The wish

24 4 1
                                    


 Chłodny wiatr owionął jego spoconą skórę. Junmyeon chwiejnie przestąpił próg tarasowych drzwi i równie niestabilnym krokiem podszedł do barierki. Kurczowo złapał się metalowego drążka, który aż mroził w dłonie. Szatyn nabrał w płuca zimnego powietrza i wypuścił je z ulgą. Dzięki świeżej i rześkiej dawce tlenu oczy zaczynały trzeźwiej patrzeć na świat, a zawroty głowy stopniowo ustępować, a to wystarczało, aby umożliwić chłopakowi utrzymanie względnego pionu. Kim zaśmiał się cicho pod nosem w chwili, w której przypomniał sobie pozostawiony przez niego w salonie stan rzeczy. Gdy wychodził na zewnątrz, Luhan, Sehun, Minseok i Jongdae grali w rozbieranego pokera, a musieli już grać stosunkowo długo, co należało wnosić po bieliźnie – jedynej ocalałej na nich części garderoby. Baekhyun, zrzuciwszy uprzednio pijanego Kai'a z kanapy, obściskiwał się na niej z Chanyeolem, natomiast sam Jongin turlał się po podłodze ze śmiechu, jakby rozbawiony faktem, że chwilę wcześniej uderzył dupskiem o podłogę. Kyungsoo, dorwawszy się do kota Jongdae, tańczył z nim na środku salonu, od czasu do czasu cmokając go po pyszczku. Junmyeon nigdzie jednak nie mógł dostrzec Yixinga. Chińczyk, który jeszcze nie tak dawno sączył swojego drinka i śledził pokerową rozgrywkę, nagle gdzieś się zaszył, zniknął bez uprzedzenia i to w najmniej odpowiednim momencie – bardzo znaczącym, niemal przełomowym, w którym Kim podjął jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu; decyzję dotyczącą ich obu i mającą niebagatelny wpływ na ich dalsze relacje.
Junmyeon, odetchnąwszy głęboko, rozejrzał się dookoła. W pewnej odległości od siebie zauważył zakapturzoną postać, która siedziała na tarasowych schodach. Szatyn bez najmniejszego problemu rozpoznał tę sylwetkę. Serce zabiło mu mocniej na samą myśl, że mógłby się teraz do niej przysiąść i spędzić z nią kilka – uroczych, bo dlaczego by i nie – chwil wyłącznie sam na sam, bez pijackiego zawodzenia Jongina, złośliwych żartów Baekhyuna, dwuznacznych zaczepek Luhana czy ckliwych, a zarazem niedorzecznych opowieści zapitego Kyungsoo rozpoczynających się od zdania: „Pamiętam, kiedy byłem w twoim wieku...", a także serii skarg i zażaleń podchmielonego Sehuna na „tę dzisiejszą młodzież". 

Kim westchnął cicho, co raz uderzając dłońmi o metalową poręcz. Skupiając swój wzrok na pobłyskującej w oddali ulicznej latarni, która dyskretnie rozświetlała nocny mrok, zaczął się zastanawiać, czy w ogóle powinien podchodzić do Yixinga. Przecież ten musiał mieć jakiś powód, żeby wyjść na przejmujący chłód i dzielić ciszę z samotnością. A może coś go trapiło? Może miał jakiś problem? Może potrzebował osoby, z którą mógłby szczerze i spokojnie porozmawiać, opowiedzieć o wszystkim, co leży mu na sercu? Junmyeon nie był do końca pewny, czy Zhang dostrzeże w nim taką właśnie osobę, ale ostatecznie postanowił spróbować. Bądź co bądź, byli przyjaciółmi. Może nie tak zażyłymi jak Jongin i Sehun i nie tak długo jak Jongdae i Minseok, ale jednak dobrymi przyjaciółmi. 

Szatyn odszedł od barierki i na chwiejnych nogach podszedł do jasnowłosego. Wziął głęboki, uspokajający wdech, przywdział na twarz serdeczny uśmiech i ignorując szalone bicie serca, odezwał się lekko zachrypniętym głosem. 

- Mogę z tobą posiedzieć?

Chińczyk drgnął. Raptownie obrócił głowę i zamyślonym spojrzeniem popatrzył na stojącego za nim chłopaka. Gdy usta blondyna ułożyły się w delikatny, zniewalający uśmiech uwydatniający uroczy dołeczek w policzku, Kim z trudem odparł ochotę westchnięcia z zachwytu.

- Jasne, siadaj. – Zhang zachęcająco poklepał wolne miejsce obok siebie.

Junmyeon natychmiast skorzystał z zaproszenia, jakby w obawie, że jego przyjaciel zaraz się rozmyśli i wygoni go do salonu, w którym niewątpliwie działy się różne, zapewne coraz dziwniejsze rzeczy. 

The wish (EXO - Suho/Lay)Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα