~opisówka~

229 17 42
                                    

Gilbert po usłyszeniu o całym wypadku wyrwał się ze swojego oddziału i pobiegł w kierunku gdzie miała zostać przekierowana jego ukochana.

Na korytarzu panował ogólny harmider jak zwykle po przyjęciu kogoś w ciężkim stanie. Pielęgniarki i lekarze uwijali sie w te i we tę chcąc wypełnić wszystkie należące do nich obowiązki.

- Gdzie jest Ania Shirley, albo Diana Barry. Proszę mi powiedzieć - Blythe złapał jedną z przechodzących przed nim pielęgniarek. Już nawet nie powstrzymywał łez, które zebrały mu się przy czytaniu najnowszego artykułu. - Błagam niech pani mi powie.

Pielęgniarka przełknęła nerwowo ślinę, ale najwidoczniej coś w niej pękło na widok zrozpaczonego bruneta, bo kiwnęła głową na sale obok.

- Pani Shirley jest aktualnie na bloku operacyjnym wiec niestety nie może pan jej spotkać ale pani Barry jest w pokoju 6 zaraz za panem... Ma pan 10 minut i proszę spokojnie bo mimo środków uspakajających ciągle jest...

Nie czekając na dokończenie przez kobietę zdania ruszył do podanego pokoju. Pomieszczenie niczym nie różniło sie od tych, które codziennie spotykał doglądając swoich pacjentów. Szafki, umywalka z lustrem oraz łózko, które aktualnie zajmowała brunetka.

Miała brudne, podarte ubranie, zmierzwione włosy oraz parę widocznych szwów na twarzy, ale na pierwszy rzut oka nic poważnego jej sie nie stało.

Kiedy usłyszała wchodzącego mężczyznę do pokoju i odwróciła w jego stronę głowę można było zobaczyć, ze nie tylko Blythe płacze. Ona jak i on mieli już całe przekrwione oczy i czerwone nosy.

- J-ja n-nie wiem jak to się stało - załkała. - W-wszystko było d-dobrze, dopóki podczas zakrętu c-coś nie strzeliło i w-wpadliśmy na rozpędzony s-samochód.

Blythe nawet nic nie powiedział. Stał dalej sztywno przy drzwiach patrząc na Dianę pustym spojrzeniem, dopóki pielęgniarka go nie wyprosiła.

***

- Moje kondolencje panie Blythe... Walczyliśmy do ostatniej chwili ale nie daliśmy rady jej ocalić. Rany były zbyt głębokie, kości w niektórych miejscach tak zmia...

Jego Ania nie żyje.

Dziewczyna, z która pragnął sie ożenić, założyć rodzinę i zestarzeć. Osoba, którą los potraktował tak podle a i tak nie straciła wiary w życie, ludzi oraz los, pozostawiając tą pełną życia, szczęścia, nadzieji i miłości kobietą.

Czemu ona? Czemu nie jakaś narkomanka lub wredna starucha uprzykrzająca wszystkim życie jak tylko może.

Uderzył z całej siły pięścią w ścianę budynku.

Czemu los nie mógł dać nam szczęśliwego życia?

To przecież nie może być prawda. To wszystko jedna wielka pomyłka albo zły sen. Zaraz się obudzi u boku miłości jego życia i będzie mógł sie w nią wtulić, bo cała sytuacja została wymyślona przez jego mózg.

Jednak do tego nie doszło. Gilbert Blythe nie obudził sie ze złego snu, a Ania Shirley nie przytuliła go do siebie mówiąc, że jest przy nim a to był tylko koszmar.

☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️

a wiec tak... ostatni dzień maratonu i końcówka tej książki

Instagram /AwaeWhere stories live. Discover now