32.

530 59 7
                                    

   Poniedziałek był ostatnim wolnym dniem dla Rachel. Śledztwo w sprawie Jaspera także dobiegało już kresu i coraz odważniej przekazywano mu optymistyczne wieści, więc i dla niego wkrótce kończyły się niespodziewane wakacje w środku roku. Postanowili ten wyjątkowo słoneczny, przynajmniej jak na Crewe, dzień wykorzystać na wycieczkę i spacer po mieście.

Zaczęli od cmentarza. Jazz pomodlił się na grobie dziadków i z uśmiechem opowiedział o tym, jak w dzieciństwie wciskali mu cukierki, a później także banknoty tak, by jego mama się o tym nie dowiedziała. Później jednak dziewczyna poprowadziła go do innej, znacznie młodszej mogiły, i Jasper nie wiedział, co mógłby powiedzieć lub zrobić. Nie miał pojęcia, czy w ogóle miał moralne prawo, by to w jakikolwiek sposób skomentować.

Nieżyjący chłopak Rachel jak nigdy wpędzał go w konsternację i poczucie niezręczności. Wszyscy mówili o nim z szacunkiem, wręcz z czcią — cholera, przecież Border nazwał nawet dziecko na jego cześć! — i Jazz poważnie zastanawiał się, czy kiedykolwiek miał mu dorównać. Trudno konkurować z kimś, kogo się nawet nie znało. Dużo łatwiej byłoby, gdyby Green rozstała się ze swoim poprzednim partnerem w niezgodzie, tak, by Jasper mógł jej teraz pokazać, że jest od niego lepszy i nie powielać jego błędów. Tymczasem jedyną winą Ethana Reise było to, że umarł i wobec naturalnej nieuchronności śmierci Pratt nie był w stanie zrobić nic, by temu zapobiec.

Mężczyzna potrząsnął głową z niezadowoleniem. Miał przy sobie najpiękniejszą i najwspanialszą kobietę, jaką kiedykolwiek spotkał, a on zadręczał się myślami o śmierci. Jak jednak o niej nie myśleć, kiedy z grobu jednego młodego mężczyzny przechodzi się nad inny, jeszcze świeższy, a daty wypisane pod nazwiskiem "Vincent Sanders" wskazują, że kolejne życie zakończyło się o wiele za wcześnie?

— Zastanawiam się, czy to nie moja wina — powiedziała cicho Rachel. Spojrzał na nią, kompletnie zaskoczony. — To znaczy, wiem, że nie moja, ale przypuszczam, że Vince miał jakąś listę rzeczy do zrobienia przed śmiercią i nieświadomie pomogłam mu ją zrealizować, zabierając go do dziadków. To nie może być przypadek, że tak szybko po tym popełnił samobójstwo.

—Nie mogłaś nic zrobić. — Jasper był bezradny wobec jej bólu. Gdyby chociaż płakała, mógłby jej otrzeć łzy i pozwolić, by kolejne wsiąkały w sweter na jego torsie, ale ona po prostu stała, obejmując się ramionami, jakby było jej zimno, i wbijała poważny wzrok w skromny nagrobek.

Uderzyło go to, że zarówno tamten, jak i ten grób, choć są stosunkowo nowe i należały do młodych ludzi, nie były obsypane kwiatami i świeżymi zniczami. Jak wyjaśniła Rachel, ich właściciele nie mieli zbyt wielu bliskich; matka Ethana okazała się skrajnie patologiczną osobą i po walce o jego majątek nie zadała sobie nawet trudu, by odwiedzić miejsce spoczynku syna, a dla starszych dziadków Vince'a wyprawa na pogrzeb była już ponad siły i trudno od nich wymagać, by regularnie odwiedzali grób wnuka. Z tego, co zrozumiał Jazz, ci młodzi mężczyźni żyli samotnie, i podobnie było z nimi po śmierci, tylko Rachel o nich dbała, zarówno przed, jak i po ich odejściu. ten drobny fakt wiele mówił o dziewczynie, o skarbie, jaki teraz Jasper miał na wyciągnięcie ręki.

— Pomyśl o tym inaczej. — Postanowił jakoś ją pocieszyć, a przynajmniej spróbować. — Podarowałaś mu jedną z niewielu, właściwie ostatnią dobrą rzecz w jego życiu. Podjął straszną decyzję, tchórzliwą i odważną zarazem, ale moim zdaniem podjął ją już dużo wcześniej, a ty podarowałaś mu jeszcze chwilę radości, żeby mógł odejść w spokoju. Może właśnie to jest twoja super moc, Rachel? — Podniosła na niego smutne, duże oczy, sprawiając, że serce pękało mu na pół i wyrywało się do niej. — Dla mnie jesteś bohaterką, serio. Nie sztuką jest być przy kimś szczęśliwym, ale ty... Ty nie boisz się problemów i pomagania komuś, nawet jeśli wiesz, że sama będziesz przez to cierpieć. — Ucałował ją w czoło i skrzywił się z niesmakiem. — Rany, w mojej głowie brzmiało to mniej patetycznie.

Parsknęła krótkim, urywanym śmiechem, choć jej oczy wciąż jeszcze błyszczały od wstrzymywanego płaczu. Z czułością poprawiła ułożenie świeżych kwiatów na nagrobku i schowała dłoń w palcach Jaspera. Czując jej zimną skórę, mężczyzna schował ich ręce do kieszeni w swoim płaszczu i zaczął rozcierać ją kciukiem. Ruszyli w stronę bramy cmentarza.

Tuż za nią Rachel stanęła nagle i zwróciła się przodem do niego. Obdarzył ją nieśmiałym, wyczekującym uśmiechem, a ona wtuliła się w niego niespodziewanie, aż się zachwiał. Jakaś starsza kobieta potrąciła go ramieniem z gniewnym parsknięciem, zła na młodych, którym zebrało się na czułości na środku chodnika przed cmentarzem, jednak Jasper miał to gdzieś. Nie znała ich historii. Nie miała pojęcia, ile w życiu przeszła młoda, uśmiechnięta blondynka i dlaczego tak bardzo potrzebuje teraz wsparcia.

— Będziesz przy mnie, prawda? — zapytała. Pozornie nie miało to sensu, jednak Jazz rozumiał, o co jej chodziło.

— Będę — potwierdził. — Zrobię wszystko, żeby cały czas być z tobą. Nawet zrezygnuję z pracy w policji.

— Nie musisz tego dla mnie robić — zaoponowała. Zawsze, gdy poruszył ten temat, protestowała w ten sposób. Ruszyli powoli w kierunku Badger Park, niewielkiego, nieco zaniedbanego parku, przylegającego do nekropolii.

— Wiem, że tego ode mnie nie wymagasz — przyznał poważnie. Cieszył się, że przynajmniej przed nią nie musi zgrywać wesołka i uciekać się do zakładania maski lekkoducha. Już nie. — Właśnie dlatego chcę to zrobić. Dla ciebie, i trochę dla siebie. Po tym, co się stało... Chyba się wypaliłem. Jestem przerażony na myśl, że będę musiał jeszcze jakiś czas spędzić w patrolu, z bronią przy boku.

— Więc w którą stronę chciałbyś pójść, no wiesz, z karierą? — Wydawała się autentycznie zaciekawiona. Jasper spłonął rumieńcem.

— Rozmawiałem już z kolegą, który przeniósł się do prywatnej agencji detektywistycznej. To w większości nudne, rodzinne sprawy, ale płacą lepiej, masz prywatne ubezpieczenie, nie ma ryzyka i nie wyrabiasz tylu nadgodzin. A w wolnym czasie... — Zająknął się, ale ponagliła go gestem. — Myślałem o tym, żeby wrócić do śpiewania. Nie wiem, zacząć nagrywać covery na Youtube, czy coś.

— To świetny pomysł! — Przyklasnęła na potwierdzenie swoich słów. Przekroczyli bramy parku i usiedli na ławce, otoczonej nieco ogołoconymi z liści krzewami. Drzewa i inne rośliny doskonale tłumiły dźwięki miasta, tak że wokół rozlegał się tylko świergot ptaków i cichy szum wiatru. Milczeli oboje, zadzierając głowy do góry i wpatrując się w szybko sunące po niebie chmury. Jedynie ich dłonie pieściły się delikatnie w kieszeni płaszcza Jaspera.

Tak blisko nieba (NIEBO #2) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz