Podążaliśmy za Krylorianką w ciszy. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w pewnego rodzaju zoo. Tylko zamiast zwierząt są stworzenia kosmiczne. Różowoskóra zaczęła coś mówić, inni chyba jej słuchali, a ja przyglądałam się okazom. Dostrzegłam nawet psa ziemskiego w zabawnym wdzianku.
- Ej Pete – zawołałam brata pokazując na psiaka za szybą. – Zobacz, jaki słodziak.
- Rozczulił Cię pies? – zapytał się Peter patrząc się na mnie dziwnie.
- Tak.
- Kobiety – wyszeptał odwracając się do reszty. – Weź je zrozum.
- Słyszałam to, głąbie.
Oderwałam się od psa i wróciłam do reszty załogi. Przy stole stał już słynny Kolekcjoner. Kiwnęłam głową na przywitanie i stanęłam pomiędzy Peterem a Gamorą. Brat wyciągnął z torby kulę, a ta wyślizgnęła mu z ręki. W porę złapał kulę i przekazał Kolekcjonerowi. On zaczął odpowiadać historię jakiś kamieni nieskończoności, a maszyna otwierała glob. Gdy urządzenie rozłożyło powłokę chroniącą jakąś rzecz, rozbłysło fioletowe światło pochodzące od kamienia. Pokazał na obrazy za nami. Strażnicy tych kamieni sieli postrach w galaktyce jeszcze długo przed moim urodzeniem. Słuchałam uważnie tego, co mówił Kolekcjoner. Przewijały się obrazy ludzi starających się okiełznać moc tego czegoś.
- Jakież piękno – powiedział facet patrząc na fioletowy kamień.
- Ble ble ble – przerwał mu szop, który nie był zainteresowany kamieniem. – Bardzo to fascynujące, ale może byś zapłacił.
- Ej zwierzaku – zgromiłam spojrzeniem futrzaka. – Pieniądze mogą poczekać.
- A mnie się bardzo śpiesz, Quill – sarknął Raccoon. – I nie mów na mnie zwierzak.
- Ciekawe, dokąd – zapytałam retorycznie. – Pewnie, żeby jak najszybciej roztrwonić cały ha...
- Sharon – przerwała mi Gamora ganiąc mnie wzrokiem. – To nie jest czas na kłótnie.
Przewróciłam oczami na słowa Zielonej.
- Macie coś konkretnego na myśli? – spytał Tivan patrząc na mnie i Rocketa.
- A jak myślisz cwaniaczku? – krzyknął rozzłoszczony zmutowany szop. – Kredyty.
- Ależ proszę bardzo – zgodził się na propozycję zwierzaka i podszedł do swojego biurka.
- Ty nie masz za grosza szacunku do ludzi i innych stworzeń – szepnęłam w stronę szopa rozzłoszczając go jeszcze bardziej.
- Policzymy się po otrzymaniu zapłaty, Quill.
"Ja tylko marzę, żeby wreszcie skopać ci dupę" – pomyślałam sobie.
Wszyscy zgodnie przekręciliśmy się w stronę Taneleera. Zaczął wyciągać coś z szuflady, gdy jego uwagę przykuło zupełnie coś innego niż kasa dla nas.
- Carina – zwrócił się do kogoś, a ja przeniosłam wzrok różową dziewczynę.
Była bardzo blisko kamienia i wyglądała na zdesperowaną.
- Nie podchodź – powiedział Tivan do Cariny.
- Nie będę dłużej twoją niewolniczką – podniosła głos i złapała za kamień.
Z kamienia wydostawały się jakieś promienie. Po chwili skapnęłam się, że są one śmiercionośne. Schyliłam się, żeby nie dostać od jednego z nich. Schylona uciekałam w stronę wyjścia. Przede mną byli Groot z Rocketem. Wybili drzwi i przebiegliśmy przez nie. Pędziliśmy dotąd, aż wybuch kamienia odrzucił każdego w rożnych odległościach. Mnie jednak wyrzuciło z budynku. Zabolało, jak upadłam na twarz. Wstałam lekko obolała i zobaczyłam, w jakiej ruinie był cały budynek.
YOU ARE READING
Quillowie w kosmosie
Fanfiction" - Co za sukinsyn - wycedził przez zęby. - Jakby to powiedział Kapitan Ameryka - powiedziałam i zastanowiłam się chwilę. - Język. - Nigdy nie przestaniesz tego czytać? - Chyba w twoich snach, dupku - zaśmiałam się i ruszyłam z miejsca w stronę izby...