Rozdział 5.1

100 5 0
                                    

Kilka godzin później mam na sobie kostium, który okaże się najbardziej spektakularny spośród wszystkich na ceremonii otwarcia. Prosty, czarny, obcisły kombinezon, który okrywa mnie od kostek do szyi. Sznurowane buty z lśniącej skóry sięgają mi go łydek. Wyróżniającym się elementem jest zwiewna peleryna z pasków pomarańczowego, żółtego i czerwonego materiału. Na głowie mam czapkę do kompletu. Stylista Katniss podpali jedno i drugie zanim nasz rydwan wytoczy się na ulice.

- to nie będą prawdziwe płomienie, używamy syntetycznego ognia, więc nie musisz się o nic martwić - zapewnia mnie Partia, ale nie jestem zbytnio przekonany. W piekarni wiele razy już się popatrzyłem, i za każdym razem bolało jak diabli.

Smarują czymś moją twarz aby ją trochę oświetlić. Kiedy schodzę z Portią i ekipą przygotowawczą cały czas nawijają, ekscytując się niesamowicie. Czeka na nas już Katniss z swoją ekipą i Cinną. On także, jak Portia jest ubrany w normalne ciuchy i ma ograniczony makijaż na powiekach. Katniss jest ubrana w taki sam strój, który leży na jej smukłym ciele, jak druga skóra. Włosy ma związane w warkocz, a twarz rozjaśnioną. Wygląda niezwykle pociągająco.
Wszyscy się witają i ekscytują, oprócz Cinny, który ze znużeniem przejmuje gratulacje. Zostajemy zaprowadzeni na dolny poziom Centrum Odnowy, który jest gigantyczną stajnią.
Ceremonia inauguracji znacznie się lada moment. Trybuci są parami ładowani na rydwany, zaprzężone w czwórki koni. Nasze są czarne jak węgiel i dobrze ułożone, więc nie trzeba trzymać wodzy w dłoniach. Portia i Cinna prowadzą nas do rydwanu, ustawiają w odpowiednich wyreżyserowanych pozach, poprawiają peleryny, a następnie oddalają się, aby zamienić słowo na osobności. Zaraz nas podpalą. Nie chcę zostać spalony na oczach całego Panem. Muszę jednak wierzyć Porti, myślę zrezygnowany.

- co o tym myślisz? - szepcze do mnie Katniss. - o ogniu?

- Zedrę z ciebie pelerynę pod warunkiem, że ty zedrzesz moją - cedze przez zaśnięte zęby.

- umowa stoi - zgadza się. - mam świadomość, że obiecaliśmy Haymitchowi robić to, co nam każą, ale chyba nie wziął pod uwagę wszystkich okoliczności.

- gdzie on właściwie znikł? - zastanawiam się. - czy nie powinien nas bronić przed takimi niebezpieczeństwami? - mówię żartobliwie.

- jest tak przesiąknięty alkoholem, że raczej nie powinien się zbliżać do ognia - stwierdza Katniss.

Nagle oboje wybuchamy śmiechem. Nie znałem jej z tej strony. W ogóle jej nie znam, myślę smętnie. Ale dzięki tym igrzyską możemy się poznać, choć niewiadomo jak by to brzmiało, mam taki zamiar. Rozlega się muzyka inaugurująca igrzyska. Nie trudno ją usłyszeć, grzmi w całym Kapitolu. Potężne wrota się rozstępują, odsłaniając ulice i tłum ludzi na chodnikach. Uroczysty przejazd trwa około dwudziestu minut i kończy się na Rynku, gdzie zostajemy powitani i wysłuchamy hymnu. Stamtąd trafimy do Ośrodka Szkoleniowego, naszego domu, czy raczej celi do czasu rozpoczęcia igrzysk. Rydwanem zaprzężonym w śnieżnobiałe konie jadą trybuci z Pierwszego Dystryktu. Wyglądają pięknie, ich ciała są spryskane srebrna farbą w aerozolu, a na gustownych tunikach połyskują klejnoty. Pierwszy Dystrykt wytwarza luksusowe produkty dla Kapitolu. Rozbrzmiewa ryk tłumu, reprezentanci Jedynki zawsze są ulubieńcami publiczności. Drugi Dystrykt przygotowuje się do wyjazdu. Gdy my zbliżamy się do drzwi, zauważam, że zachmurzone niebo i zapadający zmrok pogrążają świat w szarościach. Właśnie ruszają trybuci z Jedenastego Dystryktu, gdy pojawia się Cinną z zapaloną pochodnią.

- pora na nas - oznajmia i podpala peleryny. Cały sztywnieje oczekując  na ból, ale czuję tylko łagodny łoskot. Cinna wdrapuje się na powóz, zapala nam nakrycia głowy i oddycha z ulgą.

- udało się - mówi i podnosi Katniss głowę. - pamiętajcie, głowy wysoko. Uśmiech na twarzach. Publiczność się was zakocha!

Cinna zeskakuje z rydwanu i nagle przychodzi mu do głowy jeszcze jeden pomysł. Krzyczy do nas, ale muzyka zagłusza jego głos. Ponownie coś wrzeszczy i daje znak rękami.

- o co mu chodzi? - dziwi się Katniss. Spoglądamy na siebie. W blasku sztucznych płomieni wygląda przecudownie.

- chyba chce, żebyśmy się wzięli za ręce - wyjaśniam.

Łapię ją za prawą dłoń i na wszelki wypadek spoglądam na Cinnę. Kiwa głową i podnosi kciuki. Po chwili znika nam z oczy, wjeżdżamy do miasta. Niepokój tłumu wkrótce ustępuje entuzjazmowi i okrzykom na cześć Dwunastego Dystryktu. Wszyscy patrzą w naszą stronę, przestają zwracać uwagę na trzy poprzedzające nas rydwany. Uśmiecham się szeroko, jak polecał nam Cinna. Dostrzegam nasz rydwan na wielkim ekranie telewizyjnym. Wyglądamy rewelacyjnie. W pół mroku płomienie iluminują nam twarze.
Wydaje się, że ciągniemy za sobą ognistą poświatę, która spływa z powiewających peleryny. Katniss ściska moją dłoń w mocnym ucisku. Czuję jak krew od niej odpływa, ale wcale się tym nie przejmuje. Stoję blisko Katniss i trzymamy się za ręce. Fantastyczne uczucie.
Katniss uśmiecha się do publiczności i macha do nich wolną ręką. Posyła im nawet kilka całusów. Mieszkańców Kapitolu ogarnia szaleństwo, obsypują nas kwiatami, wykrzykują nasze imiona, które musieli odszukać w programie imprezy.
Dudniąca muzyka, wiwaty, powszechny podziw przenikają mną do głębi. Jestem bardzo podniecony. Partia z Cinną zapewnili nam przewagę nad rywalami. Z całą pewnością znajdzie się teraz ktoś, kto zechce nas sponsorować. Nawet niewielka dodatkowa pomoc, odrobina żywności, odpowiednia broń umożliwiają nam zaistnienie na igrzyskach. Ktoś rzuca Katniss czerwoną różę. Łapie ją, wącha i śle pocałunek w stronę ofiarodawcy.
Setka rąk wystrzeliła w górę, aby pochwycić jej całusa jakby był to namacalny przedmiot.

- Katniss! Katniss! - słyszę ze wszystkich stron. Każdy pragnie jej pocałunku, wcale się im nie dziwię, sam bym pragnął go od niej dostać.

Nagle pod moimi nogami ląduję biustonosz, a następnie jeszcze jeden. Zdumiony patrzę na tłum, który skandynuje nasze imiona. Tego z całą pewnością się nie spodziewałem.

Na Rynku Katniss rozluźnia chwyt dłoni, gdy orientuję się że krew przestała mi w niej krążyć. Spanikowany, że już nie będę mógł jej trzymać za rękę nie pozwalam jej, jej zabrać.

- nie puszczaj mnie - protestuję. Wymyślam szybko jakąś wymówkę. - proszę Cię. Mógłbym spaść na ziemię - mentalnie wale się w głowę. Nie mogłem wpaść na coś bardziej błyskotliwego?

- w porządku - zgadza się, czym mnie zaskakuje. Widzę, że jest skrępowana.

Dwadzieścia rydwanów okrąża Rynek. Okna okolicznych budynków są zapełnione najdostojniejszymi obywatelami Kapitolu. Nasze kare konie ciągną rydwan prosto ku rezydencji prezydenta Snowa. Zatrzymujemy się przed budowlą, muzyka cichnie po kunsztownym finale. Prezydent, drobny i chudy człowiek o idealnie siwych włosach stoi na balkonie nad naszymi głowami i wygłasza słowa oficjalnego powitania. Podczas przemówienia telewizja tradycyjnie robi przybitki na twarze trybutów. Spoglądam na ekran i orientuję się, że dostajemy znacznie więcej czasu antenowego niż nasi rywale. Im bardziej się ściemnia, tym trudniej oderwać wzrok od migoczących płomieni. Podczas hymnu państwowego realizatorzy starają się pokazać wszystkie pary trybutów, ale kamera zatrzymuje się na rydwanie Dwunastego Dystryktu. Po raz ostatni paradujemy wokół Rynku i znikamy w Ośrodku Szkoleniowego. Ledwie zamknęły się za nami drzwi, a już otaczają nas ekipy przygotowawcze.
Ich członkowie jednocześnie wykrzykują pochwały pod naszym adresem, treść ginie w ogólnym harmidrze. Rozglądam się i zauważam, że wiele trybutów patrzy na nas z nienawiścią. Zgarnęliśmy całą uwagę, a oni zastali w tyle. Będę jeszcze bardziej cięci na dorwanie  nas, a szczególnie teraz.
Portia i Cinna są na miejscu, pomagają nam zeskoczyć z rydwanu i ostrożnie ściągają z nas płonące peleryny oraz czapki. Portia gasi płomień bliżej nieokreślonym aerozolem z pojemnika.

Igrzyska Śmierci / Oczami Peety Mellarka Where stories live. Discover now