2: Witamy w Green Hills!

300 17 1
                                    

Green Hills, Montana
10 lat później...
*3rd POV*
Kolejny zwykły dzień w miasteczku, którego obrzeża patrolowane były przez dobrze znanego mieszkańcom szeryfa...
- No dalej! Chociaż jeden samochód?... Proszę?! - Thomas Wachowski przeprowadzał rutynowe kontrole prędkość przejeżdżających pojazdów... Problem w tym, że na autostradzie nie było żadnego.
Bawiąc się prędkościomierzem przypadkowo uderzył się nim w szczękę.
- Ałłł! Eh... Nudzę się. - Stwierdził
- Ej, Tom, słyszysz mnie? Jesteś tam? - Z komunikatora wydobył się głos Wade'a, kolegi z college'u.
- Nie, Wade, jestem na jachcie w Barbadosie. Z Rihanną - Jego wypowiedź aż kipiała sarkazmem, niestety druga strona nie kontaktowała, albo była zwyczajnie głupia.
- Mówisz serio? Świetnie! Tej ale nie bądź cham, wyślij potem fotki, błagam! - Odpowiedział podekscytowany policjant
- Boże, z kim ja pracuję... Heh, nie stary. Jestem na drodze, kontroluje czy nikt nie łamie przepisów drogowych...
- Już? Tak szybko wróciłeś? Przecież Barbados jest gdzieś na oceanie... - Zapytał zmieszany
Uwaga szeryfa zwrócona była na maleńki obiekt nieopodal jego samochodu...
- Eee... Daj mi chwilę, coś widzę - Rzucił niedbale do komórki
Wziąwszy narzędzie służące do mierzenia prędkości, wycelował nim na nic nieświadomego żółwia, słysząc charakterystyczne "beep" narzędzie wyświetliło prędkość zwierzaka, czyli 1km/h. Widząc to Thomas parsknął śmiechem zaczepiając istotę
- Wooow ziomuś! Gdzie ci się tak śpieszy? Pali się coś? Haha... hah... Ehh... Nie no, wybacz... W głowie jakoś to śmieszniej brzmiało...
Zrezygnowany ściągnął okulary, kiedy to kątem oka zauważył jakąś smugę mknącą tuż przed jego nosem, chwilę potem słysząc jak jego "zabawka" znowu woła o pomstę do nieba rejestrując prędkość około 500km/h.
- No wy se chyba jaja robicie... - Mruknął pod nosem, założywszy, że jego narzędzie zaczęło świrować...

 Po zresetowaniu urządzenia, czując delikatny powiew wiatru jego oczy znowu zarejestrowały coś przelatującego przed nim, prędkościomierz ukazujący jeszcze większą prędkość od tej poprzedniej. Nie dowierzając temu, co widzi...
- Co tu się do jasnej cholery dzieje?! - Zapytał Bóg wie kogo, nerwowo się rozglądając.
Nie widząc nic podejrzanego wzruszył ramionami i opuścił radiowóz w celu zrobienia sobie małego spacerku. Parę kroków dalej, po prawej stronie drogi zobaczył dziwną poświatę, podchodząc do jego źródła, wśród wysokich traw spostrzegł niebieski kolec.  Zaintrygowany wziął go do ręki z zamiarem obejrzenia go w domu.
- Przepraszam, że ci znowu zawracam tyłek, ale jesteś potrzebny w miasteczku. Ponoć doszło do strzelaniny gangów - Odezwał się Wade, choć jego ton od razu zdradził, że mężczyzna żartował, jednak Thomas zupełnie zignorował podejrzany głos kolegi i tylko pokiwał głową, mówiąc krótkie "już pędzę".
Wade myśląc że kawał mu się udał po chwili dodał
- Haha, nie no żartuję. Jakaś kaczka ukradła bułkę z piekarni
- Pieprz się, Wade. - burknął szeryf

*Y/N's POV*
Korzystając z chwili wolnego chciałam sobie dłużej pospać, tylko po to, aby obudzić się o 14:00...
Kurde, chciałam sobie pospać, ale nie aż tak! I cały dzień w 4 litery, cudownie...
Wyleciałam z łóżka jak oparzona i od razu poleciałam się ogarnąć. Skoro i tak większość dnia i8 tak została przespana to sobie chociaż skoczę na rower do pobliskiego lasu...

Jakoś od kiedy pojawiłam się na tym świecie to zawsze właśnie tam mnie ciągnęło, ewentualnie na polane.  Rzadko kiedy potrafiłam usiedzieć w domu nic nie robiąc. Krótko po tym, jak Tom mnie przygarnął obaj udaliśmy się na koncert, wiecie, coś w rodzaju zacieśnienia więzi i takie tam... Mniejsza o to, sam występ nie był jakiś szałowy, może dlatego, że grała na nim grupa no-nameów, Ale szczerze mówiąc to sama muzyka wywoływała we mnie pewien rodzaj wewnętrznej harmonii i nie umknęło to również ojcu, dodatkowo już wcześniej słyszał jak śpiewam... Głównie pod prysznicem ale nie ważne... Widząc, jak bardzo jestem tym zafascynowana, na siódme urodziny kupił mi gitarę. Od tamtego momentu, nigdzie się bez niej nie ruszałam, a natura dawała mi natchnienie do tworzenia własnych tekstów i melodii. Zdarzało się, że niektóre z nich grałam dla moich opiekunów, jednak tylko dla nich i nikogo więcej, byłam, a w zasadzie jestem dość nieśmiała.
W wieku 9 lat jak zwykle odwiedzając las, w momencie, gdy doszłam w moje ulubione miejsce zaczęłam coś czuć... Jakby czyjąś obecność. Miałam dziwne wrażenie, że jestem obserwowana, ale za każdą moją próbą rzucenia okiem na otoczenie nikogo nie widziałam, a warto wspomnieć, że jako pół człowiek a pół feniks mam 5x lepsze zmysły, niż przeciętny człowiek czy istota z tego wymiaru.
W kwestii trenowania, robiłam dokładnie tak, jak kazali mi moi pierwotni rodzice... Zawsze, gdy miałam pewność, że Maddie i Tom już śpią chodziłam w różne miejscówki, dobrze uchowane od jakiejkolwiek żyjącej istoty, jednak dziwnym trafem od kiedy po raz pierwszy czułam, że nie jestem sama zawsze, kiedy tylko trenowałam, czułam ten dyskomfort bycia w czyjejś obecności, dlatego też od wtedy sama idea trenowania i doskonalenia swoich nadprzyrodzonych umiejętności zwyczajnie przestała mnie ciągnąć. Możliwe, że w ciągu miesiąca zdarzało mi się ćwiczyć tylko z 4 razy. Nie to, że jestem leniem czy coś, po prostu bałam się, że ktoś mnie zauważy.
Na swoją obronę powiem tylko, że kiedy tylko nadarzyła się okazja wyjazdu daleko za miasto to korzystałam, poświęcając swoją każdą chwilę samotności na długie i ciężkie treningi.
W ciągu 10 lat, mimo biednie rozplanowanych ćwiczeń, udało mi się poznać i dobrze wyuczyć kilku nowych umiejętności, między innymi z ust, przy dużym oddechu, byłam w stanie wyzionąć potężnego, ognistego smoka. Dowiedziałam się też, że mam formę pełnej mocy, polega ona na tym, że  z człowieka zamieniam się w dużego feniksa, zostaję wtedy "opatulona" przez wysokie płomienie ognia, kolor oczu zmienia się z E/C na ostry, krwisto-pomarańczowy, a z pleców wyrastają mi potężne skrzydła które są w stanie wywołać ogromny huragan. Sama umiejętność może brzmieć super, ale niestety, jak z każdą "tą super fajną, ostateczną i w ogóle przekozacką mocą" ma ona swoje minusy - przede wszystkim ta forma była trudna do opanowania, przez co moje nieumiejętne wykorzystanie jej skończyło się na tym, iż spaliłam połowę tamtejszego lasu, a ja ledwie to przeżyłam, doznałam poważnych oparzeń III stopnia, to był cud że w ogóle udało mi się stamtąd wyczołgać... Oczywiście, trafiłam po tym od razu do szpitala, a rodzicom musiałam na ściemniać, że po prostu źle rozpaliliśmy ognisko przez co wybuchł pożar... Ehhh, jak tak teraz o tym myślę, to na prawdę nie wiem, jak oni w to uwierzyli, ale cóż, lepiej dla mnie i mojego sekretu.
Od tamtego momentu nigdy nie używałam tej formy, uznałam ją za tą taką "ostateczną". Wracając do moich "skillsów" to rozwinęłam umiejętność teleportacji na nieco dłuższe odległości, dzięki czemu na następne treningi mogłam się zwyczajnie przeteleportować w jakiekolwiek miejsce chciałam i z powrotem. Jednakże pozostałam zwolenniczką normalnych podróży z buta albo rowerem. No i mimo komfortowego transportu wolałam nie niepokoić Toma i Maddie. Wiecie, moje ćwiczenia trochę mi zajmowały, potrafiłam trenować od samego rana aż do upadłego, czyli prościej mówiąc - na chatę teleportowałam się dopiero o 3 nad ranem.
Sytuacja sama się naprawiła, obaj znaleźli pracę, gdzie dwa razy w miesiącu muszą udać się poza miasto, przez co mam cały dom dla siebie na 2 dni, wtedy korzystam z okazji i robię swoje prywatne sesje treningowe.
(...)
Przejeżdżałam rowerem przez ulicę, która prowadzi do autostrady. To właśnie tam mój ojciec spędzał większość swojego czasu próbując dokonać niemożliwego - złapać kogoś, kto łamie przepisy... Na opustoszałej i zapomnianej przez cywilizację autostradzie...
- Haha, zapewne również dzisiaj się biedny musiał nudził... - Na samą myśl o tym, co mógł odwalać podczas nudy parsknęłam lekkim śmiechem.
Kontynuując swoją przejażdżkę dalej wzdłuż jezdni zza pleców usłyszałam dziwny świst, problem w tym, że kiedy się odwracałam aby zobaczyć co to, nic nie widziałam. Nie długo potem zostałam brutalnie zepchnięta przez niewidzialną moc z roweru. Nie jechałam za szybko, więc obyło się bez większych obrażeń. Przysięgam, dorwę tego idiotę który mnie wypierniczył z roweru i mu normalnie jajca powyrywam! Pomyślałam wkurzona, podnosząc się i wsiadając na rower, odjeżdżając dalej ku laskowi.
Oczywiście, zjawiska paranormalne tak łatwo mi nie odpuściły, zaledwie kilka minut później zobaczyłam, jak w moja stronę leci jakiś obiekt, po przyjrzeniu się doszło do mnie, że w moją stronę leciał żółw...
No kurde jak?! Zapytałam siebie w myślach zaciskając z całej siły hamulce, zrobiłam gwałtowny zwrot w lewo, aby się nie zderzyć. Wiedziałam, że jeśli dojdzie do kolizji to równie dobrze może mi pęknąć czaszka. Nim zrobiłam cały manewr znikąd przed oczami przemknęła mi niebieska plamka, wyglądało na to, że cokolwiek to było zgarnęło żółwia ratując zarówno go jak i mnie.
- A mówili zostań w domu i graj w minecrafta... - Pomyślałam na głos.
================================
Wow, póki co to chyba najdłuższy rozdział jaki napisałam xD Ale no, oto pierwsze spotkanie (Y/N) z naszym ukochanym niebieskim jeżem :D No, bynajmniej dla niej bo w końcu go zobaczyła, on nieco wcześniej ale ~~ciiii, o tym później :3

ZEDYTOWANO: 20.04.2022

Okej, kolejny rozdział poprawiony, miłego wieczoru XD


Fire & Lightning | (MOVIE)Sonic x ReaderWhere stories live. Discover now