Rozdział 6

702 17 2
                                    

Wróciłam do dormitorium. Wszyscy jeszcze spali, postanowiłam, więc pójść do Hagrida. Weszłam do chatki gajowego i od razu zauważyłam Hagrida.
(H): Aria, jesteś. Musisz mi wybaczyć.
(J): Ale co ja mam wybaczyć Tobie?
(H): Naraziłem Cię na spotkanie sama-wiesz-z-kim. Na szczęściem nic Ci nie jest.
(J): Ale ja tu jestem. Żyję i mam wiadomość.
(H): Dobrą czy złą?
(J): Sam się musisz przekonać. W zasadzie to mam 2 wiadomości. Pierwsza jest taka, że jesteśmy rodzeństwem.
(H): A jaka jest druga?
(J): On chce się zmienić. Co prawda nie ufam mu w pełni, bo na moje zaufanie trzeba zasłużyć, ale kazałam mu zrobić coś, aby być pewna.
(H): A co kazałaś mu zrobić?
(J): Zaprzestać zabijać niewinnych ludzi i pozbyć się jego śmierciożerców albo zmienić ich.
(H): I myślisz, że się Ciebie posłucha?
(J): Nie tylko myślę, ja to wiem. Widać, że się mnie boi i nie chce po raz 3 stracić mojego zaufania.
(H): 3 raz? Pierwszy raz, gdy odmówiłaś wykonania jego zadania, a drugi?
(J): Usłyszałam fragment rozmowy jego i śmierciożerców o tym, że nie nadaję się na śmierciożerczynię. Weszłam i powiedziałam, co o nim myślę, ale później okazało się, że wcale nie chciał, żebym mu była podwładna, bo to nie mój charakter.
(H): Co Ci strzeliło w ogóle do głowy, żeby tam wchodzić. Mogli Cię zabić!
(J): Ja nawet wśród śmierciożerców budzę respekt.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając ich reakcję na moje słowa.
(H): Ty się aż prosisz o śmierć.
(J): Nie sądzę. Cały czas podchodzę z dystansem.
Widziałam pełną troski i rozczarowania minę byłego gryfona. Wiedziałam, a nawet aż za dobrze, że stąpam po cienkim lodzie, ale instynkt nakazywał mi właśnie tak postępować. Po jakimś czasie ruszyłam w stronę Hogwartu. Kierowałam się w stronę dormitorium, a na swojej drodze napotkałam Dumbledora.
(A.D): Aria, chciałbym Cię widzieć w moim gabinecie za 10 minut.
Na jego słowa przytaknęłam i ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora. Drzwi były otwarte, a ja jeszcze chwilę zastanawiałam się czy zapukać czy po prostu wejść. Wybrałam drugą opcję, oczywiście nieomylnie.
(A.D): Witaj, Ario. Chciałem Cię widzieć.
(J): Tak. Zastanawiałam się, dlaczego.
Mój ton głosu był chłodny i nie wyrażał emocji, ale w głębi siebie drżałam, że dyrektor Hogwartu wie albo domyśla się, że otworzyłam komnatę tajemnic.
(A.D): Chodzi o to, że od jakiegoś czasu jesteś zupełnie inna niż wcześniej. Chodzi o to, że wydaje mi się, że coś ukrywasz.
Domyślałam się, o co mogło mu chodzić, ale postanowiłam zagrać inaczej.
(J): Nie mam nic do ukrycia. Nie rozumiem, o co chodzi.
(A.D): Chodzi o to, że od czasu jak znalazłaś tamtą książkę zachowujesz się podejrzanie.
(J): Jak już mówiłam, nie mam nic do ukrycia.
(A.D): Dobrze, rozumiem. Jednak jakbyś miała jakieś problemy, to wiesz, gdzie mnie szukać.
(J): Dobrze.
Po tych słowach wyszłam. Zrozumiałam, że nie warto nikogo informować o tym, co robię, żeby nic nie wyszło na jaw. Poszłam do swojego dormitorium, gdzie zastałam Ivy.
(I): Cześć. Nie widziałam Cię cały dzień, gdzie ty byłaś do jasnej cholery?!
(J): Tak się składa, że byłam u Hagrida i profesora Dumbledora.
(I): A czemu byłaś u Dumbledora?
(J): Chciał mnie widzieć.
(I): A czemu?
(J): Czegoś się domyśla.
Ivy dobrze wiedziała o czym mówię, na co rzekła:
(I): A nie mówiłam? Nie brnij w to dalej, bo wpakujesz się w mocne tarapaty.
(J): Zamierzałam tak zrobić od pewnego czasu.
Kłamałam. Nie chciałam, ale nie miałam wyjścia. Tylko Ivy i Hagrid o tym wiedzieli, więc nie chciałam ich więcej informować. Czuję, że to mogła być ich sprawka.
(I): Mądra decyzja. A teraz życzę Ci dobranoc.
(J): Dobranoc.
Dzisiaj w nocy wzięłam pelerynę niewidkę i wyszłam z dormitorium. Usłyszałam czyjeś głosy. Należały do profesora Dumbledora, Snape'a i McGonagall.
(p. McG): Jest pan pewien, dyrektorze Dumbledore?
(A.D): Tak. Wczoraj wieczorem jedna z uczennic przyszła do mnie do gabinetu i powiedziała, że domyśla się, że ktoś mógł ponownie otworzyć komnatę tajemnic.
(p. McG): A jaka to była uczennica?
(A.D): Ivy Hamilton.
Zamarłam. Moja przyjaciółka mnie wydała. Byłam wściekła i chciałam po prostu zabić Ivy.
(p. S.S): A powiedziała, że domyśla się kto to zrobił?
(A.D): Nie. Niestety domyślam się, kto mógł to zrobić. Wydaje mi się, że mogła to być Aria Meropa Riddle. Jest siostrą Toma Riddle, więc mógł ją zwabić i zmusić ją do usługiwania mu. Co prawda, nie dałaby się zwieść dziennikowi ani nie wykonałaby żadnego polecenia, ale mogłaby otworzyć komnatę tajemnic, bo jest wężousta. Nie chcę na nią zwalać winy, ale proszę, żebyście uważali na nią. Tylko dyskretnie.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Czym prędzej ruszyłam w stronę swojego dormitorium, żeby móc to przemyśleć. W końcu znalazłam się w swoim łóżku, a pelerynę schowałam z powrotem pod łóżko. Następnego dnia wstałam. Pierwszą lekcją były eliksiry, a później transmutacja. Starałam się nie odbiegać myślami do wczorajszej nocy, tylko skupić się na lekcjach, żeby nie myśleli, że faktycznie to mogłam być ja. Po lekcjach ruszyłam w stronę komnaty. Gdy weszłam zastałam mojego brata, który intensywnie nad czymś rozmyślał.
(J): O czym tak myślisz?
(T.M.R): Aria? Co ty tu robisz?
(J): Musisz coś wiedzieć.
(T.M.R): A co znowu mnie okłamałaś?
Głos miał rozbawiony, ale mi nie było do śmiechu. Sprawa była poważna.
(J): Nie. Chodzi o to, że domyślają się, że otworzyłam komnatę. Nie mogę się narażać, bo wczoraj posłuchałam rozmowę Dumbledora z innymi nauczycielami. Starałam się być ostrożna, ale ktoś ewidentnie chce mnie wrobić. Chociaż nikt nie powiedział, że to ja, ale Dumbledore domyśla się czegoś. Wie, że jesteśmy rodzeństwem i myśli, że chcesz wykorzystać mnie do tego, żebym Ci usługiwała.
(T.M.R): Dopóki nic nie jest w tej sprawie pewne możesz tu nadal przychodzić. Nie możesz tak ryzykować dla mnie. W sensie, żeby mnie zmienić, ale błagam Cię, bądź chociaż raz ostrożna. Musisz się ratować przez to wszystko.
(J): Gdzieś słyszałam, żeby nie ratować tego, co Cię niszczy. Zaryzykuję wiele, żeby tylko Ci pomóc.
Nagle poczułam zawroty głowy. Poczułam, że zemdlałam. Zanim to jednak nastąpiło zobaczyłam wizję. Ktoś zostawił na obrzeżach Londynu dziecko w wózku, a później ktoś to dziecko zabrał ze sobą. Gdy się obudziłam widziałam Dumbledora, McGonagall, Ivy, Snape'a i Toma. Leżałam w skrzydle szpitalnym i widziałam zamyślone i przerażone twarze nade mną.
(J): Co się stało? Gdzie ja jestem?
(I): Jesteś w skrzydle szpitalnym. Twój brat Cię tu przyniósł.
Spojrzałam na Toma i zapytałam ledwo słyszalnie:
(J): Dlaczego?
(T.M.R): Zemdlałaś. Musiałem coś zrobić.
(J): Ale będziesz miał kłopoty.
(A.D): Tom powiedział wszystko. Uznałem, że ani ty ani on nie będziecie mieć kłopotów.
(J): Ale przecież to ja otworzyłam komnatę. Mogłam narazić innych uczniów na śmierć.
(T.M.R): To już nie twoja wina. To ja pisałem do Ciebie w dzienniku i to ja powiedziałem Ci, żebyś otworzyła komnatę tajemnic. To wszystko przeze mnie. Nawet teraz naraziłem Cię na problemy przynosząc Cię tu. Wybacz.
(I): Racja.
Spiorunowałam Ivy wzrokiem i rzekłam:
(J): To ja pierwsza napisałam w dzienniku. To ja z własnej woli otworzyłam komnatę i to ja dałam Ci powód, żebyś mnie tu przyniósł.
(I): Ale co się tam właściwie stało? Dlaczego zemdlałaś?
(J): Niewiele pamiętam. Jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, że zanim zemdlałam miałam wizję. Widziałam jak ktoś zostawił dziecko na ulicach Londynu, a później ktoś to dziecko zabrał ze sobą. Nie jestem w stanie powiedzieć, jacy to byli ludzie.
Wszyscy mieli przerażone twarze.
(T.M.R): Tym dzieckiem byłaś ty, Aria. Nasz ojciec Cię zostawił na ulicach Londynu, zaraz po śmierci mamy, zabrał Cię pewnie brat naszej matki.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Z łzami w oczach i wyrzutem zapytałam:
(J): Wy on tym wiedzieliście  i nic mi nie powiedzieliście?
(A.D): Nie mogliśmy. Wiedzieliśmy, że to tobą mocno wstrząśnie.
(J): Ale to chodziło o moją rodzinę! Nie wiedziałam o niej nic. Nie wiedziałam, że mam brata i nie wiedziałam o tym, o czym przed chwilą się dowiedziałam. Czy jest jeszcze coś czego nie wiem?! Jeszcze straciłam rok temu wuja, który trafił do Azkabanu.
Wszyscy popatrzyli po sobie, co w moim mniemaniu oznaczało tak.
(A.D): Twój wuj trafił do Azkabanu tylko dlatego, że chciał Cię ratować.
(J): Przed czym?
(T.M.R): Przede mną. Szukałem Cię od kiedy rozpocząłem naukę w Hogwarcie. Myślałem, że u niego mogłaś się znajdować. Nasz wuj się o tym dowiedział, że ja wiem, dlatego wziął na siebie winę za przestępstwo, które popełniła jego żona, bo myślał, że chcę Ci zrobić krzywdę. Wiedział, że po tych zdarzeniach będziesz musiała zamieszkać gdzieś indziej. I tak się też stało. Resztę tej historii znasz.
Na te słowa nie wytrzymałam i wybuchłam głośnym śmiechem. Wszyscy patrzyli na.mnie jak na idiotkę.
(I): Co Cię tak bawi?
Powstrzymując się od śmiechu, powiedziałam:
(J): Chodzi o to, że to po prostu jest tak głupie, że aż śmieszne. Wszyscy bardzo dobrze wiedzieli, że jestem dziedziczką Salazara Slytherina i ja i Tom jesteśmy zrodzeni z Amortencji i oboje mamy te same zdolności.  Choćby mowa węży albo czarowanie bez różdżki lub nawet latanie bez miotły. Jesteśmy niemal tacy sami. Tylko płeć nas różni.
(I): W sumie to racja. To takie oczywiste.
(J): A właśnie. Z tobą Ivy będę musiała się jeszcze policzyć za to, że na mnie podkablowałaś.
(I): Ale o co Ci chodzi?
Jej głos drżał i wyczuwałam jej strach. Bała się.
(J): Dobrze wiesz o co. Powiedziałaś dla dyrektora Dumbledora o tym, że ktoś otworzył komnatę tajemnic.
(I): Ja naprawdę nie wiem, o co Ci chodzi.
(J): Ivy, przecież ja wiem, że ty kłamiesz. Cała drżysz, boisz się. Nie powiedziałaś, że to ja, bo wiedziałaś, że sam się domyśli.
(I): Dobra, przyznaję się! Mówiłam, że to, co robisz jest złe, ale oczywiście nie słuchałaś. Chciałam się odegrać za to.
(J): Ale czemu?
(I): Bo się o ciebie bałam! Bałam się, że może stać Ci się krzywda!
W jej oczach nagromadziły się łzy, które tak rzadko u niej widywałam.
(T.M.R): Naprawdę myślisz, że zrobiłbym jej celowo krzywdę? Uważasz, że zrobiłbym krzywdę własnej siostrze?
Jego ton głosu był chłodny i nie wyrażał emocji. Wiedziałam jednak, że mocno go to zdenerwowało i zdziwiło. Ivy natychmiast się uspokoiła na te słowa i rzekła:
(I): Jesteś Voldemort. Po tobie można się spodziewać wielu takich rzeczy.
(T.M.R): Są osoby, których nigdy bym celowo nie zabił. Właściwie to tylko jedna- i jest nią Aria.
Wokół zapadła cisza, w oczach innych widziałam podziw i zdziwienie pomieszane z ekscytacją.
___________________________________________
Kochani, to już 6 rozdział. Pisałam go dłużej niż poprzednie, bo trudno mi było cokolwiek wymyślić, ale obiecuję, że w następnych będzie się działo o wiele więcej. Buziaki 😘

1692- liczba słów w opowiadaniu

Siostra Toma Marvolo Riddle'a [ZAKOŃCZONE]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon