Rozdział 12.1/ 2

60 4 0
                                    


Po krótkim wstępie zapoznania się z innymi, od razu można stwierdzić, że to Cato dowodzi. Rozkazuje wszystkim mówiąc co mają robić, patrzy z wyższością i porusza się pewnym krokiem, tak jakby cała ta ziemia należała do niego. Idzie na czele watahy, do której (niestety) też należę. Jednak to nie jest najważniejszy punkt moich zmartwień. Najbardziej czego się boję to tego, że przez mój plan możemy stracić sponsorów. Większość sponsorowało nas tylko ze względu na jak to powiedział Haymitch
"nieszczęśliwych kochanków z Dwunastego Dystryktu". Mam tylko nadzieję, że mamy chociaż kilku, którzy brali pod uwagę nasze zdolności i wyniki. Jestem też ciekaw jak zareagowali i co teraz mówią nasi rodacy na mój temat. Matka chyba skacze ze szczęścia, że jednak jej syn nie kocha się w dziewczynie ze Złożyska i może iść bez "wstydu" na targ. Prycham na samą tę myśl.
Z myśli o reakcjach przyjaciół wyrywa mnie głos Cato, który właśnie każe dziewczynie (chyba ze Czwórki) iść po wodę do jeziora. Szurając nogami i marocząc wyzwiska pod adresem Cato zmierza w daną stronę. Glimmer z Clove (tak nazywa się ciemnowłosa dziewczyna, która mnie tak dotkliwie kopnęła) szykują broń i sprzęt, który ma oświetlać nam drogę. Ja w tym czasie rozchodze nogę, którą przy każdym stanięciem prosto, przechodzi ból. No cóż, przez jakiś czas będę kulał. Na szczęście mam tylko pół twarzy spuchnięte i podbite oko, ale mogę je normalnie otwierać i zamykać. Przychodzi dziewczyna i podaje Cato' wi pojemnik z wodą. Bierze go od niej bez słowa i podchodzi do wciąż nieprzytomnego chłopaka. Bezceremonialnie pochyla nad nim pojemnik i wylewa na niego całą jego zawartość. Nie upłynęły nawet trzy sekundy, a chłopak podrywa się z piasku do siadu i rozgląda wokół dzikim wzrokiem. Z włosów kapie mu woda na twarz i wpół mokre ubrania. Gdy się uspokaja, wyciera rękawem bluzy twarz i wstaje z piasku.

- no, koniec już tego wylegiwania się, mamy robotę do zrobienia - mówi do niego, ale także do nas Cato.

Gdy odchodzi od chłopaka i zbiera swój ekwipunek, nagle wzrok chłopaka pada prosto na mnie. Na jego twarzy maluje się najpierw niedowierzanie, a następnie złość.

- CO ON TU ROBI? DLACZEGO JESZCZE ŻYJE?? - drze się na Cato. - zaatakował mnie i rozbroił!! - mówi z wyrzutem.

Cato patrzy na niego morderczym wzrokiem. Chłopak jakby stracił cały zapał zamknął buzię i skulił się.

- no widzisz Marvel? Kochaś jest lepszy od ciebie, a to, że rzuciłeś się na niego z małym nożykiem tylko cię pogrąża - mówi kąśliwie Clove. - Cato zdecydował razem z nami, gdy ty wylegiwałeś się na piasku, że Dwunastka z nami zostaje - dodaję z przerażającym uśmiechem.

Już wiem kogo mam się bać najbardziej. Chłopak zrobił się cały czerwony na twarzy ze złości lub wstydu nie jestem przekonany, ale się już więcej nie odezwał. Ruszamy na obławę dopiero po informacji, którzy trybuci zginęli.
Tuż po zmroku słyszymy dźwięk hymnu państwowego, po którym zostaną wyemitowane informacje o zabitych trybutach. Na bezchmurnym niebie dostrzegam płynące godło Kapitolu, wyświetlone na gigantycznym ekranie, który zainstalowano na jednym ze znikających poduszkowców. Muzyka cichnie i niebo na moment ciemnieje. W domu obejrzelibyśmy pełną relacje z całego dnia, łącznie ze szczegółowymi zbliżeniami goniących trybutów. Uważa się jednak, że zawodnicy nie powinni wszystkiego oglądać, bo część z nich mogłaby w nieuczciwy sposób uzyskać przewagę nad resztą. Gdybym, dajmy na to, Katniss zestrzeliła, by kogoś z łuku, wówczas jej tajemnica stałaby się powszechnie znana. Tutaj, na arenie, widzimy wyłącznie te fotografie, które pokazywano podczas ogłoszenia naszych wyników punktowych. Patrzymy na zbliżenia twarzy, a zamiast rezultatów odczytujemy numer dystryktu każdego ze zmarłych. Biorę głęboki oddech i patrzę na zdjęcia jedenastu zabitych. Liczę ich w myślach, jednego po drugim.
Pierwsza pojawia się dziewczyna z Trzeciego Dystryktu. Następny jest chłopak z Czwartego Dystryktu. Zwykle wszystkim zawodowcom udaje się przeżyć pierwszego dnia, ten miał pecha. Chłopak z Piątki... Trybuci z Szóstki i Siódemki. Chłopak z Ósemki, oboje z Dziewiątki. Podliczam ich wszystkich, brakuje jeszcze tylko jednego zabitego trybuta. Oby nie Katniss, to nie może być ona. To nie ona, to dziewczyna z Dziesiątego Dystryktu. Na tym koniec. Ponownie pojawia się godło Kapitolu, rozbrzmiewa muzyczny finał i zapada ciemność. Słychać już tylko odgłosy płynącej wody i lasu. Oddycham z ulgą. Katniss żyje!!
No, przecież wiedziałem, że przeżyła, ale zawsze pozostają wątpliwości.
Zbieramy swoje rzeczy i ruszamy w las oświetlając sobie drogę pochodniami i latarkami.
Idąc jako, tako podążam za nimi. To będzie długaaa noc.
~~~~~~

Idziemy już kilka godzin. Mimo że na nikogo się nie natknęliśmy, oni nadal są podekscytowani tą wędrówką i w ogóle nie tracą nią zapału. Noga daje o sobie znać. Coraz trudniej jest mi już trzymać się w miarę prosto.
Nagle Glimmer pokazuje na coś palcem.

- Patrzcie, dym!! - woła.

Faktycznie. Jakieś trzy kilometry przed nami unosi się dym między drzewami. Cóż to za kretyn rozpala w środku lasu ogień i do tego w nocy! Wcale nie jest aż tak zimno. No chyba, że siedzi się bezruchu to pewnie zamarza. My chodzimy już od kilku godzin, więc jest nam cieplej.
Ruszamy w kierunku dymu. Zawodowcy są niezwykle podnieceni tym, że będą mogli złapać tego samobójcę. Jesteśmy coraz to bliżej ofiary. Niebo jest nadal czarne, lecz wyczuwam pierwsze oznaki nadchodzącego świtu. Gdy jesteśmy już z parę metrów od ofiary, zawodowcy ruszają biegiem w stronę blasku ognia, który migocze przez drzewa. Pół biegiem, pół wleke się za nimi. Gdy już "podbiegam" do nich szybko oddychając, oni już są ustawieni wokół jakiejś dziewczyny leżącej na ziemi. Nie ma najmniejszych szans na ucieczkę.
Dziewczyna przygląda się nam z  przerażeniem. W jej oczach momentalnie pojawiają się łzy, gdy dociera do niej kto przed nią stoi.

- błagam nie zabijacie mnie! Weźcie wszystko i zostawicie mnie!! Proszę, bardzo pro - oszę nie- nieee za-a - bii- jajacieee mnniiie !!! - chlipie.

Oni w odpowiedzi tylko uśmiechają się szyderczo. Cato jak na wodza przystało wyciąga swój miecz, który połyskuje w świetle pochodni.
Dziewczyna go zauważa. Rozszerza oczy ze strachu, a następnie zaczyna wrzeszczeć przeraźliwie, że aż bębenki w uszach by mogły pęknąć. Cato szybkim, precyzyjnym ruchem wbija swój miecz prosto w jej klatkę piersiową.
Wrzaski cichną, a dziewczyna pada jak bezwładna lalka na ziemię. Wszyscy się śmieją i gratulują Cato jakby zrobił coś naprawdę niezwykłego i zabawnego. Uśmiecham się sztucznie i podnoszę kciuk do góry. No cóż, to mogłaby być Katniss chociaż ona nie jest na tyle głupia, by rozpalać ognisko, a naddatek pewnie jest zaszyta gdzieś na drzewie. Dziewczyna jest sama sobie winna i nie mam o co się obwiniać ani martwić, w końcu jesteśmy na arenie, a to są Głodowe Igrzyska i zasada jest prosta. Tylko jedna osoba ma prawo przeżyć.

- dwunastu w piachu, jedenastu w kolejce! - wykrzykuje nagle Clove.

Wszyscy ryczą z aprobatą. Co za idioci, przecież oni wszyscy zginą, a prawdopodobnie tylko jedna osoba z nich przetrwa, albo przybijają się nawzajem lub może ktoś inny ich wyprzedzi. Bierzemy się za poszukiwanie jakiś przydatny rzeczy, które mogła mieć przy sobie dziewczyna.

- co to ma być? Jakaś szmata? - drwi Clove i podnosi do góry jakiś materiał, który miał służyć do ocieplenia się. Dziewczyna ze Czwórki przytakuje jej.

- zero broni, nie licząc jakiejś marnej wykałaczki, która miała służyć za ostrze - mówi Marvel.

- z jedzenia też nic nie ma, no chyba że połamane krakersy - kpi Glimmer.

- ja też nic ciekawego nie znalazłem - odzywam się.

Cato trochę tym rozczarowany podnosi się z kuca.

- lepiej się wynośmy, aby mogli zabrać ciało, zanim zacznie cuchnąć - mówi.

Pomrukujemy na znak zgody. Zbieramy się i ruszamy dalej.

Igrzyska Śmierci / Oczami Peety Mellarka Where stories live. Discover now