30. Komplikacje

704 53 14
                                    

Jeżeli Lilith czegoś potrzebowała, to przerwy od natrętnego Notta. Odkąd to się stało, ciągle wpadał na nią niby przypadkiem i zagadywał o to, czy nikogo nie ma. Była prawie pewna, że na wszelki wypadek nosi nawet obrączki w kieszeni marynarki.

Tego dnia kończyła już pracę i myślała tylko o tym, że czeka ją wyprawa do Hogsmeade. Miała odwiedzić Samuela, bo chciał jej przekazać coś bardzo ważnego, odebrać raport od Aberfortha i spotkać się u niego z Jamesem. To dość dużo do załatwienia i choć mrok nie powinien zjawić się szybko, nie chciała plątać się sama londyńskimi ulicami, gdy zbliżał się zmierzch.

Z ulgą odetchnęła, gdy zamknęła ostatnią teczkę. Jak bardzo kochała swoją pracę, tak męczyły ją papiery. Pożegnała się szybko z współpracownikami i ruszyła w stronę kominków, by jak najszybciej znaleźć się poza budynkiem Ministerstwa. Mignęło jej kilka znajomych twarzy, którym z uśmiechem kiwnęła głową. Mina jednak szybko jej zrzedła, gdy na horyzoncie pojawił się blond arystokrata. Próbowała nagle zawrócić lub dobiec do kominka tak szybko, byle tylko gdzieś się przenieść, ale Charles zauważył ją pierwszy i z cwaniackim uśmiechem przepychał się między ludźmi.

Gdyby nie złapali na krótką chwilę kontaktu wzrokowego, zapewne udałaby, że nie rozpoznała go w tłumie. Miała na to horrendalną ochotę i nadzieję. Ale niestety, mężczyzna już do niej machał.

— Lauro.

— Charles — uśmiechnęła się lekko. — Nadal nie pamiętasz jak się nazywam? Mógłbyś w końcu. Po tylu latach wypadałoby.

— Pięknie wyglądasz — skomplementował ją od razu, skanując przenikliwym wzrokiem. Zignorował jej uszczypliwą uwagę. — Dałabyś się się może zaprosić na kawę?

Prychając, zdegustowana spojrzała na niego. Zestresowała się.

— To lekkie faux pas z twojej strony, pytać mnie o to w tym momencie. Wciąż jestem w żałobie.

— Minął już ponad rok, Lauro. Formalnie nie, to tylko twoje odczucia.

— Które masz obowiązek szanować, Charles. To było dla mnie ciężkie półtora roku.

Początkowo Lilith chciała odejść bez słowa pożegnania, ale Nott miał dziwny zwyczaj zatrzymywania jej w pół kroku w takich sytuacjach. I tym razem nie było inaczej.

— Każdy następny dzień będzie dla ciebie ciężki, jeżeli nie nauczysz się żyć ze stratą.

Nie odwróciła się jednak, chociaż zamarła na chwilę, ale ruszyła szybko przed siebie, chcąc jak najszybciej opuścić budynek Ministerstwa. Uznała, że nie ma czasu na słowne przepychanki z blondynem. To był czas na ważniejsze sprawy, o wiele ważniejsze. Przede wszystkim Aberforth. Czekał na nią w końcu z polecenia swojego brata.

Od razu przeniosła się do mieszkania, które od śmierci bliźniaków straciło miano domu. Poruszała się w nim co prawda niesamowicie swobodnie i spokojnie, znając każdy kąt i mając świadomość zabezpieczeń, które je chronią, ale to nie zastąpiło tej atmosfery, która tak definiowała to miejsce. Brakowało ciągłych żartów i śmiechów, wszechobecnego wsparcia bez względu na wszystko oraz tych rudych czupryn, ścigających się o najmniejszy drobiazg.

Tęskniła za nimi każdego dnia. Dogłębnie oraz szczerze, jej żałoba była czarna, choć i tak miała wrażenie, że wylała w niej zbyt mało łez, nawet jeśli Samuel obawiał się, że ciągły płacz ją odwodni. Wyglądała jak cień siebie, chociaż James zarzekał się, że oszałamia od momentu pojawienia się w okolicy tuzina stóp.

Pragnęła spojrzeć znów w te niebieskie oczy, które przypominały jej zimowe niebo, by usłyszeć, że kolejny śmierciożerca został złapany. Że jest bezpieczniejsza a wojna się kończy. By zaznać ukojenia. Włożyć dłoń w rude pasma i bawić się nimi w akompaniamencie zgrywanej dezaprobaty mężczyzny. Chciała rzeczywiście poczuć, że to jest jej dom. Nie tylko cztery ściany z meblami, ale też rodzina, szczęście i komfort. Nawet jeśli Fabian zrzędziłby im nad uchem, że go ignorują.

Słyszy nas tylko noc | James  Potter ffWhere stories live. Discover now