7.

682 62 15
                                    

   Jasper nie zadzwonił w środę. Ani w czwartek. W piątek Rachel zamierzała nawet zapytać Bordera, czy podał mu numer jej komórki, ale praca i zaległe obowiązki w domu sprawiły, że wyleciało jej to z głowy. Może dlatego zdziwiła się, gdy o szóstej wieczorem na wyświetlaczu smartfona pojawił się nieznany numer.

   Każda inna dziewczyna w jej wieku o tej porze w piątek szykowała się pewnie na imprezę, i dawna Rachel też by to robiła. Ale jako że tamta dziewczyna dawno już przestała istnieć, zamiast tego prasowała stos ubrań, który nazbierał jej się przez cały tydzień, zerkając jednym okiem na tasiemiec w telewizji. Melodia wygrywana przez jej telefon wytrąciła ją z transu, w który wprawiły ją mechaniczne, powtarzalne ruchy.

   — Rachel Green, fundacja Tęczowe Życie. Słucham — wyrecytowała jak na autopilocie, jedną ręką przytrzymując sobie urządzenie przy uchu, a drugą wciąż prasując koszulę. Mimo że pora była już dość późna, dziewczyna nie miała zbyt wielu znajomych, którzy mogliby do niej dzwonić, i właśnie dlatego obstawiała pracę.

   — Inspektor Jasper Pratt, Departamet Policji w Crewe — odpowiedział głos, na brzmienie którego zamarła, choć przecież pojawiły się w nim wesołe tony. Odstawiła żelazko na stojak.

  — Czy zamierza mnie pan aresztować, panie inspektorze? — zażartowała, ciesząc się, że rozmówca jej nie widzi i nie może dostrzec rumieńca na jej policzkach.

   — Powiedz mi tylko, za co, a już poleruję kajdanki. 

   Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Cholera, czy on właśnie z nią flirtował? Przez sześć lat straciła wprawę w kontaktach z facetami. Sześć długich lat, które upłynęły jej na życiu w samotności, na własny rachunek. Nikt nie troszczył się o nią i ona nie troszczyła się o nikogo, w każdym razie nie w ten wyjątkowy sposób, w jaki dba się o partnera życiowego. Nikt jej nie podrywał, bo nie pozwalała żadnemu mężczyźnie zbliżyć się na tyle, by się na to odważył. Choć przyjazna i miła, roztaczała wokół swojej osoby mur, szklaną kulę, która nie pozwalała nikomu wejść do środka, ani jej wyjść na zewnątrz.

   Więc dlaczego właśnie teraz brzmienie głosu zupełnie obcego chłopaka wywoływało w niej tak silne emocje i sprawiało, że jej serce biło w szaleńczym rytmie?

   — Jeżeli myślisz, że zmieniając głos, brzmisz groźniej, to muszę cię zmartwić. — Próbowała grać w jego grę. Po drugiej stronie zapanowała cisza, później zaś rozległ się śmiech.

   — Mój boże, niczego przed tobą nie udaję. Przeziębiłem się, mam chrypkę, ale już mi przechodzi. To wszystko.

   Chyba jeszcze nigdy w życiu Rachel nie było tak głupio. Cóż, może wtedy, gdy upiła Ethana nad jeziorem i trafił przez nią do szpitala, ale to było tak odległe, tak zamglone wspomnienie, jakby należało do kogoś innego. Bezwiednie przesunęła lewą dłonią po szyi i ścisnęła wiszący na łańcuszku pierścionek.

   — Hej, jesteś tam jeszcze? — Głos Jaspera sprowadził ją na ziemię. Chrząknęła na potwierdzenie. — Jutro robię domówkę i pomyślałem, że może byś wpadła.

   — Wybacz, Jazz, ale nie lubię imprez. — Opadła ciężko na kanapę, zerkając kątem oka na stos prania i deskę do prasowania.

   — Cóż, nie wyglądasz. — Wydawał się autentycznie zdziwiony. Rachel nie zdążyła się oburzyć, bo kontynuował. — Ja też nie lubię, kiedy jest za dużo muzyki, ludzi i alkoholu. To kameralna impreza, tylko dla najbliższych.

   To dlaczego mnie zapraszasz? — zaświtało w głowie dziewczyny.

   — Będzie James?

Tak blisko nieba (NIEBO #2) ✓Where stories live. Discover now