~ Rozdział 4 ~

184 25 9
                                    

  Świeży zapach czystego powietrza doleciał do nosa Lamparciej Cętki. Był niebezpiecznie podobny do tego, który czuła w śnie, gdy odwiedziła ją w śnie Świetlista Gwiazda. 

  Otworzyła pośpiesznie swoje lodowe oczy i zachłysnęła się powietrzem, zaskoczona tym co zobaczyła.

  Nie była w swoim legowisku tylko tuż przy krawędzi stromego klifu, a pod nią rozpościerała się, aż za horyzont wielka toń ciemnej, czystej wody. Kotka nie była w stanie się poruszyć - patrzyła jedynie zapartym tchem w piersi na ten widok, który - mimo, że był przerażający - był piękny i fascynujący. 

  W jej uszach znów huczało, tak samo jak ostatnim razem i ze zdziwieniem stwierdziła, że trochę rozpoznaję to miejsce z ostatniego snu. Było to samo podłoże, ten sam zapach, z tym wyjątkiem, że wtedy nie stała nad stromym klifem, co ją przerażało. 

  Wiał chłodny wiatr, a słońce powoli wstawało - leniwe promienie słońca powoli padały na sierść kotki. Lamparcia Cętka chyba pierwszy raz widziała tak śliczny wschód słońca, gdyż zwykle w lesie nie dało się zobaczyć tak pięknego widoku, jak właśnie w tym miejscu. Kotkę jedynie przerażała świadomość, iż tuż pod nią jest wielka toń głębokiej i ciemnej wody. Jeszcze nigdy nie widziała tak wielkiego zbiornika, a ten po prostu zapierał dech w piersiach.  

  Nie miała zastanawiała się, ile tak stała na samej krawędzi klifu, analizując wszystko dokładnie, podczas gdy przyjemny i rześki wiatr delikatnie rozwiewał jej brązowo-kremowe futro. Kotka podziwiała coraz to jaśniejsze słońce budzące się do życia. 

  Jednak, gdy znalazła się w jasnej plamie słońca zdarzyło się coś dziwnego. 

  Runęła w dół, prosto do wody. 

  Straciła grunt pod łapami i teraz machała nimi bezsilnie w poszukiwaniu czegoś, czego będzie mogła się złapać - bezskutecznie. 

  Przerażona, po raz pierwszy w tym śnie, wrzasnęła, a jej krzyk rozniósł się echem. Całe życie przelatywało jej przed oczami, jakby myślała że już umiera, choć z tyłu głowy była świadomość, że to przecież jedynie kolejny znak od Klanu Gwiazdy. 

  Widziała, jak słońce, które z góry było dla niej dość nisko, teraz było o wiele wyżej od niej. Odnosiła wrażenie, że promyki słońca i ono samo mają niezły ubaw, dlatego, że ona, Lamparcia Cętka właśnie spada z klifu, prosto do ciemnej otchłani. 

  Woda niemiłosiernie zbliżała się do niej i kotka w ostatnim uderzeniu serca zdążyła nabrać powietrza, gdyż chwile później znalazła się pod jej powierzchnią. Od razu zaczęły ją oczy szczypać i rozpaczliwie zaczęła machać łapami by wydostać się na powietrze. Miała jednak wrażenie, że woda jakby chciała ją wciągnąć pod siebie, coraz głębiej - jakby coś złapało ją za łapę i niemiłosiernie ciągnęło w głąb ciemnej otchłani. 

  Zabrakło jej powietrza i poczuła jak do jej buzi wlewa się słona, lekko gorzka woda, by powoli zalewać jej płuca. Krzyknęła z przerażenia pod wodą, a wtedy jeszcze więcej wlało się jej słonej cieczy do buzi i płuc. Powoli traciła siły i już tak nie próbowała się walczyć z tym co ciągnęło ją na dno.

  A co jeśli mam umrzeć w śnie?! - pomyślała przerażona i machnęła po raz ostatni rozpaczliwie łapami.

  Udało jej się wynurzyć na parę uderzeń serca na powierzchnie. 

  Zaczęła kaszleć i pluć, chociaż czuła się jakby całe jej płuca były wypełnione solą i niczym innym. Myślała, że to już jej kres i zrozpaczona krzyknęła:

- Klanie Gwiazdy, pomóż! 

  Ale nikt nie przyszedł. Spojrzała ostatni raz na wschodzące słońce, na klif, na którym jeszcze parę uderzeń serca temu stała i na rozciągającą się wodę po sam horyzont. Zaraz po tym opadła bez sił pod wodę, ciągnięta przez jakąś siłę na samo dno.

Wojownicy • Tom 1 - WschódUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum