Rozdział 12. 2/ 2

100 3 0
                                    


Gdy jesteśmy już na polanie zatrzymujemy się nagle. Cato marszczy czoło i wpatruje się w stronę, z której przyszliśmy. Clove marszcząc brwi także spogląda w tę stronę. Ja też się obracam i patrzę w ciemny, cichy za cichy las.

- dlaczego jeszcze nie strzelili z armaty? - pyta Glimmer, potwierdzając moje przepuszczenia.

- właśnie, to dziwne. Powinni to zrobić od razu, nic ich nie powstrzymuje - dodaje chłopak z Jedynki.

- chyba że dziewczyna jeszcze żyje - odzywa się Clove. Też tak uważam.

- gdzie tam, zimny trup. Sam ją załatwiłem - odpowiada dziarsko Cato.

- więc co z tą armatą? - dopytuje Clove.

- ktoś powinien wrócić i sprawdzić, czy na pewno nie zpapraliśmy roboty - sugeruje Marvel.

- racja, nie ma sensu drugi raz jej tropić - zgadza się z nim Clove.

- przecież mówię, że to zimny trup! - oburza się Cato zirytowany, że mają czelność twierdzić, iż mogłoby być inaczej.

Wybucha między nimi kłótnia. Cato upiera się, że nie ma szans, by ktoś przeżył jego 'mistrzowski' cios, a chłopak z Clove upierają się, by ktoś sprawdził czy jednak na pewno nie żyje. Glimmer mówi, że musi być coś na rzeczy bo inaczej już dawno by strzelili z armaty, a dziewczyna ze Czwórki tylko wysłuchuje się im i przytakuje, a czasem sama coś od siebie dodaje, popierając różne strony.
Jeny, teraz będą przez godzinę się kłócić kto ma rację, a kto nie! Czas nam mija, a noga mi zaczyna doskwierać. Po świetle księżyca, a prawie jego brakiem mogę stwierdzić, że zbliża się świt, a oni nadal się kłócą i nie zaciąga się na to, by przestali. Nie widzi mi się wleczenie przez cały dzień po lesie szukając innych trybutów, by ich zabić, a przy okazji okraść z zapasów.

- tracimy czas! Pójdę ją wykończyć i ruszajmy w drogę - oświadczam podnosząc głos, by przebrzmieć się przez ich wrzaski.

Od razu napotykam ostre spojrzenie Cato. No cóż, nie obchodzi mnie to zbytnio, że mu właśnie przeszkodziłem w prowadzeniu tej bezsensownej kłótni.

- no dobra, kochasiu - zgadza się po chwili ciszy. Och, chyba to przezwisko do mnie przyległo no amen. - sam sprawdź.

Kulejąc wracam do dziewczyny przy ognisku, którą tam zostawiliśmy. Oświetlając sobie drogę przez latarkę, kieruję się w stronę widocznego przez drzewa płomyka, pochodzącego z jej ogniska. Podchodzę do dziewczyny i kucam obok jej ciała. Oczy ma otwarte, jak i usta, z których wydobywa się krew. Pochylam się nad nią i przykładam ostrożnie do nich ucho. Cichutki, jakby nic nieznaczący świst wydobywa się z jej ust. Odsuwam się od niej i spoglądam na jej trupio-bladą twarz. 
Wygląda na martwą, choć wiem, że wcale nią nie jest. Patrzę w jej oczy i zauważam w nich prośbę, tak jakby sama mnie prosiła bym skończył jej cierpienie. Biorę głęboki wdech i sięgam po swój nóż. Trzymam go mocno w ręce, tak jakby miał mnie on utrzymać, a nie ja jego. Ustawiam go pod kątem gdzie powinno się znajdować serce i rzucam okiem na twarz dziewczyny. Patrzy na mnie błagalnie. Wracam wzrokiem spowrotem na nóż. Zanim go w nią wbijam szepcze:

- przepraszam '(

Wstaję z kuca, wycieram nóż od krwi o trawę i na tyle ile mogę, szybkim krokiem nie odwracając się za siebie wracam na polane.
Gdy już na nią docieram, zwraca się do mnie Cato.

- żyła? - pyta.

- tak, ale już po niej - wyjaśniam. W tym samym momencie jak na potwierdzenie moich słów rozlega się wystrzał. Nie chcąc więcej tracić czasu, mówię -  Ruszamy?

Igrzyska Śmierci / Oczami Peety Mellarka Where stories live. Discover now