Shina położyła głowę Lucy na swoich kolanach. Zebrała leżące wokół gałązki i złożyła je w stos, który rozpaliła pstryknięciem palca. Lucy sapnęła ciężko, nie otworzyła oczu. Jej skóra była chłodna, oblana potem i w kilku miejscach zraniona po walce z królem lasu. Szczególnie jej talia i biodra. Wyszły na niej ciemne ślady po zduszeniu. Jedno z żeber było złamane, ale najgorzej wyglądały zgniecione biodra.
Spódnica rozsunęła się, odsłaniając siniejące ślady, które zaniepokoiły Shinę. Na moment odłożyła Lucy na bok. Pogrzebała po kieszeniach, aż w końcu wyjęła metalowe pudełko. W środku znalazła trzy kuleczki, które latały po całym pojemniku. Każda o innym kolorze. Shina popatrzyła się na Lucy z troską i obawą, że nie przeżyje tych obrażeń.
Początkowe wahania minęły. Zacisnęła powieki i wzięła zieloną kulkę, którą włożyła do ust Lucy Zmusiła ją do połknięcia lekarstwa. Zapach ziół uniósł się po skraju lasu.
— Powinnam cię była posłuchać — powiedziała Shina do nieprzytomnej Lucy. Usiadła obok niej i podłożyła kilka kijów do ogniska. — Czasem jestem trochę głupia. Musisz mi wybaczyć. Tak bywa i tyle... Po prostu... — Pogładziła policzek Lucy. — Chciałam ci udowodnić, że jestem kimś, że mogę zrobić coś, dzięki czemu zostanę przez ciebie zapamiętana. — Zaśmiała się smutno. — Chyba mi się nie udało, prawda?
Lucy rozchyliła powieki.
— Głupia — wyszeptała słabo.
Shina otworzyła szeroko oczy, rzuciła się na kolana i przyklęknęła przed Lucy, sprawdzając jej obrażenia. Zelżały. Ślady po zgnieceniach praktycznie zniknęły. Bała się jeszcze o złamane żebro.
Lucy podniosła się do pozycji siedzącej. Oparła o drzewo, ciężko sapiąc. Shina podała jej bukłak z wodą. Wypiła wszystko na raz.
— Powoli — ostrzegła ją Shina, wycierając twarz.
Wypuściła bukłak na ziemię. Dotarła się sama, a potem spojrzała na swoje rany. Ze zdziwieniem dotykała się po odsłoniętym brzuchu, zaczerwienionym ramieniu, z którego ślad powoli schodził, aż w końcu gwałtownie wstała, łapiąc Shinę za ramiona. Potrząsnęła dziewczyną kilka razy. Nagle ból złapał ją w boku. Straciła na moment dech.
— Uważaj — powiedziała Shina, układając Lucy przy pniu.
— Co mi dałaś?
— Ja... — zawahała się. — Chciałam cię tylko uratować, przepraszam. Wiem, popełniłam błąd, nie musisz mi już tego wypominać. Po prostu... — Westchnęła ciężko. — Podałam ci lekarstwo, więc spokojnie. Nie musisz się już dłużej złościć.
Lucy złapała się za czoło.
— Czy ty, głupia, wiesz, co zrobiłaś?
— Ja? — zdziwiła się Shina.
— A kto inny?!
— Ja... Chyba pokonałam władcę lasu? — odpowiedziała ostrożnie, oglądając się w kierunku lasu, który zostawiły za sobą.
— Dokładnie — wycedziła przez zęby Lucy. — Władca lasu stoi na jego straży przez wieki. Pilnuje spokoju i zabrania innym potworom atakować ludzi. Jeśli jego zabraknie... — nie dokończyła.
Ogień przygasł. Shina dołożyła kolejne gałązki, lecz płomienie ich nie zajęły. Przyklęknęła przed ogniskiem i włożyła w jego środek dłoń. Ognisko odżyło intensywnym światłem. Ciepło dotarło do Lucy. Odetchnęła ze spokojem, pozostawiając przyjemnej temperaturze wymasować jej zmęczone ciało.
— Jesteś magiem ognia? — spytała dziewczynę Lucy.
Shina obejrzała się przez ramię na krótki moment.
CZYTASZ
Pogromca smoków
Fanfiction"Wszyscy odeszli. Zostałam sama" Pomimo sławy, którą zdobyła... Pomimo mocy, którą osiągnęła... Pomimo podroży, którą odbyła... Nikt nie wrócił. Dwa lata po walce z gildią Tartaros i rozłąką członków Fairy Tail, Lucy ostatecznie traci nadzieję na po...