Rozdział 7

557 17 0
                                    

Przechadzając się po korytarzach Hogwartu czułam się obserwowana. Cała szkoła wiedziała o moim czynie. Słyszałam też gdzieniegdzie szepty. Spojrzenia kierowane w moją stronę były pełne przerażenia i pogardy. Nie chciałam dać im tej satysfakcji i zareagować złością. Nagle usłyszałam dobrze znany mi głos. Malfoy.
(D.M): Zdajesz sobie sprawę jak naraziłaś uczniów Hogwartu?
Chciał mnie wyprowadzić z równowagi, ale ja spokojnym tonem, powiedziałam:
(J): Bo nagle zaczęło Ci na nich zależeć?
(D.M): Zawsze mi zależało.
(J): Nie rozśmieszaj mnie.
Wtedy zbliżyłam się niebezpiecznie blisko do ślizgona i szepnęłam mu do ucha:
(J): Dobrze wiesz, że ja sama mogę być niebezpieczna. Jeśli nie chcesz mi się narazić, to lepiej zamknij mordę i nie prowokuj. Na twoim miejscu zajęłabym się sobą i nie wchodziła innym między interesy.
Moje oczy ponownie zaświeciły się na czerwono, na co mój rozmówca się odsunął. Uśmiechnęłam się szyderczo na jego reakcję, po czym odeszłam w swoją stronę. Wiedziałam, że budzę respekt, nawet w samym Malfoy'u. Co się jednak stało z moim bratem? Otóż stał się pomocą dla profesora Snape'a przy prowadzeniu zajęć z eliksirów. Natomiast śmierciożercy, którzy już dawno popadli w zapomnienie nie ma. Większość z nich już nie żyje, a część z nich już śmierciożercami nie jest. Ja prowadziłam swoje życie tak, jak dotychczas z tą różnicą, że zerwałam kontakt z Ivy, która okazała się nie być dobrą przyjaciółką. Obraźliwe i chamskie jej teksty kierowane w moją stronę szczerze mnie nie obchodziły i zazwyczaj odpowiadałam jej tak samo chamsko lub po prostu ignorowałam ją, co doprowadzało ją do gniewu. Teraz trzymam kontakt tylko z Grace i jedną dziewczyną z Slytherinu. Mianowicie z Lily Moore. Była inteligentna i mogłam jej ufać bezgranicznie. Poznałyśmy się parę dni później od pamiętnego wydarzenia. Pewnego dnia jednak miarka się przebrała... Ivy zaczęła rozpowiadać innym kłamstwa na mój temat. Mianowicie mówiła, że niby kazałam jej otworzyć komnatę, a jak nie to ją zabiję i innych uczniów wraz z nią. Uczniowie znienawidzili mnie jeszcze bardziej. Siedziałam w swoim dormitorium i płakałam. Grace i Lily mnie pocieszały:
(J): Jak ona mogła mi to zrobić? Przecież byłyśmy przyjaciółkami...
(G): Najwidoczniej Ivy nie była godną tej przyjaźni. Jest po prostu głupią jędzą.
(L): Właśnie! Nic takiego nie zrobiłaś dla niej, a Ci, co wierzą jej są jeszcze głupsi. Nie możesz jej dać satysfakcji i musisz postawić temu kres.
Spojrzałam na Grace. Moje spojrzenie mówiło coś w stylu: Idę jej wygarnąć!
Grace mi przytaknęła, a ja wybiegłam z dormitorium. Skręcając wpadłam na kogoś.
(J): Przepraszam!
Chciałam wyminąć tą osobę, ale zatrzymała mnie.  Usłyszałam dobrze znany mi głos- Draco Malfoy:
(D.M): Wpakowała Cię w prawdziwe bagno. Nigdy tak nie płakałaś.
Na jego słowa jeszcze mocniej zaczęłam płakać.
(J): Błagam Cię, Draco nie dobijaj mnie chociaż raz. Błagam... Chociaż i tak gorzej być już nie może. Proszę bardzo, zrób to. Pewnie tylko na to czekasz, żeby odpłacić mi się za moje wcześniejsze zachowanie w twoją stronę.
Spodziewałam się wrednych komentarzy ze strony ślizgona, ale nastąpiło coś, co mnie zaskoczyło, bo mnie przytulił. Przez moment poczułam się jak mała i bezbronna dziewczynka, jednak szybko powróciłam do rzeczywistości.
(J): Co ty robisz?
Byłam zirytowana i zdziwiona.
(D.M): Chciałem Cię pocieszyć. I lepiej tam nie idź, nie warto. Nie pogrążaj się w to.
(J): Nie. Musi zapłacić za to,co zrobiła. Ze mną się nie zadziera.
Mówiłam znowu chłodnym i bezuczuciowym tonem, a łzy już nie leciały po moich policzkach. Nagle zauważyłam biegnącą w moją stronę Grace.
(G): Szukałam Cię. Gdzieś ty była? Widziałaś ją?
(J): Wiesz co? Nie mam ochoty z nią gadać. Kiedy indziej się z nią policzę.
(G): Wiesz? Może tak rzeczywiście będzie lepiej.
(J): Oczywiście, że tak będzie lepiej. Ona nie musi się jeszcze martwić, bo na pewno pożałuje tego, co zrobiła. Niech sobie nie myśli, że będzie mnie oskarżać o takie rzeczy. Nie umie zaakceptować, że są rzeczy ważniejsze od niej w moim życiu, to ją tego nauczę.
(L): A tak szczerze. To co Ci to da?
(J): Satysfakcję. Satysfakcję z tego, że ona nie będzie mną pomiatać. Moje zaufanie jest bezcenne, bo nie wszyscy są nim obdarowani.
(G): Właśnie. A jak będzie rozpowiadać twoje sekrety?
(J): Żadnych nie zna. Nie darzyłam Ivy szczególnym zaufaniem, dlatego też nie mówiłam jej swoich sekretów.
(G): Jesteś pewna? Bo jeśli faktycznie jakieś zna to nie przepuści okazji i szybko je rozpowie innym.
(J): Na pewno.
Godzinę później poszłyśmy do Wielkiej Sali. Usiadłyśmy daleko od Ivy i jej nowych koleżanek. Po skończonej kolacji podeszłam do niej i powiedziałam:
(J): Czemu ty to robisz?
(I): Bo to prawda.
Nie wytrzymałam i z całej siły ją spoliczkowałam.
(J): Nie kłam!
(I): Bo co? Nie otworzyłaś komnaty i nie naraziłaś uczniów?
(J): Tak, to prawda. Otworzyłam komnatę, ale Ci niczym Ci nie groziłam.
Po tych słowach zwróciłam się do uczniów:
(J): A wy jej wierzycie? To widać jak ona kłamie. Każdy z was wie, jaki mam charakter, ale naprawdę myślicie, że osobę z którą przyjaźniłam się tyle lat skrzywdziłabym? Jeśli tak, to jesteście po prostu idiotami.
Po moich słowach między stołami domów usłyszałam szmery. Chciałam oczyścić swoje dobre imię, jednak dobrze wiedziałam, że nie będzie to łatwe.
(I): Ona kłamie! Tyle lat traktowała wszystkich z góry i próbowała manipulować nami wszystkimi.
Widziałam zdenerwowanie Ivy, co dało mi ogromną satysfakcję, jednak nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nagle usłyszałam czyjś głos, należał on do nikogo innego jak słynnego Draco Malfoy'a:
(D.M): Może i tak, ale ona nigdy nie kłamie i dotrzymuje słowa.
Wszyscy stali w osłupieniu, w tym ja. Nie spodziewałam się takich słów od niego do mnie.
(G): Ma rację. Poza tym na zaufanie Arii trzeba sobie zasłużyć. Ty dobrze o tym wiesz, że ona nigdy ani Ciebie ani mnie nie wykorzystała, bo się przyjaźniłyśmy.
(I): Przyjaźniła się z nami, bo nikt inny nie chciał się z nią przyjaźnić.
(J): To z tobą, po tym jak sama siebie wydałaś nikt nie będzie chciał się przyjaźnić.
Usłyszałam ciche śmiechy, a twarz Ivy wyrażała oburzenie.
(I): Nieprawda. Ja mam o wiele więcej przyjaciół niż ty.
Wtedy koleżanki Ivy powiedziały:
Po tym co zrobiłaś już nie masz.
(I): Wolicie JĄ ode MNIE?
Wtedy jedna z jej koleżanek- Elizabeth powiedziała:
(E): Może jest wredna, ale przynajmniej szczera. Myślałam, że chciała Cię tylko wykorzystać jak jakąś lalkę, ale najwidoczniej się myliłam.
(R): Właśnie. Powinnaś ją przeprosić.
(I): Nie mam zamiaru.
(J): Uwierz. Nie zależy mi na takiej przyjaźni.
Po tych słowach spojrzałam na nią pełnym wyrzutu, pogardy i chłodu wzrokiem, po czym wyszłam. Już miałam tego po prostu dość. Usłyszałam za sobą kroki, przyspieszyłam. Chciałam uciec jak najdalej stąd.
Usłyszałam głos:
(?): Aria, zaczekaj.
Była to Rose Silver. Jedna z byłych koleżanek Ivy. Nie odwróciłam się, dlatego złapała moją rękę.
(J): Coś chcesz?
Mój ton głosu jak zwykle chłodny i bez emocji.
(R): Yyy... Ja... No ten..
(J): Wyduś to w końcu z siebie!
(R): Chciałam Cię przeprosić. Wiesz, bo Ivy mówiła o tobie te wszystkie rzeczy i ja myśłałam, że to prawda... Bez urazy... No wiesz, jaka jesteś...
Mówiła drżącym i niespokojnym głosem. Cała drżała, a każde słowo przychodziło jej z wielkim trudem. Bała się, jeszcze coś mówiła, ale przerwałam jej gestem dłoni.
(J): Po pierwsze: Ivy mnie już nie obchodzi. Po drugie: Dobrze wiesz, że ja już nie będę nawet próbować z nią gadać. I po trzecie: Nie musisz się tak denerwować, nie zrobię Ci krzywdy.
Kątem oka zobaczyłam jak się lekko uśmiecha. Poszłam dalej w swoją stronę, jednak nadal czułam na sobie spojrzenie brązowowłosej, z którą chwilę temu rozmawiałam. Odwróciłam się, nie myliłam się patrzyła na mnie. Czułam na sobie spojrzenia innych uczniów. Skręciłam do lochów i skierowałam się w stronę swojego dormitorium. Nagle ktoś przywarł mnie do ściany. Nie wiedziałam, kto to mógł być, bo wokół panowała całkowita ciemność.

Siostra Toma Marvolo Riddle'a [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now