27. Nieoczekiwany status

306 12 14
                                    

James Potter

Siedział przy małym stoliku w pokoju 227 i przyglądał się rudowłosej dziewczynie, która właśnie rozpakowywała swoją walizkę. Zgrabnie omijała jego spojrzenie. Nie spodziewał się, że będą mieć jeden pokój, ale bardzo mu to odpowiadało w przeciwieństwie do Lily. Był pewny, że gdyby tylko Evans spojrzała na niego, w jej oczach byłoby widać wściekłe iskierki, które tak uwielbiał. Swoją drogą jego pasją było wyprowadzanie jej z równowagi, bo kochał widzieć ją w tym stanie wzburzenia. Wtedy każdy się jej bał, ale on uważał, że jest nie tylko urocza, ale również bardzo pociągająca. Tym razem jednak dziewczyna nie nakrzyczała na nikogo, ani nie rzucała przedmiotami. Po prostu milczała. Było to do niej całkowicie niepodobne i bardzo go to zaintrygowało. 

-Lily, wszystko w porządku? - spytał powoli, jakby bojąc się tego nowego oblicza dziewczyny.

Evans milczała przez chwilę, po czym uniosła głowę i patrząc mu prosto w oczy odrzekła:

- Naturalnie. 

- I nic nie powiesz na to, że będziesz spać ze mną w jednym pokoju przez 22 dni?

- Przyznam, że nie spodziewałam się tego, ale jakoś wytrzymam. Na szczęście łóżka mamy oddzielne, bo inaczej musiałabym zainterweniować. 

- Z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakujesz, Evans. - uśmiechnął się i ruszył w kierunku swojej walizki, by również się rozpakować. 

***

- Nawet nie ma takiej opcji!- krzyknęła niska kobieta o ostrym wyrazie twarzy. 

- Ale mamo, jak mam mieć dobre oceny, skoro nie pozwalacie mi nawet odrobić wakacyjnej pracy domowej!- broniła się dziewczyna.

- Odrobisz ją w pociągu, podróż trwa całe wieki. W moim domu nikt, powtarzam nikt, nie będzie zachowywał się jak jakiś odmieniec. 

- W takim razie może się wyprowadzę? Może będzie lepiej, jeśli w waszym idealnym domu nie będzie takiego odmieńca jak ja ?! - wykrzyczała dziewczyna już ze łzami w oczach.

- Ani mi się waż, ludzie by gadali. A teraz uspokój się i idź do swojego pokoju. Potem posprzątaj łazienkę, bo rano strasznie nachlapałaś. 

Mary pobiegła do pokoju i rzuciła się na łóżko, wybuchając płaczem. Kochała swoją rodzinę, ale jeśli chodzi o magię byli bezwzględni. Sprzeciwiali się wszelkim odstępstwom od normy. W ich domu wszystko było perfekcyjne tak jak wszyscy członkowie rodziny. Ojciec był kierownikiem firmy cateringowej, matka zajmowała się domem i czasem bawiła się karierą modelki, a jej młodszy brat był prymusem i najlepszym sportowcem w szkole. Każdy podziwiał ich i chwalił, tylko ona była czarną owcą. Rodzice powtarzali wszystkim, że uczy się w szkole z internatem za granicą i ma najlepsze stopnie. Nikt nie dopytywał o szczegóły, bo taki wyjazd był zawsze uważany za bardzo prestiżowy, co jeszcze bardziej robiło z ich rodziny perfekcyjną. 

'Dobrze, że już tylko niecały miesiąc' pomyślała Mary i poszła sprzątać łazienkę.

***

- Jak to teraz będzie? - spytała Alicja chłopaka, który siedział w fotelu obok. Właśnie oglądali jakąś komedię romantyczną. 

- Co masz na myśli? - spytał dziewczynę.

- Ukończyłeś szkołę, zaczynasz kurs na aurora, a ja we wrześniu wracam do Hogwartu. 

Frank westchnął i wstał. Złapał ukochaną za rękę. 

- Przejdziemy się?- poprosił. 

Wyszli na ciemną uliczkę i skierowali się do parku, gdzie ich twarze oświetlały lampy. Longbottom zakręcił dziewczynę jak w tańcu, przez co zbliżyła się do niego. Patrzył jej przez chwilę w oczy, po czym uklęknął na jedno kolano. 

- Al, wiem, że to może wcześnie, nie spotykamy się długo, ale nigdy nie czułem się tak szczęśliwy jak przy tobie. Wiem również, że masz jeszcze rok nauki i rzadko będziemy się widywać, ale cholera, kocham cię z całego serca. Zostaniesz moją żoną? 

Dziewczyna wpatrywała się w niego, a on wykorzystał ten czas na wyciągnięcie z kieszeni kurtki małego pudełeczka z pierścionkiem. 

- Merlinie, Frank! - powiedziała Alicja drżącym głosem- Tak, tak! 

Rzuciła się chłopakowi na szyję, a łzy szczęścia spływały jej po twarzy. Gdy uspokoiła się, chłopak założył jej na palec piękny złoty pierścionek ze zgrabnym brylantem. Usiedli na ławkę. Promieniowało od nich szczęście nie do opisania. 

***

- Lily. - powiedział chłopak, próbując zmusić swoją współlokatorkę, by na niego spojrzała. O dziwo udało mu się to. - Muszę iść na trening, wolisz iść popatrzeć na trybunach czy zostajesz w pokoju?

- Zostaję. - powiedziała stanowczo.

- No weeeź, Evans. - zirytował się Potter- Nie bądź taką nudziarą. Nie możesz tak siedzieć cały dzień. 

Najwyraźniej nazwanie nudziarą podziałało na nią jak kubeł zimnej wody, bo natychmiast wstała. 

- Nie jestem nudziarą. - odparła z wyrzutem w głosie. 

- Och tak. - zaśmiał się chłopak. 

- Chodźmy. - powiedziała i ruszyła w stronę drzwi, a James uśmiechnął się. 

Po kilku minutach byli już na boisku. Potter ruszył w kierunku kolegów, a Lily usiadła na jednym z plastikowych krzeseł. Nie była jedyną, która przyszła, było tam dużo ludzi i z tego, co zauważyła, były to inne osoby towarzyszące. Spojrzała na Jamesa. Przeczesał dłonią włosy tak jak miał to w zwyczaju zawsze robić i śmiał się razem z drużyną. Rozbrzmiał gwizdek. Chłopcy wsiedli na miotły i zaczęli okrążać boisko. Rogacz widząc jej spojrzenie uśmiechnął się lekko, co ona odwzajemniła. 

- Przepraszam...- powiedział niepewny głos obok - Czy mogłabym się dosiąść? 

Koło niej stanęła niska brunetka o miłym wyrazie twarzy.

- Pewnie, siadaj. Jestem Lily. - przywitała się i wyciągnęła rękę. 

- A ja Priscilla. - uśmiechnęła się dziewczyna- Wybacz, ale wyglądasz, jakbyś też nie za bardzo znała się na quidditchu tak samo jak ja. Reszta wygląda na fanatyków.

- I masz rację. - zaśmiała się Evans - Z kim tu jesteś?

- Ten z numerem 7 to mój chłopak. - wskazała głową - Nazywa się Jack i jest pałkarzem. 

 - Super, chętnie go poznam. - wyszczerzyła się rudowłosa.

- A ty z kim przyjechałaś?

- Widzisz numer 10? To James. - odparła .

- Woow, Jack opowiadał mi, że jest naprawdę dobry. Nie znam się na quidditchu, ale z tego, co widzę, to chyba miał rację. - powiedziała pełna podziwu, patrząc w kierunku Pottera. 

- Tak, chyba tak. - speszyła się Lily, zdając sobie sprawę, że nigdy nie zwróciła uwagi jak dobry tak naprawdę jest James. I faktycznie, latał tak, jakby całe życie nie robił nic innego. Był w swoim żywiole. 

- Ale on uroczy! Ciągle na ciebie zerka. - zaśmiała się Priscilla. 

- Przyzwyczaiłam się . - odparła Evans, ale zarumieniła się lekko i zaczęła dokładniej przypatrywać się temu, co dzieje się na boisku, karcąc się w duchu. 



Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]Where stories live. Discover now