Nasze życie było, jest i raczej zawsze będzie monotonią.
Praktycznie przez całe dzieciństwo i nastoletnie lata uczęszczamy do różnych placówek edukacyjnych, zwanych potocznie szkołą żeby po jej zakończeniu i wkroczeniu w dorosłe życie pójść na studia, po nich znaleźć dobrze płatną prace i na końcu założyć rodzinę.
Każdy tego od nas wymaga. W pewnym momencie i my sami od siebie tego wymagamy i zapominamy o tym, że nie żyjemy tylko po to by się uczyć, a potem pracować i utrzymywać na pozór idealną rodzinę.
Zapominamy o tym, że powinniśmy żyć chwilą, bo mamy tylko jedno życie i trzeba z niego korzystać jak najlepiej. Zapominamy o tym, że to nie te cyferki na kawałku papieru świadczą o naszej inteligencji i naszych umiejętnościach. Zapominamy o tym, że człowiek nie żyje tylko po to aby zbierać dobre oceny, a potem zarabiać duże pieniądze w wielkiej firmie. Zapominamy jaki jest sens naszej marnej egzystencji na tym świecie.
- Ternor, jesteś tu jeszcze? - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos nauczycielki.
- Przepraszam pani Demor. - powiedziałam z niewzruszoną miną.
- Dobrze, dobrze... Powiedz mi teraz co to... - z opresji wybawił mnie dzwonek, który ogłaszał przerwę. - Masz szczęście Ternor, szczęście. - mówiąc to wróciła do swojego biurka, a ja zaczęłam pakować swoje rzeczy tak jak reszta klasy.
Po opuszczeniu sali biologicznej i naszej jakże ukochanej pani Demor, której nazwisko kojarzy mi się z "Demon" ale mniejsza, kieruje się na stołówkę na której jak mniemam znajdują się moi przyjaciele.
Miałam racje, po przekroczeniu progu stołówki ujrzałam Sabrine, Logana i Holly.
Z Sabriną znamy się od piaskownicy, zawsze byłyśmy dla siebie jak siostry. Pared, jest wysoką i szczupłą blondynką o pięknych szarych oczach, za to Holly to jej totalne przeciwieństwo. Jest dość niska, ma krótkie czarne niczym smoła włosy i brązowe oczy, w których praktycznie zawsze widoczne są charakterystyczne dla niej iskierki radości. Tak, Wood jest cholerną optymistką, co czasem potrafi zdenerwować człowieka.
Z brązowooką znamy się jakieś 2 lata. Może nie znam jej tak długo ja Bri czy Logana, ale mam do niej zaufanie i lubię spędzać z nią czas, zresztą blondynka i niebieskowłosy też ją lubią.
Logan, mój kochany przyjaciel którego poznałam w pierwszej klasie podstawówki kiedy na przerwie wpadł na mnie i wylał cały sok jabłkowy na moją nowiutką białą sukienkę. Taki nietypowy początek wieloletniej przyjaźni, a jednak. Steven ma niebieskie włosy, oczywiście farbowane, wielkie i przepiękne niebieskie oczy i jest członkiem drużyny pływackiej co mnie trochę dziwi, bo przez całą podstawówkę panicznie bał się wody, ale cóż, ludzie się zmieniają.
- Cześć wam. - powiedziałam siadając przy stoliku.
- Hej Viktoria. - odpowiedzieli chórem.
- No, więc co tam u was? - zapytałam by zacząć rozmowę.
- A nic tak jak zawsze, a u ciebie? - zapytała mnie Bri.
- Tak jak zwykle, marna monotonia. - powiedziałam wyciągając z torby moje drugie śniadanie.
- Tori, życie nie jest monotonne, codziennie jest... - zacięła się na chwile. - ...inna pogoda - dodała po chwili ze swoim standardowym uśmiechem Holly.
-Ta... - mruknęłam zaczynając spożywać mój dzisiejszy posiłek.
- Dziewczyny, idziecie w sobotę na imprezę do Defi? - zapytał nas Logan z nosem w telefonie.
YOU ARE READING
First Fire
Teen Fiction~Zetknięcie dwóch różnych światów, dwóch niekompatybilnych jednostek. To nie mogło skończyć się dobrze.~ "Jedna osoba przewróciła cały mój świat, a widzieliśmy się może cztery raz! A ja głupia, myślałam że moje życie to monotonia." Rozdział 5. Jest...