Rozdział 1

499 28 35
                                    

Rozdział 1

Niedzielne poranki nie powinny zaczynać się o czwartej nad ranem.

Przynajmniej takie zdanie miał Percy, bo jego dyrektor, kurator, Annabeth Chase oraz (oczywiście) nowy współlokator - najwyraźniej się z tym nie zgadzali.

Co do samego oceny Jasona nie miał jeszcze pewności. Grace wydawał mu się perfekcyjnym złotym chłopcem, którym on sam nigdy nie potrafił być. Kiełkująca zazdrość nie była z całą pewnością najlepszym startem dla ich relacji, ale jak bardzo by nie próbował, nie potrafił tego uczucia odepchnąć.

-Jackson? Jackson, śpisz? – blondyn przyjął taktykę nazywania Percy'ego po nazwisku, prawdopodobnie mając na uwadze ich świeżo uformowaną znajomość. Szkoda tylko, że nie powstrzymało go to od budzenia swojego rówieśnika o zabójczo wczesnej porze.

W porannej ciszy rozległo się cierpiętnicze i nieco przedramatyzowane westchnięcie czarnowłosego.

-Jeśli jesteś już masochistą to chociaż bądź nim w ciszy. – wymamrotał Percy, wciskając twarz w miękką poduszkę.

-To się nazywa odpowiedzialność. – fuknął Jason, zaskakując tym samym jeszcze półśpiącego Jacksona oraz co dziwniejsze samego siebie.

-Hm, a miałem cię za grzeczny typ. – na ustach Percy'ego pojawił się prawie niedostrzegalny uśmiech, kiedy odwrócił się na plecy, otwierając jedno oko, nagle zainteresowany konwersacją. – Czego chcesz?

-Klucze...? – blondyn nie zamierzał poddać się degeneracji i raczej trzymał się z dala od kłopotów, ale sama obecność jego rozmówcy wyzwalała w nim nieznane dotąd umiejętności, jak chociażby używanie sarkazmu.

-Czy to jest ten ważny powód, dla którego obudziłeś mnie o świcie? – Jackson westchnął z dezaprobatą – Leżą na parapecie.

Grace wymamrotał szybkie podziękowanie i w końcu opuścił ich pokój, pożegnany jedynie przez groźby Percy'ego, w razie, gdyby przyszło mu do głowy znów wyrwać go ze snu przed południem.

Jason nie słuchał, zbyt skupiony na innych problemach, chociaż swojego współlokatora będzie najwyraźniej musiał zacząć uważać za jeden z nich. Ta myśl ani trochę nie poprawiła mu nastroju, a przecież miało być tylko gorzej...

oOo

Brak pieniędzy ssie.

Mniej więcej taka była pierwsza myśl Percy'ego po wstaniu z łóżka.

Niestety zawartość lodówki należała w całości do blondyna, a Jackson nie czuł ochoty na okradanie go pierwszego dnia po wyjściu z poprawczaka. Spędził tam zaledwie kilka miesięcy, ale co najmniej nie widział powodu, żeby tam wracać.

Jednak nie był w stanie uciszyć głodu, a jego portfel oraz konto bankowe były żałośnie puste, więc postanowił zrobić jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy.

Annabeth otworzyła mu w pełni ubrana (nie żeby Percy myślał o czymś nieodpowiednim, takie rzeczy nie przychodziły mu do głowy o czwartej) i gotowa na rozpoczęcie dnia, zupełnie nieprzejęta cholernie wczesną godziną. W lewej ręce ściskała papierowy kubek z zimną, przesłodzoną lurą z automatu, a w prawej obszerny podręcznik do matematyki. Chłopak ledwo powstrzymał pełne bólu westchnięcie, wyobrażając sobie jak jego układ nerwowy smaży się we wzorach i funkcjach o tak wczesnej porze...

Litości.

-Dzień dobry, Percy. – powitała go nieco formalnie, marszcząc brwi w nieskrywanym zdumieniu – Nie wyglądasz mi na rannego ptaszka. Co cię tu sprowadza?

||No hard feelings|| Jercy (⏩)Where stories live. Discover now