Rozdział 8

555 15 2
                                    

Próbowałam się wyrwać z uścisku ,,napastnika", jednak był za silny.
Przymrużyłam oczy, żeby dokładniej przyjrzeć się i zobaczyć kto to. Po raz pierwszy w życiu zaczęłam się czegoś naprawdę bać, ale nie dałam po sobie tego poznać. Zobaczyłam stalowe tęczówki- Draco.
(J): Czego chcesz ode mnie, Malfoy?!
Nic nie odpowiedział, tylko złożył na moich ustach pocałunek. Na początku opierałam się, jednak po chwili ustąpiłam i odwzajemniłam. Zrozumiałam, że zależy mi na nim. Na chwilę przestał, jednak przyciągnęłam go do siebie i ponownie zaczęłam go darzyć pocałunkami.
(D.M): Aria, dobrze się czujesz?
(J): Nigdy lepiej się nie poczułam.
Uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
Po chwili przestał i spojrzał na mnie.
(D.M): Jesteś moja.
(J): Chciałbyś. Ja nie należę do nikogo, ale muszę się do czegoś Ci przyznać.
(D.M): Do czego?
(J): Zrozumiałam, że zależy mi na Tobie.
Po raz pierwszy na twarzy blondyna zauważyłam rumieńce.
(D.M): Wow. Aria Riddle jest dla kogoś miła i na kimś jej zależy.
(J): Nie tylko na Tobie mi zależy. Znajdzie się jeszcze kilka innych osób.
(D.M): Na przykład?
(J): Chyba można się domyślić.
Spojrzałam jeszcze ostatni raz na blondyna i poszłam w stronę dormitorium, gdzie zastałam zapłakaną Ivy. Chciałam odruchowo zapytać, co się stało, ale przypomniałam sobie, że już nie przyjaźnimy się. Nawet na nią nie spojrzałam, tylko bez słowa weszłam do swojego łóżka.
(I): Aria...
Udałam, że nie słyszę. Nie zamierzałam już nigdy więcej z nią gadać. Tylko chłodno na nią spojrzałam i zaczęłam czytać tematy z eliksirów.
(I): Przepraszam... Proszę wybacz mi...
Jej głos drżał, ale i tak się zdenerwowałam i powiedziałam:
(J): Teraz sobie wiesz gdzie wsadź te przeprosiny. Trzeba było myśleć wcześniej, bo już nigdy więcej Ci nie zaufam. To, co wmówiłaś tym ludziom było podłe. Musisz w końcu zrozumieć, że ja całe życie nie będę Ci pomagać.
Mój ton głosu był chłodny i pełen gniewu i nienawiści. Dostrzegłam w oczach Ivy łzy. Nawet było mi jej szkoda, ale nie chciałam mieć z nią nic wspólnego. Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie w pociągu, byłam pewna, że będzie to przyjaźń na całe życie, ale myliłam się.
(I): Rozumiem.. Dobranoc.
Wtedy się odwróciła i położyła się. Ja też położyłam głowę do poduszki i poszłam spać. Rano obudziłam się, była sobota. Spojrzałam na zegarek, była 6:28. Nie mogłam już spać, dlatego wstałam. Napiłam się wody, którą przyniosłam wczoraj i postawiłam na swoją szafkę. Wzięłam prysznic, ubrałam się i niepostrzeżenie wyszłam. Wybrałam się na błonia. Usiadłam przy drzewie i pogrążyłam się w myślach, z zamysłu wyrwał mnie głos:
(T.M.R): Aria, co ty tu robisz?
(J): Już nie mogę spać. A ty co masz na swoje usprawiedliwienie?
(T.M.R): Też już nie mogę. A o czym tak myślałaś?
(J): To nic takiego. Nieważne.
(T.M.R): Znam ten ton. Coś ukrywasz.
Miał rację.
(J): To przez Ivy. To nic takiego.
(T.M.R): Co ona znowu zrobiła? Nie rozumie, że już i tak przez jej kłamstwa miałaś kłopoty.
(J): Nie. To nie to. Wczoraj wieczorem przepraszała mnie. Płakała..
(T.M.R): Co zrobiłaś?
(J): Nie wybaczyłam jej. Moje zaufanie zostało już nieraz nadszarpnięte. Nie będę ufać już tym, które chociaż raz je zwiedli.
(T.M.R): Mi też?
(J): A masz coś do ukrycia?
(T.M.R): Nie mam. Nie przed tobą.
(J): Jakie to słodkie. Ojej... Oo...
Po tych słowach spojrzałam na niego z
ironią. Zaśmiał się, nagle poczułam jak tracę oddech i zaczynam głośno i gwałtownie brać kolejne oddechy.
(T.M.R): Aria? Co ci jest?
Nie potrafiłam odpowiedzieć, poczułam jak powieki mi opadają. Ostatnie, co zapamiętałam to przerażona twarz Toma. Obudziłam się w skrzydle szpitalnym. Nade mną stał Tom, pielęgniarka i Draco.
(J): Co się stało? Ile już tu jestem?
To jedyne co byłam w stanie powiedzieć. Nic nie pamiętałam.
(T.M.R): 2 dni tu już leżysz. Dopiero się obudziłaś. Gadaliśmy przedwczoraj rano i zaczęłaś się dusić.
(J): Ale czemu?
Wtedy głos zabrała pielęgniarka.
(P): Masz w organizmie toksyny. Cudem udało Ci się przeżyć. Jadłaś coś przed tym wydarzeniem?
(J): Nie, ale napiłam się wody. Tylko, że dzień wcześniej wieczorem przyniosłam ją sobie do dormitorium.
(P): Z kim dzielisz dormitorium?
(J): Z Ivy Hamilton.
Dopiero teraz złączyłam fakty.
(J): No jasne. To na pewno jej sprawka, udawała skruchę, żeby tylko znowu zdobyć moje zaufanie i później mnie zabić. Idę jej coś powiedzieć!
(P): Nie możesz. Toksyna jeszcze może krążyć w twoim organizmie. Muszę ją usunąć.
(D.M): A poza tym nie wiesz czy to była ona.
(J): Ależ to jest oczywiste. Tylko ona mogła to zrobić. Policzę się nią jak tylko stąd wyjdę.
(T.M.R): To nie podobne do ciebie.
(J): Bo ty na pewno mnie najlepiej znasz ze wszystkich.
Nie chciałam tego powiedzieć.
(D.M): Aria... Dobrze się czujesz?
(J): Nie interesuj się, kretynie!
Tego też nie chciałam powiedzieć, nie wiem, co się ze mną dzieje.
(P): To kolejny skutek działania toksyny. Ona tego nie chce mówić.
Wtedy pielęgniarka przyłożyła różdżkę do mojego ciała i zaczęła szeptać jakieś zaklęcie. Poczułam się śpiąca i zdezorientowana. Obudziłam się jakiś czas później i widziałam te same twarze, co kilka godzin wcześniej. Czułam się obolała i zmęczona. Patrzyłam na zdziwione, zatroskane i zdezorientowane twarze moich towarzyszy.
(J): Mam już tego dość.
(P): Już wszystko dobrze, ale dopiero jutro będę mogła Cię wypuścić.
(J): Ale właściwie co to była za toksyna?
(P): Bardzo trudno ją dostać. Jest nieznana i bardzo rzadka. To magipyłek śmierci.
(J): Draco! Przecież my tego ostatnio uczyliśmy się na eliksirach. Dobrze rozpuszcza się w wodzie, jest bezwonny i zabija wszystko i wszystkich.
(D.M): I co w związku z tym?
(J): To musiał zrobić ktoś z 6 lub 7 roku. Dopiero na 6 roku nauki takich rzeczy się  zaczęliśmy uczyć.
(D.M): Racja, ale kto to mógłby być?
Wiedziałam kto, spojrzałam na blondyna porozumiewawczo.
(D.M): Ivy tego nie zrobiła! Ona jest słaba z eliksirów i ani inteligencją ani sprytem nie grzeszy.
(J): Nie znasz jej. Gdy otworzyłam komnatę tajemnic to zaczęła bardzo często znikać. Magipyłek śmierci można znaleźć na pniach drzew w zakazanym lesie.
(D.M): A skąd ty to wiesz?
(J): Co to za pytanie? Z naszego podręcznika do eliksirów. Ty czasem do tego podręcznika w ogóle zajrzysz?
Widziałam zmieszaną twarz Malfoy'a, dlatego kontynuowałam:
(J): A poza tym... Ostatnio, gdy ją widziałam była bardzo miła i udawała skruchę. Nie przyjęłam jej przeprosin. Widać było, że nie spodobało jej się to.
(D.M): Ale czemu miałaby to zrobić?
(J): Pamiętasz sytuację w Wielkiej Sali? Jej koleżanki- Elizabeth i Rose odwróciły się od niej. Była zła, a teraz szuka  zemsty.
___________________________________________
Następnego dnia wyszłam ze skrzydła szpitalnego. Ruszyłam do swojego dormitorium, gdzie zastałam Ivy. Byłam po prostu na nią wściekła. Weszłam do dormitorium i chłodnym tonem, powiedziałam:
(J): Masz mi coś do powiedzenia?
(I): Aria, ty żyjesz! Tak się o ciebie bałam.
(J): Nie kłam! To wszystko przez Ciebie. Chciałaś mnie zabić!!
(I): Dlaczego tak mówisz? Nie masz nawet dowodów. Każdy mógł Ci podać toksynę!
Wtedy zaświeciła mi się lampka. Skąd ona wiedziała, że to była toksyna?
(J): A skąd wiesz, że to była toksyna?
(I): Nie wiedziałam, domyślałam się.
(J): Już przestań, przecież wiem, że to ty. Tylko czemu?
(I): Zasłużyłaś na to. Chciałam się od dawna pozbyć twojego brata, dlatego próbowałam wielu rzeczy, jednak ty ciągle stałaś mi na drodze do osiągnięcia tego celu. Pierwsza próba się nie udała, ale dosypanie Ci Magipyłku śmierci nie mogło się nie udać. Nie udało się, więc teraz pozbędę się Ciebie osobiście.
Wtedy wyciągnęła różdżkę i zaczęła w moją stronę wystrzelać pociski, które bezproblemowo odbijałam.
(J): Ivy dość! Co ty robisz?!
(I): Pozbywam się problemu tej szkoły.
Wtedy zaczęła agresywniej atakować. Nie wytrzymałam i krzyknęłam kierując pocisk w stronę Ivy:
(J): AVADA KEDAVRA!!
___________________________________________
Opowiadanie liczy 1249 słów.
Długo pisałam ten rozdział, ale w końcu się udało. Buziaki 😘

Siostra Toma Marvolo Riddle'a [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now