~ Rozdział 8 ~

144 22 6
                                    

  Nocna Łapa nakryła swój nos ogonem i westchnęła cicho. Jej siostra chwilę temu opuściła obóz Klanu Lasu by wyruszyć na wyprawę w nieznane. I choć rozumiała, że jest to ważne, było jej przykro, że Lamparcia Cętka tak po prostu odeszła i to zdecydowanie - jak dla niej - za szybko. Cieszyła się, że przynajmniej wojowniczka powiedziała jej prawdę za nim odeszła, ale smutne było to, że chwilę przed podróżą.

  Gdyby dowiedziała się szybciej, może jakoś bardziej pomogła siostrze, a tak to mogła jej jedynie powiedzieć parę informacji o niewielkiej ilości ziół, trzymając się małej nadziei, że to wystarczy. Po za tym, jedyne co jeszcze mogła zrobić, to przygotować mieszankę ziół na podróż, co jej siostra przyjęła z ogromną ulgą oraz wdzięcznością i za pewnie podzieliła ją na cztery koty.

  Klanie Gwiazdy, proszę nie odbierz mi siostry - pomyślała i uniosła wzrok, by spojrzeć przez zasłonę liści na rozgwieżdżone niebo. Gwiezdni przodkowie już pojawili się na nieboskłonie, oświetlając ciemne niebo w nocy. Zastanawiała się czy jej przodkowie wiedzą co robią i starała nie dopuścić do siebie myśli, że tamta czwórka kotów została właśnie skazana na tak właściwie pewną śmierć.

  Spojrzała na posłanie swojej mentorki - Słona Bryza już dawno spała, a jej bok unosiły się w równy rytm. Sama z chęcią też by tak położyła się spać, ale świadomość, że jej jedyna żywa część rodziny idzie w miejsce, które brzmiało zbyt wymyślnie, by być prawdziwe, nie dawała jej spokoju.

  Mimo to, wiedziała, że musi zasnąć, by potem być w stanie pomóc swojemu klanowi gdyby była taka potrzeba, a przecież Wrzosowe Spojrzenie lada dzień mogła się okocić. Zamknęła swoje oczy, mimo, że nie do końca tego chciała i pozwoliła swojemu zmęczonemu umysłowi odpocząć.

  Kraina snów tylko na to czekała, bo od razu ją pochłonęła i pozwoliła w miarę się wyspać, bez żadnych dręczących snów. Dlatego też następnego ranka, gdy obudził ją głos jej mentorki, nie przybyło jej nowych zmartwień, ku jej ogromnej uldze.

  No może nie licząc małego wyjątku, że jej pobratymcy niedługo zauważą zniknięcie Lamparciej Cętki i mogą zacząć zadawać niewygodne pytania.

- Nocna Łapo, nie możesz tyle spać, są obowiązki - miauknęła pogodnie, ale jednocześnie stanowczo jej mentorka, patrząc na nią. Słysząc jej głos, leniwie otworzyła oczy, po czym ziewnęła. Po chwili podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na stojącą przy ziołach Słoną Bryzę. Przejechała językiem po swoim futrze podczas, gdy medyczka kontynuowała.

- Dziwne, ale jak dziś sprawdzałam nasze zapasy, zauważyłam że mamy mniej ziół używanych na podróż - miauknęła, marszcząc na krótką chwilę nos i uważnie obserwując przy tym swoją uczennice zielonymi oczami. - Będziemy musiały pójść i je nazbierać. Są jednak potrzebne z uwagi na to, że powoli zbliża się połowa księżyca - dodała, wspominając przy tym dzień, w którym razem z medykami z innych klanów, idą do Gwieździstego Wodospadu, by podzielić się językami z przodkami.

  Nocna Łapa kiwnęła głową na słowa kotki, jednak skutecznie unikała kontaktu wzrokowego z mentorką.

- Jasne, możemy pójść od razu, prawda? - odparła, podnosząc się i otrzepując z mchu. Słona Bryza pokiwała twierdząco głową i powiedziała:

- Tak, myślę, że to dobry pomysł, a przy okazji zbierzemy liść maliny i ogórecznik. Myślę, że niedługo przywitamy w naszym klanie nowych członków - miauknęła pogodnie, a czarna kotka pokiwała głową, zgadzając się z swoją mentorką, po czym wyszła za nią z legowiska medyczek.

  Klan powoli budził się ze snu - koty zbierały się w grupki, by wyruszyć na patrole czy wykonać inne obowiązki wojowników. Ku nieszczęściu Nocnej Łapy, przy legowisku wojowników dostrzegła błysk złocistego futra i mimowolnie przyśpieszyła kroku, ku zdziwieniu swojej mentorki.

Wojownicy • Tom 1 - WschódWhere stories live. Discover now