~opisówka~

427 22 27
                                    

Dwójka dawnych przyjaciół siedziała w kawiarni pochłonięta w rozmowie. Shirley i Blythe mieli wrażenie jakby przez te dwa lata rozłąki nic się nie zmieniło.

- Jak wam się układa z Winniefred? - zagadnęła upijając łyk herbaty.

- Szczerze mam wrażenie, że tylko ja się staram w tym związku - prychnął Gilbert. - Winniefred albo ciągle nie ma albo jest u swoich koleżanek.

Ania dla dodania otuchy chłopakowi delikatnie uścisnęła jego rękę. Brunet i rudowłosa spojrzeli na swoje dłonie, a potem w swoje oczy o sekundę za długo.

Kontakt wzrokowy przerwał dźwięk przychodzącego powiadomienia z telefonu Ani. Dziewczyna od razu odwróciła wzrok od chłopaka i skierowała go na telefon. Bardzo dobrze wiedziała kto do niej napisał i odpisywanie mu było ostatnią rzeczą jaką chciała w tej chwili robić. Nie ważne, że piegowata zablokowała go jak on i tak zakładał nowe konta żeby tylko truć jej dupę. Zielonooka szybko odblokowała telefon i odczytała szybko wiadomość. Tego dnia chłopak miał nastrój na przekonanie jej żeby co niego wróciła chociaż jeszcze wczoraj ją wyzywał.

roy.g
nie możesz tak po prostu mnie zostawiać Aniu!
myślisz że możesz sobie tak igrać z moimi uczuciami? jeśli tak to jesteś w błędzie
wybaczę ci jeśli do końca dnia mnie przeprosisz albo sam po ciebie przyjadę
rozumiemy się?

Shirley skrzywiła się na wysłane do niej wiadomości. Chciała jak najszybciej zakończyć ten rozdział w jen życiu, ale Gardner utrudniał jej to niesamowicie.

- Ej wszystko okej? - zapytał Blythe widząc minę przyjaciółki.

- Tak tak, wszystko okej - zapewniła, ale widząc nieprzekonaną minę drugiego rozmówcy dokończyła. - Tylko Roy się do mnie dobija.

- Wszystko między wami dobrze? - zapytał delikatnie zmieszany Gilbert.

- Zerwałam z nim - wytłumaczyła krótko Shirley patrząc wszędzie tylko nie w oczy bruneta. - Ta relacja była po prostu toksyczna, ja chciałam rozwijać karierę, a Roy chciał żebym to ja została w domu kiedy on będzie utrzymywał rodzinę - zaśmiała się bez krzyny radości.

Pomiędzy nimi zapadła nagle niezręczna cisza. Chłopak nie wiedział jak zareagować ja wyznanie Ani, a dziewczyna nie wiedziała czy dobrze postąpiła wyznając prawdę chłopakowi.

Nagle w drzwiach pojawił się doktor zajmujący stanem Jane. Tony March.

- Gilbert, Ania, Jane się obudziła! - poinformował próbując złapać oddech jakby przed chwilą pokonał 10 kilometrów.

Shirley zakryła usta dłonią powstrzymując łzy szczęścia, a Blythe szybko podszedł do Tonego dowiedzieć się więcej szczegółów na temat zdrowia poszkodowanej.

***

Jedenastka młodych dorosłych zasypała brunetka masą uścisków, łez i żalów jakiego dostali przez nią stracha.

Andrews jedynie siedziała i starała się jak najbardziej uczestnicząc w rozmowach. Niestety była bardzo słaba, ale nie licząc jej zdrowia fizycznego jej zdrowie psychiczne było cały czas w rozsypce. Sam lekarz stwierdził, że nie obejdzie się bez wizyt u psychologa.

Po dwóch godzinach Tony w końcu wygonił paczkę przyjaciół, usprawiedliwiając się tym, że brunetka potrzebuje spokoju.

Zielonooka postanowiła wyjść przed szpital ochłonąć. Było to dla nie definitywnie za dużo emocji jak na kolejny rok. Podziękowała cicho Bogu za wybudzenie przyjaciółki i ruszyła w kierunku ławki przed budynkiem.

Jej uwagę przykuł czarny samochód podjeżdżający niebezpiecznie blisko niej. Z samochodu wyszła ostatnia osoba, którą chciał teraz widzieć. Roy Gardner.

- Myślisz, że tak szybko się ode mnie uwolnisz? - prychnął lekceważąco podchodzą zbyt blisko kobiety.

- Zostaw mnie. Nie możesz pojąć, że to koniec! - krzyknęła mu prosto w twarz. - Ta reakcja była toksyczna. Nie licząc, że byleś szowinistyczną świnią, który nie pozwalał mi się rozwijać to prawie codziennie się...

Nie było jej dane dokończyć, ponieważ dłoń Gardnera spotkała się z delikatnym policzkiem dziewczyny. Rudowłosa położyła dłoń na już zaczerwienionym policzku i spojrzała mu w oczy wzrokiem, który mógłby zabić.

- Ulżyło ci? - wysyczała nie dając mu prawa do satysfakcji.

- Jedziesz ze mną do domu - odsyczał łapiąc ją za nadgarstek.

- Puść mnie! - krzyknęła próbując wyrwać rękę z jego uścisku.

Poczuła jak ktoś z całej siły odpycha ją od Gardnera. Chwilę później chłopak miał rozbity nos i przepychał się z jej wybawicielem.

Jak się okazało był to Gilbert Blytha, który wyszedł na dwór w poszukiwaniu rudowłosej.

- Wypad Gardner - odsunął się od niego, posyłając mu spojrzenie, które mogłoby spokojnie zabić gdyby mogło. - Jeszcze jeden raz chociaż spojrzysz na Anię to obiecuje, że nogi ci powyrywam z dupy.

- Pożałujesz tego Shirley. Sprowadzę cię na dno!

- Powtarzasz się - przerwała mu pokrzywdzona. - A teraz wynoś się stąd, bo zadzwonię na policję.

Roy nie mogąc odbić piłeczki, jedynie pokazał środkowy palec i wsiadł z powrotem do swojego samochodu.

- Na pewno nic ci nie jest? - zapytał dla upewnienia się Blytha. Ania zamiast odpowiedzieć pod wpływem nagłego impulsu wtuliła się w klatkę piersiową chłopaka i cicho rozpłakała.

☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️

mam nadzieję, że rozdział się podoba do zobaczenia ❤️️

Instagram /AwaeOù les histoires vivent. Découvrez maintenant