnie do domu. Pomogłeś mi się ubrać, bronisz mnie przed Joffreyem. Dbasz o mój komfort, w każdym względzie. Czuję się z tobą bezpiecznie. - nachyla się i składa delikatny pocałunek na moim policzku. - Jestem z tobą, chcę z tobą być, chcę dać nam szansę. To chyba jest dużo ważniejsze niż mój brat i jego zmartwienia, nie uważasz?
- Nie zdążyłem wtedy, dotknął cię i powiedział, że rżnę cię pewnie równo. Byłem obok i go nie zaważyłem. - Sansa wzdychając kładzie się na boku, wpatruje się we mnie zastanawiając się zapewne co może powiedzieć. - Był blisko Ciebie, jeszcze dłoń miał na...
- Ramsay. - przerywa mi kierując dłoń na moją rękę. - Nie możesz być wszędzie, chwilę później pokazałeś mu gdzie jest jego miejsce.
- Oboje wiemy, jak ten człowiek na Ciebie działa Sansa, powinienem mu nie pozwolić  aby się zbliżył do Ciebie. - odwracam się na bok, plecami do niej.
- Będziesz na mnie teraz obrażony? - przysuwa się bliżej, przytula mnie od tyłu. - Wiem, że gdybym powiedziała słowo, to by go nie było. Nie jestem na Ciebie zła.
- Ja na siebie owszem.
- Ja chyba zaraz będę.
- Na mnie?
- A na kogo? - odpowiada wzdychając. - Doceniam twoje kształty, nawet bardzo, ale wolałabym rozmawiać z twoją buzią a nie plecami. - odwracam się w jej stronę, jest delikatnie uśmiechnięta. - Nie zrobiłeś nic złego.
- Co nie zmienia faktu, że on dotykający Ciebie...
- No nie było to przyjemne. - stwierdza wzdychając. - Tego już nie ma, teraz jesteśmy tu my.
- I jeszcze ten komentarz, jak on...
- Nie było to przyjemne. - jedną z dłoni opiera na moim pośladku, przyciąga mnie do siebie. - Ale to nasz problem co i jak robimy. Czy jesteśmy delikatni, lub... - daje mi delikatnego klapsa po czym się nachyla i składa krótki pocałunek na moim czole.
- Będę miał przez ciebie siniaki. - Sansa z rozbawieniem na mnie zerka. - Nie pozwolę mu, nie dotknie cię.
- Będę musiała iść do ginekologa niedługo. - zerkam na nią z zaskoczeniem. - Cytologia, badanie zwykłe, nic nadzwyczajnego. - dodaje z delikatnym uśmiechem.

Margaery
- Co się tak przyglądasz? - pytam spoglądając na odbicie Robba w lustrze.
- Nie mogę się na ciebie napatrzeć - odpowiada z szerokim uśmiechem. Odwracam się w jego stronę. Mój ukochany ubrał się na niebiesko - zarówno dres jak i bluza są w tym samym odcieniu. Wyjątek stanowią buty, które są czarne.  Podchodzę do niego i z szerokim uśmiechem składam pocałunek na jego policzku. - Będę musiał z nim poważnie porozmawiać.
- Robb. - mówię wzdychając. - Nie widzisz, że Sansa jest z nim szczęśliwa?
- Widziałem również do czego był zdolny, po prostu mu wytłumaczę co go czeka jeśli ją skrzywdzi, jakikolwiek sposób.

Explain Where stories live. Discover now