17.

575 66 7
                                    

   Jasper wszedł do budynku i rozejrzał się po nowoczesnym hallu, jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Skinął głową dyżurnemu i ruszył do przejścia dla personelu, jednak przy bramkach uświadomił sobie, że jego identyfikator znajdował się w etui razem z odznaką. Podrapał się po nieogolonej brodzie, niepewny, co dalej powinien robić. Kiedy już postanowił zawrócić i poprosić niższego stopniem i młodszego chłopaka w dyżurce o wezwanie prowadzącego śledztwo, poczuł, że ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu.

— Jak się trzymasz? — zapytał główny inspektor, czterdziestolatek o nalanej, zbyt czerwonej twarzy, której kolor wywoływał strach, że gość zaraz dostanie zawału. Biorąc pod uwagę stres, na który był narażony, wydawało się to całkiem prawdopodobne.

— Jeszcze nie wiem — przyznał szczerze Jazz. Skinął z wdzięcznością głową, gdy starszy kolega otworzył bramki za pomocą swojego identyfikatora. — Muszę to sobie poukładać. Właśnie idę na przesłuchanie.

— Jasne. — Leon Wagner westchnął i przystanął, spoglądając ze smutkiem na Jazza. — Czarnuchy panoszą się, jakby były u siebie. Sprzątniesz śmiecia, a problemów masz, jakbyś zabił człowieka.

Jasper zamarł w napięciu. Liczył, że mężczyzna się roześmieje i obróci wszystko w niesmaczny żart, ale ten wciąż zachowywał poważne oblicze. Pratt zacisnął pięści. Nigdy nie był agresywny, ale teraz problemy piętrzyły się na jego głowie, jak stos kamieni oznaczający prehistoryczny grób. Chętnie by się na kimś wyżył, a rasista u władzy wydawał się idealnym obiektem, by to zrobić – ale się powtrzymał. Co on, u licha, rozważa? Pobicie starszego stopniem kolegi na posterunku policji?

Na całe szczęście, jego rozważania przerwał wibrujący w kieszeni telefon. Wyciągnął go, spojrzał na ekran i zaklął pod nosem. Wagner spojrzał mu przez ramię, pewnie zastanawiając się, co tak wkurzyło młodego inspektora, po czym roześmiał się ponuro, widząc słowo „Mama".

Jasper odrzucił połączenie, a nerwowy skurcz w dole brzucha sprawił, że miał ochotę zwinąć się w kłębek. Zdawał sobie jednak sprawę, że znajduje się pod ostrzałem spojrzeń i plotek, musiał więc zachować kamienną twarz.

Cholera, zapomniał zadzwonić do mamy. To nie fair, że po tym, co przeszła z tatą, musi przeżywać to wszystko na nowo ze swoim jedynym synem. Powinien przedstawić jej sprawę ze swojej perspektywy i opowiedzieć, jaka jest prawda, ale w natłoku emocji o tym nie pomyślał. Teraz pewnie zamartwiała się, znając tylko przekłamaną wersję z programów informacyjnych.

— Panie Pratt? — Jakiś mężczyzna wychylił się z pokoju przesłuchań i obrzucił go oceniającym spojrzeniem. Miał około pięćdziesięciu lat, siwiejące włosy zaczesał do tyłu, a gładko ogolony policzek szpeciła stara blizna. Trzyczęściowy garnitur nie pasował do ogorzałej od słońca twarzy twardziela i Jazz zastanawiał się, jakim cudem taki glina dał się posadzić za biurko wydziału wewnętrznego. — Zapraszam.

***

— Zaraz, zaraz. Chcesz mi powiedzieć, że ten psychopatyczny policjant z wiadomości to przystojniak, z którym się spotykasz? — Faith podniosła głos, więc Rachel syknęła, by ją uciszyć. Mimo że kawiarnia była niemal pusta, nie miała ochoty dzielić się szczegółami głośnej sprawy z całym światem. Zaczęła żałować decyzji, by o wszystkim opowiedzieć przyjaciółce; chyba zapomniała, że to przede wszystkim jej podopieczna.

— On nie jest psychopatyczny — sprostowała, pocierając oczy z irytacją. — Mówię ci, że dziennikarze źle to przedstawili. Jazz nie jest rasistą, po prostu czuł się zagrożony.

Kiedy wybrzmiało to głośno, Rachel zamyśliła się. Skąd właściwie wiedziała, że Pratt nie jest rasistą? Była z nim ledwie na jednej randce i widziała, jak przeżywał całą sytuację, ale nie mogła śmiało powiedzieć, że dobrze go zna. Od początku miała przecież wrażenie, że facet chowa się za różnymi maskami. A co, jeśli wbrew temu, co podpowiadało jej przeczucie, oblicze dobrego, lekko zagubionego chłopaka także nie jest tym prawdziwym?

Tak blisko nieba (NIEBO #2) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz