19. Niezwykły talent

314 14 2
                                    


Pomimo pięknej pogody korytarze były puste. James szedł za McGonagall w milczeniu. Wiedział, że coś musiało się stać, nie był jednak pewny czy to było coś złego, czy raczej pozytywnego. Był pewny, że nie zrobił nic złego, ostatnio ciągle tylko uczył się i trenował. Zresztą nawet, gdyby chodziło o jakiś kawał, to tak jak zwykle nakrzyczałaby na niego od razu. Tym razem jednak nie odzywała się ani słowem i wszystko wskazywało na to, że kierowali się do gabinetu dyrektora. Nagle wpadło mu coś do głowy i lekko go zmroziło. Co jeśli coś stało się rodzicom...?

Stanęli przed kamiennym gargulcem.

- Kajmakowe eklerki! - rzuciła nauczycielka, a posąg ruszył się. 

Nauczycielka machnęła różdżką i wielka, mosiężna kołatka zastukała do drzwi, które natychmiast się otworzyły. Weszli do wysokiego pomieszczenia. W środku siedzieli Dumbledore i średniego wzrostu, lekko łysiejący mężczyzna. James był lekko zbity z tropu. Nie znał go. Na jego widok mężczyzna wstał szybko i poszedł podać mu rękę.

- Dzień dobry, panie Potter. Nazywam się Jason Smith, jestem trenerem młodzieżowej kadry narodowej w quidditchu. - powiedział i przerwał na chwilę, jakby oczekiwał jakiejś reakcji, ale widząc, że James nie zamierza się odezwać ciągnął dalej. - Od początku sezonu przyjeżdżałem na wszystkie mecze w waszej szkole. Zauważyłem cię już na pierwszym spotkaniu, świetny z ciebie zawodnik. Perfekcyjny technicznie, ale masz też w sobie pewne szaleństwo, które dodaje ci pazura. Jesteś tu, bo chciałbym zaoferować ci miejsce w reprezentacji Anglii na młodzieżowe mistrzostwa świata, które odbędą się pod koniec sierpnia we Włoszech. 

James wpatrywał się w niego wielkimi oczami. Od lat śledził  wiadomości o każdych mistrzostwach, ale nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby się tam znaleźć. Był w takim szoku, że nie potrafił wykrztusić z siebie ani słowa, co prawdę mówiąc rzadko mu się zdarzało. Profesor Dumbledore zachichotał widząc jego minę. 

- Myślę, że może pan mówić dalej, panie Smith. James chyba jest na razie w szoku. - mruknął i uśmiechnął się. 

- Pod koniec lipca zaczynamy dwutygodniowy obóz przygotowawczy. Następnie zawodnicy mogą wrócić do domu na trzy dni i ruszamy do Włoch. Jesteś naprawdę świetnym szukającym i byłbym szczęśliwy mając cię w swojej drużynie, James. Gwarantuję, że będziesz grał w wyjściowym składzie, bo żaden inny zawodnik nie czaruje na boisku tak tak ty. Masz wielki talent. Poza tym, wow- chciałbym, żebyś został również kapitanem. Obserwowałem jak kierujesz drużyną. Wszyscy bardzo ci ufają i słuchają się ciebie. Wystarczy, że spojrzysz na kogoś i oni juz wiedzą, co robić. Profesor McGonagall mówiła mi też, że bardzo o nich dbasz. Widać, że jesteś urodzonym przywódcą, a dzięki twojej naturalnej charyzmie idealnie wpasowujesz się na to stanowisko. Co ty na to? - uśmiechnął się Jason. 

- Jaa... Jestem trochę w szoku... Nie spodziewałem się czegoś takiego... - wydukał powoli James. - To byłby dla mnie ogromny zaszczyt, nigdy nie sądziłem, że mógłbym grać gdzieś indziej niż w szkolnej lidze.

- Tak jak mówiłem, masz prawdziwy talent. Szkoda byłoby marnować go jedynie na szkolną ligę. Oczywiście nie ujmując hogwardzkiej lidze, przyznaję, że poziom jest tu naprawdę wysoki. Więc jak, zgadzasz się dołączyć do drużyny i zostać jej kapitanem? - spytał trener. 

- To będzie dla mnie wielki zaszczyt. - odparł James już z szerokim uśmiechem na twarzy. 

Ręce trzymał do tej pory z tyłu. Mógł swobodnie uszczypnąć się tak, by nikt nie zauważył.

- To wspaniała wiadomość! - ucieszył się Smith i podbiegł do chłopaka klepiąc go lekko po ramieniu. - Resztę informacji o obozie i wyjeździe wyślę ci sową za kilka dni. Teraz muszę już uciekać. Miło mi powitać cię w drużynie! - powiedział i pożegnał się ze wszystkimi, po czym wyszedł. 

Magia Huncwotów [poprawiane, nieskończone]Where stories live. Discover now