••• TAJEMNICA •V• RADOSNA •••

13 5 3
                                    

Na Dobry Początek:

Dwunastoletni Jezus w świątyni

"41 Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. 42 Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. 43 Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. 44 Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. 45 Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go.
46 Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. 47 Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. 48 Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». 49 Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» 50 Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział."

Życie w Nazarecie

"51 Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. 52 Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi."

Jeszua zgubiony i odnaleziony

Bywa tak często, że dzieci niepostrzeżenie oddalą się od rodziców. Nie ma w tym nic dziwnego. Trudno upilnować, utrzymać w jednym miejscu taką kumulację energii. Tak więc dla Miriam i Josefa nie było niczym strasznym to, że ich młody Synek Jeszua zniknął im z oczu, gdy wracali do Jerozolimy. Być może szli osobno: mężczyźni razem i kobiety razem. Być może zagadali się z towarzyszami podróży, myśleli, że Chłopiec z Mahoniową Czupryną wędruje z tym drugim rodzicem. On jednak, (nie)pokorny, (nie)sforny jak źrebak postanowił wrócić do Domu Ojca. Coś Go tam ciągnęło, wzywało po imieniu.

Śniady Chłopiec w piaskowej, lnianej tunice spojrzał więc ostatni raz przepraszająco na odchodzących pielgrzymów, przygryzł perłowe wargi i zawrócił swoje sandałkowe stopy w przeciwnym kierunku. Czuł, że tak trzeba. Czy było to dobre?

Zorientowali się, że nie ma go wśród nich dopiero następnego dnia. Szukali go wśród krewnych, pytali znajomych. Wszystko na próżno. Zgubili swojego Syna, ba, żeby tylko. Zgubili Syna Bożego! Matka Jego miała wrażenie, jakby coś przygniotło jej plecy, jakiś wielki ciężar (chyba gdzieś w okolicy krzyża). Czuła się winna, czuła się tak, jakby cała ziemia usuwała się jej spod stop. Przecież miała Go pilnować! Oboje mieli! Co teraz poczną!? Czy jak coś Mu się stanie, to Bóg się jeszcze raz pocznie? Czy stracili na Zawsze szansę na szczęście?

«Co to będzie, co będzie?» pytała bezradnie Miriam, przełykając strumienie morskich łez i patrząc w niebo. Na próżno Josef szarpał brodę, pocieszał ją i wymyślał co rusz nowe miejsca, dokąd ten Dzieciak mógł pójść.

Trzy dni w pustce.
Trzy dni podlewane łzami.
Trzy dni cierpienia.
Trzy dni wyrzutów sumienia.
Trzy dni pogrążone w mroku.
Trzy dni jakby w rozkroku.
Trzy dni w otchłani rozpaczy.
Trzy dni bez Syna Mar-no-traw-ne-go.

Trzeciego dnia się odnalazł. Był przecież bezpieczny, w Jerozolimskiej Świątyni. Siedział na podłodze, cały i zdrowy, ze skrzyżowanymi nogami i najspokojniej w świecie rozmawiał sobie z mędrcami.

Gdy spostrzegł swoich popękanych od strachu i troski rodziców, natychmiast wstał i podszedł do nich. Stanął naprzeciwko, wyprostowany, starając się wyglądać jak najbardziej dorośle i godnie.

«Jak mogłeś nam to zrobić, Jeszu?! Szukaliśmy Cię przez trzy dni! Martwiliśmy się, że coś Ci się stało. Jak mogłeś!?» Miriam nie mogła się powstrzymać od robienia Mu wyrzutów, pomimo ulgi i radości, że jest zdrów i cały. Chciała, by znał jej ból, przejął się cierpieniem Matki, jej strachem. Słowa, które potem wypowiedział, przeniknęły jej duszę jak miecz:

« Czemu mnie tyle szukaliście? Gdzie indziej mógłbym pójść? Dom Ojca jest przecież miejscem, w którym powinienem być. Wy powinniście to wiedzieć...»

Nie mówił tego z wyrzutem czy wyniosłą pogardą. Jego twarz była szczera, jasna, jakby ich troskliwie upominał. Oni jednak wtedy nie zrozumieli, o co mu chodzi. Możliwe, że On sam jeszcze Do Końca tego nie rozumiał.

Potem poszedł grzecznie z Nimi, słuchał ich poleceń, skarceń i rad. Rósł, uczył się, bawił, słuchał i budował przyjaźnie, a Jego Serce stawało się coraz bardziej Boskie.

A Miriam słuchała i uczyła się wraz z Nim tej Jego Boskości, zapisując w kajecie swojej Pamięci przeróżne Słowa i Zdarzenia. Jak przystało na Mamę, wiernie czuwała, a przy nich obojgu czuwał Josef.

«»

[KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ]

Różane PaciorkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz