~opisówka~

429 22 13
                                    

Piegowata dziewczyna przyśpieszyła kroku widząc post Jane. Co mogło się stać, żeby doprowadzić dziewczynę do takiego stanu, myślała zawzięcie. Oby to nie było nic związanego z firmą, tak długo nad nią pracowała, a z tego co mówiła przed niedawną rozmową z potencjonalnymi wspólnikami, jeśli nie podpiszą tego kontraktu firma rodzeństwa Andrews upadnie i zostaną na kruchym lodzie wraz z długami. Jeszcze Billy nie byłby obarczony całym długiem, ponieważ w teorii firma jest dziewczyny, a jej brat jest tylko wspólnikiem.

Ania nawet nie zauważyła kiedy jej nogi doprowadziły ją pod blok młodej Andrews. Droga od apartamentu Roy'a do mieszkania szatynki nie była długa, ale Shirley musiała na chwilę złapać oddech.

Po pięciu minutach odpoczynku weszła do bloku i wsiadła do windy kierując się na 10 piętro. Kiedy tylko wysiadła udała się do drzwi z numerem 760. Była pewna, że mieszkanie będzie zamknięte, ale po naciśnięciu klamki ta ustąpiła bez oporu.

Młoda kobieta niepewnie weszła do środka widząc jaki bałagan panuje w mieszkaniu. W powietrzu unosił się smród alkoholu, a podłoga była zawalona od papierów po bieliznę i jedzenie.

Rudowłosa pochyliła się, aby podnieść wazon, który jako jedyny nie został stłuczony na milion mały kawałeczków i wtedy zobaczyła drzwi łazienki delikatnie uchylone. Niewiele myśląc rzuciła się na łeb na szyję wyobrażając sobie najczarniejsze scenariusze.

Widok, który zastała w środku był spełnieniem jej myśli. Na środku łazienki wyłożonej płytkami siedziała młoda szatynka. W jednej ręce trzymała jakież nieznane tabletki, a w drugiej napój wysoko procentowy. Ania szybko podeszła do przyjaciółki próbując jednocześnie ją cucić i wstrzymać szloch wyrywający się z jej gardła.

Sprawdziła oddech. Prawie niewyczuwalny . Sprawdziła tętno. Znikome. Z twarzy prawniczki znikną dawny optymizm, a zastąpiła ją panika. Doszło do niej, że z jej przyjaciółki w tej chwili uchodziły ostatnie chwile życia.

- Błagam cię Jane - błagała Shirley nie mogąc powstrzymać płaczu. - Tyle jeszcze pięknych chwil przed tobą. Pamiętasz jak mówiłaś, że chcesz się zakochać i mieć dwójkę dzieci z królikami, bo psy są przereklamowane? Może się to ziścić, na pewno się to ziści tylko nie opuszczaj nas... - zakończyła swój monolog próbując ocucić młodą kobietę.

Nagle pewno rzecz zaczęła jej okropnie ciągnęła ciążyć w tylnej kieszeni. Był to telefon o którym kompletnie zapomniała. Szybko odblokowała urządzenie i wykręciła numer pogotowia.

- Halo pogotowie ratunkowe o co chodzi? - zapytał dyspozytor.

- Blok numer 5 na ulicy Słonecznej, piętro 10 pokój 760. Moja koleżanka łyknęła jakieś tabletki i chyba popiła je alkoholem - streściła sytuację Shirley z przerwami na nieopanowany atak szlochu.

Informacje dopiero teraz zaczęły napływać do jej mózgu. A co jeśli byłabym tu te 10 minut wcześniej? Mogłabym ją może nawet powstrzymać! Albo co jeśli przyszłabym tu dopiero za pół godziny? Czy Jane jeszcze by żyła?

- Halo proszę pani? - głos mężczyzny przywrócił kobietę na ziemię. - Czy poszkodowana oddycha i czy ma puls?

-T..t..t..tak - wyjąkała. - Ale jest prawie niewyczuwalny.

- Czy poszkodowana ma jakieś rany na ciele? Krwawi?

Ania dokładnie obejrzała ciało Jane, ale nie zauważyła żadnej rany, co po chwili oznajmiła operatorowi.

- Pogotowie powinno być dosłownie za minutę, kiedy przyjedzie proszę mnie o tym poinformować.

I jak powiedział tak też się stało. Karetka zjawiła się niepełną minutę później. Ratownicy określili stan Andrews za bardzo poważny i niestabilny. Pogotowie miało już jechać, ale dzięki błaganiom Ani ratownicy zgodzili się i ją zabrać do szpitala.

***

Sierota siedziała na przeciwko drzwi do sali, w których znikła poszkodowana. Trzymała obiema rękami herbatę, którą dał jej personel razem z lekami uspokajającymi i patrzyła się tępo w ścianę. Z myśli wyrwała ją głośna awantura odbywająca się przy recepcji.

Stali tam Cole, Diana, Gilbert, Tillie, Karol, Jerry, Józia, Moody i Ruby oraz sprawca całej awantury Billy Andrews. Diana okręciła się wokół własnej osi szukając swojej bratniej , a kiedy ją zauważyła podbiegła do niej ile sił w nogach.

Brunetka z całej siły przytuliła dziewczynę widząc w jakim jest stanie. Kiedy nieznajomy numer zadzwonił do nie dziesięć minut temu od razu wsiadła w samochód i zadzwoniła do całej reszty z ich paczki. Zaraz po niej pojawiły się inne osoby chcące dowiedzieć się co się stało.

- Możecie wszyscy zamknąć swoje jadaczki?! - wybuchnął Cole uciszając wszystkich przez  Ania, którą obejmował w pasie wzdrygnęła się.

- Mogę w końcu dowiedzieć się gdzie moja siostra! - krzyknął Billy cały w nerwach. - Ty Shirley na pewno wiesz - wymierzył w nią oskarżycielsko palca. - Byłaś przy niej pierwsza o mów do jasnej cholery bo nie ręczę za siebie!

- Uspokój się Andrews nie widzisz w jakim ona jest stanie - odezwał się Gilbert.

- Jest spoko, zaraz powiem - odpowiedziała zachrypniętym głosem prawniczka starając się dojść do siebie i zaczęła opowiadać od momentu kiedy otrzymała powiadomienie o poście.

- O cholera - jako jedyny odezwał się Karol, reszta albo poszła się przewietrzyć albo zalała się łzami albo zaczęła niespokojnie chodzić po szpitalnym korytarzu, ale w każdym umyśle pojawiało się jedno pytanie "Dlaczego Jane?".

☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️☁️

dostalam dzisiaj bardzo miły komentarz na priv który dał mi wielkiego kopa w dupę i napływ weny więc skończyłam ten rozdział w końcu!

co sądzicie o jane oraz związku Ani, będzie coś z tego?

Instagram /AwaeWhere stories live. Discover now