~ Rozdział 5 ~

211 23 12
                                    

  Nocna Łapa zmrużyła zmęczone oczy, gdyż całą noc nie mogła spać. W tym momencie promiennie słońca przedostawały się przez niewielką zasłonę z liści do legowiska medyczek, nie dając jej jakiejkolwiek możliwości choć na krótką chwilę przysnąć. 

  Ziewnęła szeroko i w tej samej chwili podeszła do niej Słona Bryza. Jej mentorka była wyraźnie rozbudzona i gotowa do działania. Gdy ciemnoszara medyczka spostrzegła, jak padnięta jest jej uczennica lekko przekrzywiła pysk w wyrazie zdziwienia.

- Co się stało Nocna Łapo? Wyglądasz jakoś tak niemrawo, jakby Cię stado borsuków zdeptało - powiedziała Słona Bryza, przekrzywiając głowę. Przyglądała się swojej uczennicy badawczo, a ta w tym momencie ziewnęła, mrugając przy tym oczami, chcąc się jakoś rozbudzić, ale nie za bardzo jej to wyszło. 

- Bo tak się właśnie czuję – burknęła uczennica, ku lekkiemu rozbawieniu swojej mentorki, po czym polizała się niecelnie po swojej łapie, a następnie dodała: - Nie mogłam spać - wymamrotała, ziewając przy tym i nawet nie racząc się wstać. 

  Słona Bryza  na krótką chwilę się zamyśliła, a potem odparła:

- No dobrze. Ja pójdę pozbierać teraz korę olchy, ale za to ty później posprawdzasz nasze zapasy, posegregujesz zioła i pójdziesz zająć się starszyzną, dobrze? A teraz się trochę prześpij, sen ci dobrze zrobi - zadecydowała, a Nocna Łapa od razu pokiwała głową na zgodę, marząc teraz jedynie o tym by wreszcie zasnąć. 

  Ledwie końcówka ogon jej mentorki zniknął za zasłoną liści, ona zamknęła oczy, a kraina snów wreszcie zaprosiła ją do siebie. 

   Jeszcze za nim otworzyła oczy, w jej uszach zaczęło przeraźliwie huczeć i poczuła, jak bardzo gwałtownie spada. Szeroko otworzyła swoje ślepia, jednak ujrzała ciemne oraz nierówne skały.  Otworzyła usta, by krzyknąć z przerażenia, jednak ku jej zdziwieniu, nie rozbrzmiał po tym żaden dźwięk. 

  Machała zdesperowana łapami, jednak to nic nie dawało - spadła coraz bardziej i bardziej w nicość. Nie miała pojęcia kiedy znajdzie się dno tego ciemnego miejsca, ale powoli ją mdliło i zaczynało się kręcić w głowie, do tego gwałtowne podmuchy wiatru nie polepszały jej samopoczucia.

  I wtem rozległo się głośne plasknięcie: PLUM!

  Poczuła jak wpadła w coś, co wyglądało ja czarna maź i powoli wciągało ją w siebie. Tym razem udało jej się wydać jakiś dźwięk, jednak był to jedynie cichy i niemrawy pisk, który został zagłuszony przez wielkie podmuchy północnego wiatru.

  Poczuła jak maź wchłania ją coraz bardziej. Jej całe futro było w tym czymś, poza pyskiem, który miała jeszcze nad powierzchnią dziwnego, lepkiego płynu. Próbowała jakoś machać łapami, by z tego się uwolnić, lecz coś skutecznie uniemożliwiało jej to.

  Zaczęła się szamotać i wtedy dostrzegła bladziutkie szarawe światełko, które oświetliło miejsce, w którym się znajdowała. Rozejrzała się, już całkowicie przerażona faktem, że coś usilnie próbuję ją w siebie wciągnąć. 

  Była w wielkim zbiorniku czegoś lepkiego i czarnego, a wokół były strome, wysokie ściany z jakimiś skalnymi półkami, czy wgłębienia. Jej lodowe oczy były szeroko otwarte z przerażenia oraz zaskoczenia. 

  Nie miała żadnego pomysłu, gdzie mogła się znajdować, jednak to miejsce nie wyglądało na jakoś bardzo przyjazne. Gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że to jedynie sen i nic nie może się jej w nim stać, ale jednak... coś temu zaprzeczało.

  Zaczęła się mocniej szarpać i usilnie próbowała dostać się na niewielki brzeżek, jednak maź ciągle, powoli, ale skutecznie wciągała ją w siebie. Wtedy usłyszała za sobą lekki poruszenie, więc resztką siły przekręciła się w stronę z której dochodził dźwięk. 

Wojownicy • Tom 1 - WschódWhere stories live. Discover now