6. Zmartwienia

1.5K 98 18
                                    

Zdaniem Lilith dni mijały za szybko. Nim się obejrzała, była już połowa września. Temperatura znacznie spadła a drzewa były pełne kolorowych liści. Aura nie zachęcała do myślenia, którego na zajęciach wymagała profesor McGonagall. 

Chociaż zajęcia z transmutacji zwykle sprawiały Lilith przyjemność, tego dnia Puchonka nie potrafiła się skupić na słowach profesorki. Nie dość, że nie ruszyli z materiałem, tylko powtarzali najczęściej przewijające się zagadnienia na egzaminach, to jeszcze miała ostatnimi czasy problemy ze snem i potrafiła się godzinami przewracać na łóżku, zanim znużyło ją zmęczenie. W efekcie tego chodziła niewyspana i średnio trzy razy częściej niż do tej pory na kogoś wpadała. 

Minerwa McGonagall, choć służąca pomocną dłonią i wyrozumiała, nie była w stanie zrozumieć, dlaczego prefekt Hufflepuff, choć po raz kolejny wygląda na jej lekcji jakby przebiegło po niej stado hipogryfów, nadal nie udała się do Skrzydła Szpitalnego po pomoc. 

— Panno Shafiq, powtórzę po raz kolejny — wyrwała uczennicę z letargu. — Równie dobrze może pani wcale nie przychodzić na moje zajęcia, skoro i tak nic pani z nich nie wynosi.

— Przepraszam, pani profesor — mruknęła dziewczyna. — Nie czuję się ostatnimi czasy zbyt dobrze.

Przepraszający uśmiech i skrucha w głosie blondynki zdawały się załagodzić oburzenie nauczycielki. Lilith do końca zajęć próbowała chociaż lepiej udawać, że wie co się dzieje. Nie lubiła, gdy ktokolwiek miał od niej o coś pretensje, a profesorka wydawała się być mocno zniesmaczona ignorancją na tak istotnym przedmiocie. Zawiedzenie opiekunki Gryfonów również nie było na liście rzeczy do zrobienia. Kobieta z jakiegoś powodu jej ufała i Puchonka nie miała w planach zmieniać takiego stanu rzeczy. 

Gdy lekcja dobiegła końca, profesor zawołała ją do siebie. Liczyła, że nie ma zamiaru wlepić jej kary za nieuważanie na zajęciach i to wezwanie dotyczyło całkiem innej kwestii. Nieco się myliła, a gdy profesor zaczęła mówić, liczyła w duszy, że nie odeśle jej do dormitorium. Następne miała dwie godziny eliksirów, a Horacy Slughorn nie przepadał za spóźnialskimi.

— Moja droga, nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje — zaczęła zaniepokojona. — Od ponad tygodnia przychodzisz na lekcje nieprzytomna a z tego co wiem, nie tylko na moje. Profesor Flitwick wspominał, że w roztargnieniu pomyliłaś Flagrate z Flagrante a na lekcji i tak ćwiczyliście co innego. Lilith, nie jestem opiekunem twojego domu — zaznaczyła kobieta — ale to nie zmienia faktu, że w zasięgu moich obowiązków jest troska o wszystkich uczniów, nie tylko Gryfonów. Dlatego sugeruję ci udać się teraz do pani Pomfrey, przekażę profesorowi Slughornowi powód twojego spóźnienia lub ewentualnej nieobecności. Nie mam zamiaru dochodzić, co się stało, bo to nie moje zadanie, ale chciałabym, żebyś w końcu wróciła do żywych.

Kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie, a mimo to na jej twarzy wciąż przebijało zmartwienie. Puchonce krajało się serce na widok nauczycielki.

— Oczywiście pani profesor, ma pani rację — przyznała niechętnie. — Jako prefekt powinnam być odpowiedzialna a niezasięgnięcie po pomoc, gdy ewidentnie mi jej potrzeba, było przejawem mojej lekkomyślności. Oczywiście pójdę od razu do Skrzydła Szpitalnego, poszukam z madame Pomfrey sposobu na pozbycie się tych dolegliwości. 

Uśmiechnęła się delikatnie a Minerva McGonagall odwzajemniła ten uśmiech. Wydawała się być zadowolona z przebiegu rozmowy, podczas gdy Lilith niespecjalnie. Każdy mógł pomylić zaklęcia, gdy różniły się tylko jedną literą (szczególnie po nieprzespanej nocy) lub zawiesić się na chwilę, nie wiedząc, co się dookoła dzieje. Nie pokazała tego, ale była nieco oburzona przebiegiem sytuacji. Teraz niestety nie miała już wyjścia i dosyć szybko ruszyła w stronę Skrzydła. 

Słyszy nas tylko noc | James  Potter ffHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin