1.

1K 72 3
                                    

   Jasper Pratt przetarł oczy kciukiem i palcem wskazującym, potem otworzył je i się uśmiechnął. Choć w ostatnim czasie życie zwaliło mu się brutalnie na głowę, postanowił tego wieczoru dobrze się bawić. Oto po czternastu latach przerwy, miał znów stanąć na scenie z gitarą w ręku.

   Do koncertu pozostało czterdzieści minut. Mężczyzna rozejrzał się po skwerze. Upalny, sierpniowy dzień dobiegał właśnie końca, słońce na wpół schowane za horyzontem już tak nie grzało, a chłodny wietrzyk przyjemnie muskał mu twarz. Ludzie zaczęli się już gromadzić wokół sceny. Na razie jedli lody i gofry, ale już wkrótce będą słuchać muzyki. Ich muzyki.

   Ten koncert, to nie było nic wielkiego. Po prostu Queens Park postanowiło przez całe lato co tydzień organizować muzyczne wydarzenia dla mieszkańców. Widocznie popularne zespoły im się skończyły, bo końcówkę sierpnia obsadzono tymi zupełnie nieznanymi, jak The Waves. 

   Jasper i James założyli go, mając po piętnaście lat. Kilkukrotnie grali w swoich szkołach, a kiedy dołączył do nich Ian, nawet udało im się wkręcić na support znanych w hrabstwie Cheshire kapel. Później Pratt wstąpił do akademii policyjnej, James do wojska, a Ian wyjechał na studia i The Waves umarło śmiercią naturalną.

   Zespół kojarzył się Jasperowi z młodzieńczymi latami beztroski, kiedy jego rodzice byli razem, tatę wciąż jeszcze szanowano w lokalnej społeczności, a dziadek żył i cieszył się dobrym jak na swój wiek zdrowiem. Dlatego gdy Border zadzwonił do niego kilka tygodni wcześniej i zaproponował mu udział w sierpniowym koncercie, w starym, trzyosobowym składzie, Pratt zgodził się bez wahania.

   Zerknął na zegarek. Wpół do dziewiątej. Na tę właśnie godzinę był umówiony z przyjaciółmi, by przed występem dograć ostatnie szczegóły. Co prawda, zrobili wystarczającą ilość prób w ciągu ostatnich dwóch tygodni; właściwie spotykali się codziennie, pozostawała jeszcze otwarta kwestia sprzętu, który zapewniało miasto. Musieli dopilnować, by wszystko właściwie podpięto.

   Ian zjawił się z dwuminutowym poślizgiem, James spóźnił się pięć minut. Nie był sam.

   — Przepraszam, ale KTOŚ musiał się przebrać przed koncertem. — Spojrzał wymownie na swą towarzyszkę. Ta pokazała mu język.

   — Byłabym punktualnie, gdyby KTOŚ powiedział mi wcześniej, że zamierza mnie gdzieś wyciągnąć — oznajmiła tonem brzmiącym jak tysiąc dzwoneczków. Pratt jeszcze nie spotkał kobiety obdarzonej tak piękną barwą głosu. Cała zresztą była piękna, od pokręconych rudo-blond włosów wokół głowy, aż po nogi w podartych czarnych jeansach i sandałach na wysokim koturnie. Poza nimi, miała na sobie jeszcze t-shirt w kolorach tęczy oraz czarną ramoneskę.

   — Gdybym powiedział ci wcześniej, zdążyłabyś wymyślić jakąś wymówkę, a tak, jesteś tu ze mną. — Border wyszczerzył zęby w uśmiechu. Między tą dwójką było takie nieuchywtne porozumienie, że Jasper poczuł dziwne ukłucie zazdrości. Zupełnie irracjonalne, biorąc pod uwagę, że nie zamienił z nieznajomą jeszcze ani słowa, a James podobno miał żonę. — Poznajcie moją przyjaciółkę, Rachel Green. Riri, to Ian. — Dziewczyna spojrzała najpierw na Iana, a później na Pratta. Jej wyraz twarzy zmienił się nagle, jednak chłopak nie mógł rozgryźć, co sobie myślała. — A to jego kolega z klasy i mój przyjaciel z dzieciństwa, Jazz, właściwie...

   — Jasper Pratt — przerwała mu, lustrując intensywnym spojrzeniem mężczyznę, którego jej przedstawiano. Był on tak samo zdziwiony jak Border.

   — Znacie się? — zapytał i spojrzał wyczekująco na kolegę.

   — No właśnie, znamy się? — powtórzył ten. Jego myśli zaczęły biec gorączkowo. Rzeczywiście, w twarzy pięknej Rachel było coś znajomego, czego nie potrafił uchwycić. Może spotkał ją służbowo, na jednej ze swoich policyjnych interwencji?

   Prawda okazała się dla niego bardziej bolesna.

   — Nie osobiście — rzuciła od niechcenia dziewczyna i odwróciła się przodem do sceny. Ian i James podążyli za jej spojrzeniem i jakby ocknęli się z zamyślenia. Ruszyli szybkim krokiem w tamtym kierunku, lecz kiedy Jasper chciał pójść ich śladem, Rachel powstrzymała go gestem. — Siedziałam na publiczności na wszystkich rozprawach w sprawie twojego ojca, widziałam, jak zeznawałeś — dodała cicho, tak, by ich towarzysze ich nie usłyszeli.

   Jazz zamarł i zrobiło mu się niedobrze. Jego serce zaczęło bić szybciej, ale tym razem nie spowodowała tego uroda dziewczyny. 

   To, od czego chciał uciec dzisiejszego wieczoru, właśnie go dopadło.

   — Pracuję w Fundacji Tęczowe Życie — dodała jeszcze, wbijając mu tym kolejną szpilę. 

   — Po co mi to mówisz? — Przełknięta ślina z trudem przeszła przez jego wysuszone gardło. Rachel wzruszyła ramionami.

   — Nie wiem. Pomyślałam, że uczciwie będzie, jeśli się dowiesz — wyjaśniła. — Lepiej, żebyśmy się nie zakumplowali wcale, niż żebyś za jakiś czas przypadkiem się dowiedział. 

   Skinął głową, chociaż ni cholery nie rozumiał. Co ta dziewczyna musiała o nim myśleć? Syn gwałciciela, który bronił zwyrodniałego tatusia przed sądem? Przecież to organizacja, w której pracowała, pomogła tym biednym dziewczętom wytoczyć akt oskarżenia.

   Aż dziw, że na jego widok nie odwróciła się na pięcie i nie uciekła. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale sam był wściekły na siebie, kiedy myślał o własnej ślepocie.

   — Ja... — zaczął, chcąc się jakoś wytłumaczyć, zatrzeć złe pierwsze wrażenie. Rachel przerwała mu jednak. Na jej twarzy wciąż nie pojawiły się żadne emocje, których mógłby się uczepić.

   — Chyba powinieneś do nich dołączyć. — Wskazała na dwóch mężczyzn na scenie. — Do występu zostało wam dwadzieścia minut.

   Skręciła w kierunku jednego z leżaków, rozłożonych przez władze miasta na trawniku. Wyciągnęła wygodnie nogi, odchyliła się na oparciu i sięgnęła do torebki po telefon. Jasper stał przez chwilę nieruchomo, przyglądając się dziewczynie, zajętej czytaniem czegoś na smartfonie; później jednak wołanie Iana przywołało go do rzeczywistości.

   Idąc na scenę, Jasper znów przywołał na twarz lekki uśmiech. Postanowił tego wieczoru zaśpiewać tak dobrze, jak nigdy wcześniej, mając nadzieję, że zaimponuje tym pięknej nieznajomej.

Tak blisko nieba (NIEBO #2) ✓Where stories live. Discover now