Sen, Xandar i zamach na życie Quillów

249 14 0
                                    

Xandar

Kroczę powoli po zielonej łące. Wydaje mi się ona znajoma. Nagle rozległy się śmiech dorosłego i dzieci, który wydawał się dziwnie znajomy. Kieruję się w stronę odgłosów. Podążając za kaskadą śmiechu, znalazłam się pod znanym mi drzewem. Niedaleko drzewa była mała sadzawka. Pod starodrzewem były cztery osoby: ja, Pete, mama i dziewczynka łudząco podobna do mamusi. To musi być Sam. Bawiliśmy się w berka. Mamusia bawiła się z nami. Chciałam podejść do niej, ją przytulić i powiedzieć, że ja z Peterem ją kochamy. Nagle jakaś siła nadprzyrodzona zaczęła mnie oddalać od drzewa w stronę ciemności, której jako kilkuletnia dziewczynka bałam się najbardziej. Z moich ust zabrzmiał krzyk.

Przebudziłam się i usiadłam na łóżku. Zdałam sobie sprawę, że muszę narysować portret mojej siostry tak jak ją zapamiętałam ze snu. Podniosłam się i wzięłam się za szukanie rysownika i ołówka. Znalazłam te rzecz po kilku chwilach. Zajęłam miejsce na krawędzi łoża i rozpoczęłam szkicowanie karykatury bliźniaczki. W połowie rysunku ktoś głośno przekroczył próg pomieszczenia, w którym przebywam.

- Czego? – zapytałam nie przerywając swojej pracy.

- Jesteśmy na miejscu - poinformował mnie braciszek. – Pierwszy raz od dwunastu lat widzę, że rysujesz coś. Ktoś ci się przyśnił?

- Być może.

- I nie powiesz mi?

- Może w najbliższej przyszłości.

- I pewnie za kilka minut skończysz?

- Jak Ty mnie dobrze znasz – odpowiedziałam i usłyszałam jak Lordzik opuszcza mój pokój.

Gdy skończyłam moje dzieło, odłożyłam na łóżko i opuściłam niby sypialnię. Rozejrzałam się i nie zobaczyłam Bereet. Pewnie ją wygonił. Palant. No cóż życie. Wyszliśmy z Milana i skierowaliśmy się do gościa od cosiów. Szliśmy w tłumie a ja zauważyłam, że tu więcej jest żółtych ludzi niż o innym kolorze skóry. Zobaczyłam rodzeństwo bawiące się. Cofnęłam się pamięcią do dnia śmierci mamy i jej ostatniej prośby.

- Peter... – zaczęłam niepewnie rozmowę i zatrzymałam się. – Możemy teraz porozmawiać?

- Coś się stało? – zapytał się mnie troskliwie i odwrócił się w moją stronę.

- Miałam sen i przypomniała mi się ostatnia prośba mamy.

- Opowiedz o tym snie. Przy okazji dowiem się o co mama Cię prosiła.

- Powiedziała, że mam mieć na Ciebie oko i mamy odnaleźć naszą siostrę. Podobno ma mieć na imię Samantha.

- Nie dziwie się – odpowiedział z wyrzutem sumienia w glosie. -  Myślisz o niej?

Kiwnęłam na zgodę.

- Z pewnością żyje. Teraz sen.

- Śniło mi się miejsce, gdzie chodziliśmy jako dzieci z mamą. Oprócz mamy i naszej dwójki była jeszcze dziewczynka w moim wieku i podobna była do mamusi. Bawiliśmy się. Nagle ciemność zaczęła ciągnąć mnie do siebie i się obudziłam.

Pete słuchał mnie, ale kiedy skończyłam to nie odezwał się ani jednym słowem i usiadł na najbliższej wolnej ławce. Dosiadłam się do niego. Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut.

- Peter... – zaczęłam niepewnie. – Proszę powiedz cokolwiek.

- Może rzeczywiście pora na te wakacje. Tylko mam jedno pytanie.

- Pytaj.

- To ją rysowałaś na Milanie?
Skinęłam głową w odpowiedzi i wstałam z ławki.

Quillowie w kosmosieTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang