31

787 67 18
                                    

Razem z Rio siedziałyśmy na schodach dobre cztery godziny. Mój tyłek bolał mnie niemiłosiernie, dlatego byłam zmuszona wstawiać co jakiś czas, aby dać mu odpocząć. Schody prowadzące na górę były wykonane z marmuru i były strasznie zimne, co nie odpowiadało moim pośladkom. Z westchnieniem po raz setny dzisiejszego dnia złapałam dłonią za czarną, metalową, ozdobną barierkę i uniosłam tyłek do góry. Ustałam na prostych nogach i spojrzałam na Rio z góry.

- Wygodnie ci tak? - zapytał śmiejąc się.

- Zamknij się, mam już dość tej warty. Kiedy przyjdzie zmiana? - spytałam.

- Gdy zaśpiewasz im serenadę - zaśmiał się.

- Kurczee, nie znam żadnej - westchnęłam przeciągle.

- Improwizuj - wzruszył ramionami.

- Co mam dokładnie zaśpiewać? - zadałam kolejne pytanie.

- A bo ja wiem? Wymyśl coś. Zacznij ich zwoływać czy coś - rzucił.

- Kto ma po nas wartę - zapytałam.

- Przestań zadawać pytania i śpiewaj - powiedział Rio.

- Ale ja nie wiem do kogo śpiewać - westchnęłam.

- Denver i Tokio - mruknął.

- Uwaga zaczynam! - krzyknęłam.

- Dawaj! - powiedział brunet.

- Deeeeenver tyś najpiękniejszy ze wsi Deeeenver złotą kaczkę kupię ci! Tokio uroczaaaa Tokio! Wybaw nas od cierpienia i rusz tyłek - krzyczałam przeciągając ostatnie litery.

- To raczej nie jest serenada - zaśmiał się Rio.

- Kurde - zamyśliłam się - Wiem!

- Co? - spytał.

- Toooooookiooooooo! Ja czekam, wciąż na ciebie czekam, moje serce jest gotowe, chce wartę oddać tobie! - śpiewałam z podniesionymi rękami ku górze i kręciłam się wokół własnej osi - Czemu każesz ciągle czekać? To nie potrzebne nam, mi wolno czas ucieka i ustycham...

- Czego się drzesz? - warknęła Tokio, która właśnie pojawiła się na szczycie schodów.

- Dzięki Bogu! - wykrzyknęłam.

Tokio spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, ale nic nie powiedziała. Zaś Rio pokładał się ze śmiechu na schodach. Chłopak leżał na płytkach, cały czarowny ze łzami w oczach, a po całym pomieszczeniu rozchodził się jego śmiech. Uśmiechnęłam się na ten widok.

- Londyn - usłyszałam.

- Coo? - zapytałam.

- Potrzebuje cię - powiedział Moskwa, który zjawił się z nikąd.

- Dobra, zaraz - westchnęłam.

- Teraz - dodał.

- No już - mruknęłam i ruszyłam w kierunku mężczyzny.

- Adios! - powiedziałam i pomachałam swoim towarzyszom i odeszłam.

- O co chodzi - zapytałam, gdy podeszłam do Moskwy i lekko uniosłam  głowę.

- Berlin prosił, aby cię zawołał - odparł.

- Kurde, to on potrafi prosić? - spytałam zaskoczona i uniosłam brwi.

- Chodźmy - mężczyzna uśmiechnął się i ruszył w kierunku holu.

Westchnęłam i podążyłam w jego ślady. Zastanawiałam się o co mogło chodzić. Co mogło być aż tak, ważne, żeby przysłać Moskwę po mnie.

- Nie wiesz, może o co chodzi? - próbowałam się czegoś więcej dowiedzieć.

- Nie - odparł twardo.

- Ja czuję, że ty coś wiesz - powiedziałam.

- Londyn - westchnął.

- Hmm? - mruknęłam zaciekawiona.

- Nie utrudniaj - powiedział.

- Ale Moskwa - jęknęłam.

Lecz mężczyzna już się nie odezwał. Moje komórki mózgowe pracowały na najwyższych obrotach. Całą drogę zastanawiałam się co się dzieje. Dlaczego zawołał mnie, a nie innych? Czy zawiniłam czymś? Te pytania w kółko krążyły po mojej głowie. Byłam pewna, że gdy się rozstawałam z Berlinem, po raz ostatni wszystko było w porządku. A może tylko mi się wydawało? Nagle uderzyłam w coś twardego i straciłam równowagę, upadając na podłogę, jak długa. Zamrugałam kilkukrotnie i spojrzałam w górę. Nade mną stał Moskwa z niewyraźną miną. Szybko wyciągnął w moją stronę swoją dużą dłoń. Skorzystałam z jego pomocy i kilka chwil później stałam już o własnych siłach. Drzwi do pomieszczenia przed którym staliśmy otworzyły się gwałtownie. Przez otwór wyjrzała głowa Berlina, który popatrzył na nas niezrozumiałym dla mnie wzrokiem.

- Co wy wyprawiacie? - zapytał niezbyt miłym głosem.

- Bo ja.. em... przewróciłam się.. tak przewróciłam się i Moskwa pomagał mi właśnie się podnieść - wyjąkałam, sama nie rozumiejąc swojego tonu głosu.

- Dobra, nieważne. Zapraszam - machnął ręką i odsunął się delikatnie, robiąc mi miejsce.

Niepewnie podeszłam do mężczyzny i przeszłam przez otwór. Gdy drzwi się zamknęły czekałam na ruch ze strony mężczyzny.

Stałam tyłem do niego i przyglądałam się pomieszczeniu, które było utrzymanie w jasnych kolorach. W pokoju znajdowało się duże biurko i dwie olbrzymie kanapy, które wyglądały na niezwykle wygodne. Duże okna były zasłonięte, ciemnymi roletami, dzięki czemu, w pomieszczeniu panował półmrok.

Na swoich biodrach poczułam parę dużych dłoni, które w porównaniu z moim zimnym ciałem wydawały mi się gorące. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który poczuła każda komórka mojego ciała. Gdy poczułam ciepły oddech na swojej szyji, czułam jak na moich rękach powstaje gęsia skórka, której mężczyzna nie był w stanie zobaczyć przez kombinezon, który okrywał moje ciało. Berlin jedną rękę przeniósł na moją szyję i delikatnie zgarnął moje długie włosy na prawą stronę. Przechyliłam lekko głowę, aby udostępnić mu więcej miejsca. Mężczyzna mruknął zadowolony i pocałował kawałek mojej skóry na szyji. Obróciłam się twarzą w jego stronę i umieściłam swoje dłonie w jego brązowych lokach. Stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta ze sobą, co mężczyzna od razu odwzajemnił. Całowałam go powoli i z uczuciem, lecz brunet miał inne płacy, co do naszego pocałunku. Niemal od razu przejął kontrolę nade mną i pchnął mnie na czarną kanapę. Tak jak podejrzewałam, siedzenie było niezwykle miękkie i wygodne. Moje zgrabne pośladki wpadły w poduszki ułożone na kanapie. Berlin rozsunął mój kombinezon i błądził palcami po brzuchu, przykrytym jedynie cienką, szarą koszulką. Złapałam za jego suwak i zaczęłam rozsuwać zamek. Byliśmy tak sobą zajęci, że nie usłyszeliśmy otwierania drzwi. Nie zauważyliśmy także osoby, która od paru chwil przyglądała nam się w szoku.

- Wybaczcie, ale musicie coś zobaczyć - usłyszałam kobiecy głos.

- Cholera! Czy nikt nie nauczył was pukać? - ryknął Berlin.

- Pukałam - odparła Nairobi.

- Zaraz przyjdziemy - powiedziałam rozbawiona całą sytuacją, a kobieta kiwnęła głową i wyszła.

- To już drugi raz - warknął Berlin.

- Do trzech razy sztuka kochanie - uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w nos.

- Proponujesz coś? - podniósł brew.

Nic nie odpowiedziałam i jedynie posłałam w jego stronę najpiękniejszy uśmiech na jaki było mnie stać.

Dziewiątka *La casa de Papel*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz