Rozdział 13

709 79 31
                                    

Uczucie rozdzierania zdawało się trwać wieczność. Tringa miała wrażenie, że się dusi, a ból przejmuje całkowitą kontrolę nad ciałem. Było zupełnie inaczej niż podczas teleportacji na Wschód. Sanessco wpierw podał im wywar z kociołka, mówiąc, że to pomoże na mdłości.
Czy w rzeczywistości był to płyn, który tłumił ból? Jak musiał być silny, skoro powstrzymał coś takiego?

Palące gorąco wżerało się w każdą część ciała, rozszarpywać ją i na powrót łącząc. Nie wiedziała, co było gorsze oplatająca ciało pajęczyna, która powoli wbijała się w ciało, czy to, co czuła w tamtej chwili. Wiedziała jedno, że gdy w końcu ból ustał, łapała oddech, jakby wyłoniła się z głębin i próbowała przez chwilę odzyskać ostrość widzenia.

Nagle dotarły do niej dźwięki otoczenia. Usłyszała krzyk. Przeraźliwy krzyk. Dostrzegła też mężczyznę, jeńca, którego ocalili, klęczącego i trzymającego w ramionach księżniczkę. Twarz Calthii była niepokojąco blada.

Dlaczego to zrobiłaś? – słowa mężczyzny odbiły się echem po katedrze, w której się znaleźli. Osoba, do której kierował pytanie, nie była jednak w stanie odpowiedzieć.

Tringa odrzuciła łuk, który cały czas trzymała w dłoni, powoli się prostując i wstając. Podeszła do tej dwójki, patrząc na Calthie z przerażeniem. Odruchowo sięgnęła do torby po eliksiry, które otrzymali od Sanessco. Zatrzymała się jednak, patrząc wpierw na księżniczkę, następnie na mężczyznę, który ją trzymał. Zmrużyła oczy. Na jego ciele nie było żadnych ran. Calthia również nie miała żadnego zadrapania. Tringa dotknęła szyi księżniczki. Puls był ledwo wyczuwalny. Łuczniczka przeniosła wzrok na Jareda i Raska, którzy się zbliżyli.

Nie widzę żadnych ran, ale jej ciało jest lodowate. Ogień... Musimy rozpalić ognisko.

Kapitan sapnął wściekle, chowając miecz i rozglądając się wokół. Tringa dopiero teraz zrobiła to samo. Przez rozległe witraże lub miejsca, gdzie niegdyś znajdowały się okna, leniwie wpadało światło poranka. Owalne sklepienie było poniszczone, ale wciąż można było dostrzec dekoracyjne rzeźbienia i wzory. Drewniane ławy i krzesła były poprzewracane lub połamane. W tej chwili stanowiły doskonały materiał do podpałki. Rask wraz z Jaredem szybko zabrali się do pracy. Widziała, jak obaj podejrzliwie spojrzeli na jeńca, ale zdawali sobie również sprawę, że na stawianie pytań, nadejdzie czas później. Teraz najważniejsze było zdrowie księżniczki. Obaj jednak nie ukrywali, że za wszystko obwiniają właśnie jego. Gdyby nie on opuściliby miasto, nie wdaliby się w walkę, nie znaleźliby się w tym obcym miejscu. Tringa spojrzała na człowieka, którego Calthia ocaliła. Przypuszczała, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wściekle zaciskał zęby, patrząc na księżniczkę z pretensją i rozgoryczeniem. Nie chciał zostać uratowany.

Tringa wyciągnęła z plecaka koc, okrywając Calthie. Kiedy podniosła wzrok na mężczyznę, przez chwilę zastanawiała się, czy w jego spojrzeniu więcej jest gniewu, czy bólu. Kątem oka dostrzegła, że Rask zabrał się już za rozpalanie mniejszych odłamków drewna, a Jared z impetem rozwalał ławę. W nich wszystkich był stres i strach. Żadne nie miało pojęcia, co właściwie się wydarzyło. Dlaczego rycerze Wschodu ich atakowali? Czy to z powodu tego jeńca? Czy stając po jego stronie, stracili szansę na traktat pokojowy między dwoma krainami? I w jaki sposób nagle znaleźli się w katedrze?

Oddychaj!

Nagły krzyk wyrwał Tringę z rozmyślań. Spojrzała na jeńca, który ułożył księżniczkę na podłodze, rozcierając jej ramiona. Klatka dziewczyny się nie poruszała. Łuczniczka przyklęknęła po drugiej stronie Calthii, patrząc, jak ucieka z niej życie.

- Oddychaj! Calthia, do diabła, ODDYCHAJ!

Tringa patrzyła z przerażeniem, zakrywając usta dłonią. Krzyk był przepełniony bólem, tak wyraźnym, że aż się wzdrygnęła. Powoli docierało do niej, co właściwie się dzieje.

Przymierze KrwiWhere stories live. Discover now