19. Niespodzianki

949 68 50
                                    

Pelerynę jednak schowała, głęboko w szafie, o wiele dokładniej niż ostatnio. Przykryła ją nadzieją, że to już ostatni raz, jak ją przetrzymuje. Liczyła, że to wystarczy.

Po incydencie podczas patrolu Lilith jeszcze bardziej rozbłysła i przesiąknęła uczuciami. Nie zapomniała o nim, nie potrafiłaby. Przez następne dwa tygodnie nie myślała po nocach o niczym innym, zadręczając się i przywołując słowa Charlesa. Nieudolnie odsuwała to na bok, skupiając się na nauce do egzaminów. Próbowała zagłuszać przyspieszające serce Transmutacją i jeżeli już myśleć o chłopcach, to tylko o Gideonie. Był przecież tak idealny, dlaczego więc musiała mieć w głowie orzechowe oczy, nie niebieskie?

Pluła sobie w brodę, że pozwoliła na tak wiele. Evans stawała się jej bardzo dobrą koleżanką, ufała i zwierzała się. Nie wybaczyłaby, gdyby Lilith i Jamesa zaczęło łączyć coś innego niż przyjaźń. Nie wybaczyłaby takiej zdrady. Puchonka sobie również, w końcu Lily była pierwsza. To za nią Gryfon latał od pierwszej klasy, ślepo zadurzony, gdy ona tylko stała z boku, marząc, by o nią też kiedyś ktoś tak zabiegał. Z czasem zrozumiała, że to wcale nie takie fajne i współczuła dziewczynie, gdy ta znów zostawała upokorzona przez Huncwota. Ten jednak wydoroślał, pozostawiając znaczną część dziecięcych zabaw za sobą. Jako przystojny młodzieniec zarobił wtedy kilka dodatkowych fanek, jednak Lilith nigdy nie zaliczała się do ich grona i miała ogromne nadzieje, że tak pozostanie. Miłość wciąż nieco ją przerażała, chociaż dzięki Prewettowi oswajała się z nią. Z czasem zaczęła nawet równie poetycko odpisywać mu na listy, co przyjął bardzo ciepło. Szczere i przepełnione sercem frazesy motywowały do pracy, która stała się przerwą w rozmyślaniach i odciągała Puchonkę od dręczących kwestii.

Dwa dni przed walentynkowym wyjściem do Hogsmeade wszystko miało iść codziennym rytmem. Miała się uczyć i zaplanować walentynki. Normalnie spędziłaby ten dzień z Millie, Josephine i Oscarem, jednak ten rok był inny. Davies była zauroczona, gdy West potwierdził ich randkę zaczynającą się w południe u Pani Pudifoot i całkiem zapomniała o całym świecie, zachwalając ideał swojego chłopaka, jakby poznali się dzień wcześniej, chociaż parą byli już ładne parę miesięcy a urocza herbaciarnia ich stałym punktem planu podczas randek w wiosce. Wplątanie się w wyjście Oscara i Josephine również nie wchodziło w grę. Chciała dać im szansę (najprawdopodobniej także u Pani Pudifoot), by spędzili ze sobą trochę czasu sam na sam. Zwykle starali się dzielić go z nią, by nie została osamotniona. Przygnębiała ją samotność wokół zakochanych. Potęgował to też fakt, że jej walentynka pozostawała daleko poza murami Hogwartu. Była nawet nieco zła na przyjaciół, którzy się nad nią litowali. To nie była ich wina, że kogoś kochali, na to nie ma się wpływu. Po stokroć wolałaby być przez nich pomijana niż obdarzana współczującymi spojrzeniami i komentarzami. Próbowała docenić ich troskę, jednak z dnia na dzień stawało się to coraz bardziej irytujące, chociaż od świąt minęło tak mało czasu. Widząc całujących się Jamesa i Lily Evans chciała już tylko schować się w kącie i przytulić do kogoś. Najlepiej Samuela, ale Gideonem także by nie pogardziła.

Och, była tak niewdzięczna, i do tego zdawała sobie z tego sprawę!

Podczas czwartkowej przerwy na lunch miała odwiedzić profesor Sprout. Idąc korytarzem mało co nie wywróciła się przez uczniów, którzy zaaferowani przedwcześnie sobotnim wydarzeniem całkowicie nie zwracali uwagi na świat dookoła. Patrzyła na nich jedynie z pobłażliwym uśmiechem, robiąc slalom, który zszedł jej z twarzy równie nagle, jak wpadła na Regulusa Blacka.

— Patrz pod nogi, szumowino — mruknął rozeźlony. Na widok Lilith przybrał na twarz kpiący grymas. — Ty.

— We własnej osobie, Regulusie. — Była spięta. Wiedziała, że chłopak nie przepuści jej bez słowa. — Jakiś problem?

Słyszy nas tylko noc | James  Potter ffWhere stories live. Discover now