Rozdział II

122 13 20
                                    


Droga na złomowisko Benny'ego nie była długa, a mimo to miał wrażenie, że dzisiaj tam nie dotrze. Wszystko przez Sama, który dosłownie co pięć sekund zatrzymywał się podziwiając a to kolor liści dębu, a to dostrzegł wiewiórkę, która z orzechem rozciągającym jej policzek do granic możliwości pędziła do legowiska ( wtedy to chłopiec oberwał w głowę za porównanie go do tegoż zwierzaka) a to jeszcze milion innych jak to nazywał pięknych rzeczy. Tak, dwunastolatek był bardzo wyczulony na sztukę. Mógłby godzinami obserwować chmury na niebie nie nudząc ani chwili (co często robił w wolnym czasie), próbował trochę rysować, jego prace były bardzo dobre. Dean od zawsze wróżył mu świetlaną przyszłość. Ile by dał by być obecnym przy swoim przyjacielu, gdy ten będzie piął się na szczeblach swojej kariery. Ile by dał...

– Pośpieszysz się czy zostajesz tutaj i wytrzeszczasz gały na każdego owada po kolei?

Sam przewrócił oczami pozwalając biedronce wrócić na swoje miejsce na liściu.

– Ty za to mógłbyś czasem wykrzesać z siebie troszkę optymizmu.

– O mój boże! – krzyknął łapiąc się za policzki. – Zobacz, jaki piękny kwiat. No czy ty widziałeś piękniejszego kwiatka. Taki mały i uroczy i... – w ostatniej chwili uchylił się przed łokciem Sama.

Widząc jego minę zaniósł się śmiechem.

– No co? Czy właśnie oto nie prosiłeś?

Chłopak machnął ręką i przyspieszył, by jak najszybciej załatwić te części. Dean gdy nie pracował był strasznie wkurzający. Co chwilę coś mu nie pasowało i każda drobna rzecz wyprowadzała go z równowagi. Co się również tyczyło osób przebywających w jego otoczeniu, zatem najczęściej Sama i Gordona. Chłopak z całego serca współczuł Walkerowi i podziwiał za wytrwałość, bo nie jeden już dawno by się z tego pokoju wyniósł choćby na strych.

Wysokie ogrodzenie z drutu kolczastego (jakby nie wiadomo jakie skarby mogły się znajdować na złomowisku) pojawiło się przed nimi. Blondyn rozglądając się asekuracyjnie na boki obszedł kawałek siatkę, by dotrzeć do swojego tajnego przejścia schowanego pod wielkim banerem z logiem złomowiska. Tak, Benny wywiesił sobie reklamę tak wielką, że Wallmart mu chyba pozazdrościł bo niedawno walnął sobie podobną na frontowej ścianie. To chyba wystarczająco dużo mówiło o nim samym. Dlatego Dean był bardzo ostrożny gdy się tam zapuszczał, nawet jeśli wchodził już tam tyle razy, że spokojnie mógłby dostać kartę stałego klienta, Za każdym razem miał głowę na karku, teraz dodatkowo oczy dookoła niej; nie był sam. Wiedział, że więcej osób to większe zagrożenie, ale każda dodatkowa para rąk się przyda. Zanim wsunął się pod plandekę chwycił przyjaciela za ramiona.

– Nie odzywasz się dopóki ci nie pozwolę. Nie ruszasz się nawet o krok, dopóki ci nie pozwolę. Patrzysz na mnie i robisz co ci każę.

Sam pomachał twierdząco głową, na co chłopak odpowiedział uśmiechem. Wsunął się pod baner i ruchem dłoni przywołał go. Po przekroczeniu ogrodzenia bardzo szybko przemieścili się w stronę wielkiej żółtej koparki i przy niej zatrzymali. Blondyn znał te drogą na pamięć. Wystarczyło ominąć przyczepę, w której mieszkał Benny i dotrzeć na drugi koniec placu, gdzie kamery nie działały już dobrych parę lat. Może i miał wielkie ego, ale odkładanie rzeczy na później było jego prawdziwą wizytówką. Zawsze o tej porze właściciel siedział, a właściwie leżał rozwalony przed telewizorem z puszką piwa w jednej dłoni, a w drugiej trzymając wielkiego ociekającego tłuszczem burgera. Tak to sobie w każdym razie wyobrażał Dean pamiętając słowa, które usłyszał dawno temu skradając się pod oknem (kac to kara za przerwę w piciu).

Meet the Winchesters [Destiel AU]Where stories live. Discover now