5.

703 57 9
                                    

   Kiedy Jasper kończył służbę, czuł się wypompowany, zmarznięty i przemoczony do suchej nitki. Praca w policji była czymś, co go nakręcało, a z drugiej strony patrolowanie ulic potrafiło człowieka wdeptać w chodnik i pozbawić resztek energii. Zdążył się już odzwyczaić od roboty zwykłego krawężnika, bo po szkole policyjnej szybko dorobił się awansu do dochodzeniówki, tymczasem po wybrykach ojca został znów odesłany na ulice. Oczywiście szefostwo twierdziło, że to nie żadna degradacja spowodowana rodzinnymi sprawami, a jedynie redukcja etatów, zwykła sprawa.

   Jasper i tak wiedział swoje.

   Kiedy wchodził do domu, zawsze najpierw zdejmował mundur. Rozbierał się i wszystko poza kurtką oraz kamizelką taktyczną wrzucał do prania na krótki, godzinny program, później zaś do suszarki, by jeszcze przed pójściem spać wyprasować go na kolejny dyżur. W akompaniamencie buczenia pralki wytarł zabłocone buty. Dopiero wtedy pozwolił sobie na prysznic, a w drugiej kolejności na późny obiad.

   W kwestii munduru był pedantem, ale w życiu już niekoniecznie. W zlewie od wczoraj piętrzyły się niepozmywane naczynia i Pratt po raz kolejny przeklinał siebie w duchu, że jeszcze nie kupił zmywarki. Omijając je wzrokiem jak wyrzut sumienia, zajrzał do zamrażarki.

   — Nie ma to jak pizza po robocie — mruknął sam do siebie i wyjął opakowanie. Zawartość miała pewnie mniej-więcej tyle samo wartości odżywczych, co karton, który ją otaczał, ale Jasper się tym nie przejął. Spali to jutro na siłowni.

   Włożył pizzę do mikrofalówki — jego ulubionego urządzenia w tym domu — nastawił czas. Kiedy wyświetlacz odliczał sekundy pozostałe do odblokowania drzwiczek, Jasper oparł się łokciami o blat w kuchni i schował twarz w dłoniach. Potarł oczy, które po całym dniu skupiania wzroku w deszczu piekły go, jakby właśnie skończył wielogodzinną rundę spawania. 

   Jakie to szczęście, że nie wyglądał tak rano, gdy spotkał Rachel. Kiedy przypadkiem dostrzegł jej twarz pod kapturem, zalała go fala ciepła i już wiedział, że ten dzień będzie udany. Podobało mu się w niej wszystko: poskręcane od wilgoci włosy, iskierki złości w oczach, gdy mówił o mandacie i uśmiech wdzięczności, kiedy przyjmowała od niego kawę. 

   Mikrofalówka zapiszczała głośno, jakby przekrzykując się z pralką, więc wyjął pizzę i zawlókł się na kanapę, która pełniła także rolę łóżka. Włączył telewizor i położył się wygodnie, kładąc sobie talerz na piersi.

   Niewątpliwie to była jedna z zalet mieszkania samemu: kobieta najpewniej właśnie zrobiłaby mu awanturę o jedzenie w ten sposób, sam słyszał, jak podobnych rzeczy czepiała się jego matka. Tymczasem w swoim królestwie mógł sobie pozwolić na co tylko zechciał.

   Dlaczego więc, zamiast się z tego cieszyć, na samą myśl czuł tylko smutek?

   To nie tak, że przez całe życie był sam. W ciągu ostatnich kilkunastu lat przez jego życie przewinęło się kilka kobiet, przez łóżko — jeszcze więcej. Za każdym razem one wyobrażały sobie poważny związek, ślub, dzieci i kredyt na dom, i za każdym razem Jasper czuł, że to nie jest to.

   Podkręcił głośność, gdy w telewizji zaczął się jakiś stary film sensacyjny. Nie żeby specjalnie go zainteresował, ale mógł chwilowo zagłuszyć myśli. A Jasper wolał nie myśleć o swoim życiu uczuciowym, bo jeszcze doszedłby do wniosku, że to nie z tymi dziewczynami było coś nie tak, tylko z nim. 

   Kiedy pizza się skończyła, niechętnie wstał z kanapy. Zrzucił okruszki na podłogę, dołożył talerz do zlewu. Z lodówki wyciągnął chłodne piwo.

   — Najpierw obowiązki, później przyjemności — westchnął, odstawiając je tymczasowo na blat i odkręcając kran. Po raz kolejny obiecał sobie, że następnego dnia po pracy kupi zmywarkę, choć przecież wiedział doskonale, że do rana i tak wyleci mu to z głowy.

Tak blisko nieba (NIEBO #2) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz