Rozdział 2, part 3

53 7 0
                                    

SYSTEM SOXIA-9
JURYSDYKCJA HORIOŃSKA
STATEK KOLONIALNY OMEGA
JEDNOSTKA KOLONIZACYJNA KLASY POLO
ZAŁOGA: 1 052 OSOBY
PASAŻEROWIE: 25 000 OSÓB (OSADNICY VARIAŃSCY)
CEL: PLANETA PEGAS-II
ŁADUNEK: MASZYNY, SUROWCE BUDOWLANE ORAZ ROŚLINY I NASIONA DO BUDOWY FARM ROLNYCH

Potężny statek należący do Horiońskiej Floty Kolonialnej sunął dumnie po rozgwieżdżonym niebie. Mierzący ponad trzy i pół tysiąca metrów kolos był jednym z największych statków cywilnych, jakie przemierzały systemy Federacji Galaktycznej. Horionie byli rasą dość pokojową, która od wieków ceniła sobie rozwój nauki. Kiedy po raz pierwszy spotkali Terran i Ovian, znacznie przewyższali ich technologicznie w sferze konstrukcji okrętów kosmicznych. Jako że posiadali dusze kupców i naukowców, chętnie połączyli siły z nowymi zdobywcami kosmosu. Ich efektem było stworzenie kilku ciekawych stopów metali, zaś późniejsza znajomość z Varianami doprowadziła do wynalezienia superwytrzymałego szkła, które montowano obecnie we wszystkich militarnych oraz cywilnych statkach kosmicznych Federacji Galaktycznej.

Kapitan Solion Hober, który od dziesięciu lat dowodził Omegą, w tej właśnie chwili udowadniał światu, że Horionie to naprawdę silna fizycznie rasa. Gołymi rękami zwinął w rulon nie za grubą, stalową blachę, po czym wręczył ją oviańskiemu członkowi załogi.

– Tak może być? – spytał.

– Wystarczy, sir. Przyspawam to i stolik będzie jak nowy. Dziękuję za pomoc, sir.

– Nie ma sprawy – odparł Solion. – Mostek, czy to cholerne radio podprzestrzenne w końcu działa?

– Tak jest. Właśnie skończyliśmy je naprawiać – padła błyskawiczna odpowiedź w telekomie.

– Nareszcie. Zaraz u was będę.

Wyszedł ze swojej kajuty, pozostawiając spawacza samego z pracą, i udał się szybkim krokiem w kierunku windy. W drodze na mostek kilka pokładów wyżej zatrzymał się na chwilę przy automatycznym bufecie z kawą. Napełniwszy kubek tym ziemskim napojem, upił spory łyk. Zamknął oczy i poczuł, że wraca mu życie. Po dwóch dobach spędzonych bez snu, wreszcie jego kłopoty dobiegały końca i będzie mógł się w spokoju wyspać. Czasami nienawidził tej pracy, ale dziękował za nią swemu bogu, bo nie umiałby chyba żyć inaczej. A Terranom dziękował za kawę.

Kiedy tak delektował się mocnym gorącym płynem, całym statkiem niespodziewanie zatrzęsło. Upadł na podłogę, a maszyna wydająca napoje spadła na niego. Jednym szybkim ruchem uwolnił się spod niej, wstał i pobiegł ile sił w nogach na mostek. Wokół rozległ się alarm. Po przybyciu na miejsce od razu pojął powagę sytuacji.

Dwa potężne błękitno-czarne okręty, wziąwszy w kleszcze swą ofiarę, ostrzeliwały ją z dział plazmowych. Salwy były bardzo celne i rozpruwały po kolei pokłady pełne przerażonych pasażerów. Po krótkiej chwili z boków obu okrętów agresora wyleciała chmara dziwacznych myśliwców, które przypominały swą sylwetką drapieżne ptaki. Rój rakiet i pocisków uderzył z furią w kadłub statku kolonialnego, przebijając się przez pole siłowe osłon i zalewając pokłady ogniem.

– Pierwszy! Raport! – ryknął kapitan Hober, przytrzymując się rampy.

– Dwie wrogie jednostki pojawiły się przed chwilą dwa tysiące metrów od nas i od razu zaczęły ostrzał. Pochodzenie jednostek nieznane. Wyglądają na ciężkie krążowniki. Straciliśmy dwa silniki boczne. Pokłady C, D, E, K, L oraz N są stracone. Musieliśmy je odciąć, żeby nie dopuścić do rozprzestrzenienia się pożarów. Tarcze energetyczne padły, radar i podgląd podprzestrzeni również. Hangar pierwszy oraz czwarty zniszczone, hangar drugi ma zablokowane wrota, hangar trzeci sprawny operacyjnie.

– Wypuścić wszystkie myśliwce, jakie mogą wystartować, przygotować napęd podprzestrzenny. Radio dalej działa?

– Tak, sir. Już nadaliśmy wezwanie o po...

Nastąpił potężny wstrząs, który rzucił wszystkich na podłogę. Jeden z krążowników trafił Omegę trzema promieniami z dział strumieniowych, niszcząc całkowicie dolne pokłady oraz zapasowe anteny. Drugi okręt również wypalił z głównych dział i kolejne wiązki śmiercionośnej energii wbiły się w statek, przebijając się przez opancerzenie kadłuba i niszcząc maszynownię. Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie po kolejnych pokładach, zbierając śmiertelne żniwo.

– Panie kapitanie, silniki dwa, trzy i pięć zniszczone, silniki pomocnicze również. Maszynownia nie odpowiada.

– Co z napędem podprzestrzennym?

– Jeszcze działa. Tunel otworzy się za trzy minuty – odparł jeden z przerażonych załogantów.

– Za trzy minuty to będziemy martwi. Pierwszy! Przełączyć całą moc do generatora podprzestrzeni. Natychmiast!

– Tak jest, sir.

– Panie kapitanie! Oni się oddalają! – krzyknął nawigator.

– Co takiego?

– Oddalają się! Myśliwce wroga wracają do swoich jednostek macierzystych. Krążowniki też się zatrzymały i odbiły lekko w bok.

– Zaniechali ataku? – zdziwił się pierwszy oficer.

– Niemożliwe. Co z napędem podprzestrzennym?

– Jeszcze tylko pół minuty, sir.

Wtem na wprost Omegi otworzył się monstrualnych rozmiarów błękitny dysk światła i wyleciał z niego olbrzymi okręt, ustawiając się bokiem do płonącej ofiary. Przysłonił odległe słońce, pogrążając poszarpany wrak w swym demonicznym cieniu. Wszyscy zgromadzeni na mostku, przyglądali się w osłupieniu gigantowi, który zdawał się posiadać moc gaszenia gwiazd. Na jego osi zalśniły trzy duże, zielone punkty, a kapitan Solion Hober zrozumiał, że jego służba właśnie dobiegła końca. Zamknął oczy.

Koniec nastąpił szybko.

Piekło kosmosu (KSIĄŻKA WYDANA)Where stories live. Discover now