– Tunele są przesiąknięte magią, ale o tym doskonale wiesz. – Nie musiała patrzeć na Strike, aby być pewna, że Maller wiele zdradził mu o przejściu do Xareth. Nie mogła jednak oprzeć się pokusie i przeniosła na niego wzrok, zanim wypowiedziała kolejne słowa. – Magia Mallera sięga jednak dość daleko i uniemożliwia przejście Wybranemu na drugą stronę. Moc będzie próbowała zabić smoka, który jest w niej. Żadnemu wybranemu dotąd się nie udało wkroczyć do doliny. Mam nadzieję, że ją ochronisz i dotrzymasz danego słowa.

Abrath zmarszczył brwi i choć nie okazywał strachu, czuła, że na tę chwilę nie ma pojęcia, jak mógłby tego dokonać. Mogła mieć tylko nadzieję, że znajdzie sposób i zdoła pomóc Wybranej. Zdawała sobie sprawę, co się z tym wiąże.

Obiecała wyzwolić Calthię od klątwy. Obiecała ją chronić, gdy odnajdzie amulet i przekaże go górskim elfom.

Uśmiechnęła się krzepiąco, rozkładając skrzydła i szybując w stronę Tringi i Raska. Może w tamtej chwili wiedziała, że okłamuje samą siebie. Cząstka wierzyła bowiem, że ocalenie Wybranej jest możliwe, choć nie miała żadnej wiedzy, jak mogłaby tego dokonać.

Wylądowała miękko i powoli podeszła do Tringi i Raska, którzy umilkli w jednej chwili, gdy tylko się zbliżyła.

– Noga nie wygląda najlepiej – zauważyła, choć wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. – Musicie zrozumieć, że gdy wasza księżniczka ma karmazynowe oczy, nie jest już sobą. Najlepszą opcją jest wycofanie – odparła znudzonym tonem, kucając przy łuczniczce i kładąc dłoń na rannej kończynie.

Dopiero wtedy poczuła, jak rozległe było złamanie. Zignorowała krzyk dziewczyny, gdy musiała nastawić na nowo kości, co zajęło dłuższą chwilę. Po wszystkim odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się szeroko.

– Nie musisz dziękować, ale następnym razem bądź bardziej ostrożna.

Zrobiła to tylko dla Wybranej, bo ta z pewnością straciłaby resztkę sił, aby uzdrowić przyjaciółkę. Pełne wdzięczności spojrzenie łuczniczki wcale ją nie poruszyło. Nie miało najmniejszego znaczenia, bo liczył się tylko jej własny lud, który musiała ocalić.

– Gdyby nie on zabiłabyś nas wszystkich. Tylko przy nim się uspokoiłaś – syknął Jared już znacznie ciszej, ale Tritulus usłyszała jego słowa.

– I co z tego? Całkowity zbieg okoliczności, który nie ma najmniejszego znaczenia. Nic nie jestem mu winna. Sam mu nie ufałeś, a teraz zachowujesz się tak, jakby był zbawcą świata.

– Widzę, że mu na tobie zależy. Chce pomóc i naraża własne życie, aby ciebie ratować. Ty natomiast podejmujesz decyzje niczym szaleniec.

– I niby myślisz, że robi to bezinteresownie? – fuknęła księżniczka, podnosząc się z ziemi. Tritulus dostrzegła, że wiele ją to kosztowało, gdy mocniej zacisnęła dłoń na boku, krzywiąc się lekko, ale momentalnie marszcząc brwi, że niby to tylko gniewny grymas. – Wszystkim zależy na tym amulecie. Jemu również, więc odpuść.

Calthia lekko zgięta zaczęła się oddalać, ignorując zbliżającego się pułkownika i łuczniczkę.

Tritulus skrzyżowała ramiona. Widziała, że Tringa się zawahała, czy nie podążyć za księżniczką, ale ostatecznie podeszła wraz z pułkownikiem do niej i kapitana. Elfka uśmiechnęła się lekko, przenosząc wzrok na Jareda.

– Twoja pomoc jest nieodzowna, jak zwykle – prychnął kapitan, nie kryjąc swojej frustracji. – Czy nie powinnaś chronić Wybranej? Czy nie od tego jesteś?

– Mam dopilnować, aby odnalazła amulet – odpowiedziała wymijająco, co wywołało większy grymas gniewu na twarzy Jareda. – Zawarty pakt nie zmusza mnie do tego, aby ratować przyjaciół Wybranej, a jednak to zrobiłam.

Przymierze Krwiحيث تعيش القصص. اكتشف الآن