Obojętna

56 3 0
                                    

Sansa
Głęboko wzdychając zamykam podręcznik. Rozdział o starożytności Braavos był strasznie nudny. Wstaję z łóżka i sięgam po telefon. Wsuwam go do tylnej kieszeni i wychodzę z pokoju. W powietrzu unosi się zapach naleśników. Szybkim krokiem schodzę na dół.
- Kiedy przyjechałeś? - pytam zauważając Robba.
- Jestem tu od dwudziestu minut - odpowiada przerzucając naleśnika na drugą stronę - Ładnie to tak nie odbierać telefonu od brata? - pyta unosząc jedną z brwi ku górze.
- Uczyłam się - odpowiadam siadając na krześle przy wyspie - Historia jest bardzo wciągająca...
- Biedna Sansa musi sie uczyć  - mówi śmiejąc się - Jeszcze tylko trochę i będziesz na tym samym etapie co ja
- Student prawa, mieszkający w samym centrum - mówię wzdychając - Brzmi jak marzenie
- Lubisz przecież historie...
- Pali ci się naleśnik - na dźwięk moich słów Robb odwraca się w stronę patelni - Tak lubię ją, ale jest strasznie nudna momentami.
- Prawda, a gdzie reszta? Byłem lekko zdziwiony jak przyjechałem i nikogo nie było
- Tata jak zwykle w biurze, Mama ma dziś dużo spotkań i dwie rozprawy, Arya powinna wrócić za chwilę z lekcji, Bran ma koło fizyki, a Rickon ma jeszcze zajęcia...
- A ty skąd się tu wzięłaś tak wcześnie? - pyta nalewając kolejną porcje ciasta na patelnię.
- Skończyłam lekcje o 13 - odpowiadam z szerokim uśmiechem - Muszę tylko odebrać jeszcze Rickona z zajęć
- Nie za dobrze Ci? Koniec lekcji o 13 w piątek...
- Miałam na 7.15 Robb - mówię wzdychając.
- Kończenie lekcji o 13 jest tego warte - po wypowiedzeniu tych słów, na twarzy mojego brata pojawia się uśmiech-Nie martw się Rickonem, podjadę po niego
- Dzięki, a ty, skąd sie tu wziąłeś o - moje spojrzenie pada na zegar - 14.50?
- Widzisz, piątki mam wolne od zajęć, ale za to od poniedziałku do czwartku mam plan śmiechu warty.
- Czyli?
- W poniedziałki i czwartki mam od 9 do 17. A co z tym Baratheonem? - pyta zmieniając temat.
- A co ma być?
- Margaery mi mówiła, nie udawaj - mówi wzdychając
- Nic takiego, po prostu się do mnie przyczepił ostatnio, nic więcej - odpowiada- nie patrz na mnie w ten sposób Robb
- Jesteś całkowicie pewna, że nic wielkiego się nie stało, tak?
- Tak, Robb, poradzę sobie - odpowiadam wzdychając - Nie masz się czym martwić,on mi nic nie zrobi.
- W razie czego, doskonale wiesz gdzie masz iść i do kogo dzwonić
- Tak, Robb wszystko jest jasne
- No, ja mam nadzieję.
- Zostajesz na weekend? - pytam unosząc brwi ku górze.
- Tak - odpowiada z szerokim uśmiechem.
- To dobrze - mówię sięgając po jeden z naleśników. Moje spojrzenie pada na zegar-Robb, powinieneś już się zbierać, teraz są korki, a Rickon kończy za 30 minut
- Mogłabyś...
- Tak, zrobie reszte naleśników.
- Będę za godzinę - mówi kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Wzdychając wstaję i podchodzę do patelni. Została sama końcówka ciasta. Nakładam kolejna porcję ciasta na patelnię. W tle rozlega się dźwięk otwieranych drzwi
- Dzisiaj naleśniki?
- Tak, jak było w szkole? - pytam kierując swoje spojrzenie na Aryę. Dziewczyna kładzie plecak pod ścianą i kieruje się do szafki.
- Dosyć ciekawie - odpowiada wchodząc na blat, standardowy rytuał szukania kremu czekoladowego...
- To znaczy? - pytam odwracając naleśnik na drugą stronę.
- Bran prawie się pobił
- Bran? - pytam odwracając się w jej stronę.
- Też się zdziwiłam - mówi zeskakując ze słoikiem z blatu - Joff zaczął mu dogryzać
- Z jakiego powodu? -pytam unosząc brwi ku górze.
- Rzucił do niego jakąś durną gadką, po prostu bez powodu, robi to w końcu codziennie - mówi wywracając oczami - A Bran mu odpowiedział i księciunio nie wiedział co ma zrobić - Arya delikatnym ruchem zaczyna smarować naleśnika kremem czekoladowym - I chciał pobić Brana, no i w sumie prawie by się pobili, ale Meera odepchnęła Joffreya od Brana i poszli na koło fizyczne
- Stałaś obok? - pytam ściągając naleśnika z patelni.
- Nie, dowiedziałam się o tym od Lorasa
- Najlepsze źródło - mówię z uśmiechem - W takim razie ciekawie
- A jak u Ciebie?
- Zwykły dzień - odpowiadam wlewając ostatnią dawkę ciasta na patelnie - Nic nadzwyczajnego
-Szybko się zabrałas z lekcji - zauważa unosząc brwi ku górze.
- Moja grupa nie ma dziś biologii, dlatego jw kończę tak wcześnie kochana - odpowiadam z szerokim uśmiechem -A ty zapewne bawiłaś się świetnie na matmie
- Daj spokój, ten człowiek się zachowuje jakby był sam na tej lekcji
- Rozmawiałas z Gendrym?
- Tak, było spoko - odpowiada unikając mojego spojrzenia.
- Jesteś pewna, że...
- To nie czas na rozmowę o pszczółkach Sansa - mówi wzdychając. Z uśmiechen na ustach ściągam ostatniego naleśnika z patelni.
- Jak znowu będziecie gadać w nocy to go pozdrów - mówię siegając po jednego z naleśników. Arya w odpowiedzi wzdycha, a ja ruszam na górę do swojego pokoju. Sięgam po telefon do tylnej kieszeni, nieodczytana wiadomość od Margaery. O której wychodzisz dziś z Damą?
- Idziemy? -pytam skupiając swoje spojrzenie na Damie. Zeskakuje z łóżka i podbiega do mni merdając ogonem. Za jakieś 15 minut będziemy koło Ciebie, wysłane. Teraz pozostaje mi tylko w miarę ogarnąć siebie i Damę na spacer. Podchodzę do szafy i wyciągam z niej czarną skórę. Obok moich kurtek jest wieszak na smycz -Dama, chodź - odwracam się w stronę Damy, która stoi przede mna, nie może się doczekać spaceru. Delikatnie zapinam smycz na obroży, jeszcze tylko buty, ale to już na dole. Sięgam po telefon, tak jak sądziłam, od razu odpisała Idę w twoją stronę. Wychodzę z pokoju i schodzę na dół.
- Gdzie idziesz?
- Na spacer - odpowiadam zakładając buty - Jak coś mam telefon Arya, w razie czego dzwoń
- Miłego
- Dzięki - odpowiadam z uśmiechem. Spacerowanie z Damą nie jest aż tak problematyczne jak spacery z resztą z nich. Na szczęście Dama ani nie ciągnie ani nie ucieka, jest po prostu cudem. Otwieram bramkę i wychodzę na ulicę. Dzięki Siedmiu mamy chodnik, gdyby go tu nie było spacery w październiku stanowiłyby dramat. Dama zaczyna się zachowywać inaczej, zaczyna machać ogonem, zobaczyła kogoś. Podnoszę swój wzrok i delikatnie ciągnę za smycz - Chodź -kieruję swoj wzdok przed siebie. Jak ona tu doszła tak szybko? Margaery ma na sobie ciemnopomarańczowy sweter, czarne spodnie i oczywiście buty pod kolor swetra.
- Hej - mówi nachylając się do Damy. Marg delikatnie drapię ją za uchem, Dama w odpowiedzi macha ogonem - Ile można się szykować na spacer? - pyta z uśmiechem przytulając się do mnie na powitanie.
- Jak napisałaś byłam na dole i rozmawiałam z Aryą - odpowiadam wzdychając - a jak u ciebie?
- Renly przyszedł do Lorasa - odpowiada unosząc brwi ku górze - Nie chciałam ich peszyć. Wiem, że jesteśmy w innych pokojach, ale chyba ich to stresuje
- Myślisz?
- Jestem przekonana- odpowiada wzdychając - Przynajmniej maja w teorii więcej swobody. A ty jak tam?
- Nie udawaj, Robb mi powiedział, że z nim rozmawiałaś o zachowaniu Baratheona - mówię unosząc brwi ku górze - nie jestem zła ani nic, jak coś...
- On naprawdę czasem przesadza San - smutny wzrok Marg przenosi się na mnie.
- Nie przejmuje się nim, nie ma czym. Jest po prostu zjebany do granic - odpowiadam wzdychając.
- Zawsze możemy otworzyć barek i się wyluzować - mówi z uśmiechem, który odwzajemniam.

Ramsay
Jest denerwująca, niewyobrażalnie denerwująca.
- Masz gorszy dzień? - pyta siadając mi na kolanach, na szczęście nikogo nie ma w domu. Niemal za każdym razem w takiej sytuacji ona tu przyjeżdża, z czasem jej prezencja zaczęła być zbędna i nudna. Dziewczyna przysuwa się tak blisko jak może, jest na tyle przybliżona, że czuję jej oddech.
- Skąd - odpowiadam. Myranda nachyla się delikatnie nade mną i rozpoczyna pocałunek. Odpowiadam tym samym przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej. Jedna z dłoni dziewczyny wędruje na pasek moich spodni, odsuwam ją delikatnie od siebie. Ona jednak nie przerywa. Stara się cała sobą, żeby coś z tego wyszło, żeby w jakiś sposób pojawiło się to co ona czuje, a czego ja nigdy nie poczułem. Nie jest dla mnie tym czym ja jestem dla niej. To minęło. Przepadło. Wyparowało - Moja mama zaraz wróci z Lily, powinnaś się zbierać
- Co cię tak męczy ostatnio? Nie chcesz porozmawiać o tym?
- Myślę, że nie mamy sensu - mówie skupiając swoje spojrzenie na niej - Uczucie wygasło
- O czym ty mówisz? - nie wie o co chodzi, nie wie jak to się stało.
- Znudziłaś mi się - odpowiadam - Nie czuję do ciebie niczego
- Jeszcze chwile temu się całowaliśmy Ramsay
- To nie ma znaczenia, nic nie czułem, nic nie poczuję, lepiej skończyć to teraz
- Poznałeś kogoś? - pyta unosząc brwi ku górze.
- Nawet jeśli to już nie jest twój problem, miłego weekendu Myranda.

Explain Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz