Zazdrość pierwszym krokiem do kłótni *16*

Start from the beginning
                                    

— Ggukie... No powiedz coś...

— Ja... nie wiem co powiedzieć. Naprawdę chcesz nazwać naszego synka imieniem mojego taty? Przecież nigdy go nie poznałeś.

— Wiem, ale jestem zdania, że mężczyzna, który wychował tak wspaniałego faceta jak ty, zasługuję na to, aby w jakiś sposób stać się częścią naszej małej rodzinki, w końcu jakby nie patrzeć twój tato zostałby dziadkiem, co na pewno by go ucieszyło. Jeśli nie może fizycznie przytulić naszego bąbla, niech stanie się jego duchowym przewodnikiem i anielskim stróżem. Jestem wręcz pewny, że ucieszyła by go ta nowina, nawet jeśli nigdy nie pomyślałby nawet, że jego syn może być gejem i związać się z mężczyzną. 

— Tae, ja... Nie mam pojęcia co powinienem teraz powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie kochanie. 

— Chciałem ci zrobić niespodziankę, bo myślałem o tym już od dłuższego czasu, nie znajdując okazji, aby ci o tym powiedzieć. W końcu, nie mogę sam podejmować tak ważnych decyzji. Miałem też na uwadze, że spodoba ci się ten pomysł, bo oboje dobrze wiemy jak wiele znaczył dla ciebie tata, a jego odejście złamało ci serca. Wiem, że czasu nie da się cofnąć, ani nie jesteśmy w stanie się z nim zobaczyć, ale może dzięki temu jakaś cząstka jego będzie żyła w naszym dzidziusiu. 

— Boże, kochanie... Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego męża niż ty, wiesz. Tak bardzo was kocham, moje dwie iskierki. 

— Czyli zgadzasz się? — dopytał z lekkim śmiechem, czując ciepłe łzy, które moczyły jego kark, a które niemo potwierdzały zamiary bruneta. 

— Oczywiście, że tak, to nie podlega żadnej dyskusji. Jeon Jaewoo, boże, jak to pięknie brzmi. 

Tae bez słowa więcej złączył usta z tymi młodszego męża, który aż drżał od nadmiaru szczęścia i emocji, jakie przyniósł ten dzień. Nigdy nie pomyślałby nawet, że wspominanie postaci ojca będzie tak wzmacniające na duchu. 

Niby nic takiego, a serce bruneta urosło niemalże dwukrotnie. Nie spodziewał się takiego finału, tego nad wyraz brzydkiego dnia. 

★★★

Ostrożnie przechadzał się po zawalonym pożółkłymi liśćmi parku, prowadząc nad wyraz żywego szczeniaka na smyczy, rozglądając się uważnie dookoła. 

Dziś w parku nie było ani żywej duszy. 

Można było nawet powiedzieć, że od pewnego czasu czuł się dziwnie obserwowany, bo podejrzanie wyglądający mężczyzna w ciemnej bluzie szedł tuż za nim, nie mając w zamiarze go wyprzedzić czy choćby ściągnąć kaptur. 

Godzina, mimo iż popołudniowa, podczas jesiennych dni sprawiała zupełnie inne wrażenie. Kilka minut po 15, budowało poczucie niemalże kilku minut po 19, bo szarość jaka panowała na zewnątrz w zupełności to potwierdzała. 

Przeszedł jeszcze kilka metrów, gdy Odi gwałtownie odwrócił się do tyłu, warcząc na tajemniczego obserwatora, co w ciele Taehyunga wywołało poczucie zagrożenia i zbliżającego się niebezpieczeństwa. Nie mylił się. 

Już chwilę później zamaskowany mężczyzna podbiegł do niego, brutalnie szarpiąc jasną torbę na zakupy, w której nie znajdowały się tylko produkty spożywcze, ale także portfel z pieniędzmi i dokumenty. 

— Co pan robi, proszę mnie zostawić! — krzyczał, wołając pomocy, która w obecnej sytuacji była czymś niemożliwym. 

— Zamknij się i oddawaj portfel, albo wypruję ci flaki!

Zamaskowany mężczyzna machnął przed twarzą blondyna nożem, nie przestając się z nim szarpać. W ogóle nie wziął pod uwagę tego, że mężczyzna był w zaawansowanej, do tego zagrożonej ciąży i swoim wyskokiem dla kilku tysięcy won może spowodować istną katastrofę. 

Little warrior - TaekookWhere stories live. Discover now