Maratonik cz. 2

1.3K 99 21
                                    

- Na reszcie chwila ciszy - powiedziałam opadając na fotel w jakimś gabinecie.

- Podczas napadu śpisz? - zapytała Monika, która obecnie siedziała na kanapie.

- Czasami tak, chodź ostatnio jest ciężko - westchnęłam.

- A inni? - spytała.

- Oczywiście, wymieniamy się w miarę możliwości. Chociaż jak komuś coś się stanie to jest niezwłocznie wysyłany spać - odparłam.

- Jak to jest? - zadała kolejne pytanie.

- Być przestępcą? - spytałam.

Monika w odpowiedzi pokiwała głową twierdząco.

- Cóż - westchnęłam - jest dość cięko. Ciągle zmieniam wygląd i uciekam przed policją. Na początku jest okropnie. Ciągle popełniałam błędy, miałam ochotę oddać się w ręce policji i wszystko zakończyć. Lecz jakiś głosik w głowie mówił mi że dam radę. A potem to już tylko kwestia przyzwyczajenia.

- Co robiłaś zanim znalazłaś się tutaj? - zapytała

- Och czego ja nie robiłam - zaśmiałam się - chodziłam do liceum ogólnokształcącego, potem poszłam na studia medyczne, lecz nie skończyłam ich. Miałam plany na przyszłość. Chciałam być lekarzem. Ratować ludzi. Gdy byłam mała wszystkim mówiłam, że będę sławnym człowiekiem i wszyscy o mnie usłyszą. Po części tak się stało. Ale wracając mieszkałam w Krakowie to takie miasto w Polsce. Tam wynajmowałam mieszkanie z moją przyjaciółką. Chodziłam do pracy i studiowałam.

- Na którym roku przerwałaś studia? - spytała.

- Skończyłam czwarty rok - mruknęłam.

- Czyli masz 23 lata? Wyglądasz młodziej - odparła.

- 22 - poprawiłam ją - do szkoły poszłam w wieku pięciu lat nie sześciu.

- Aaa rozumiem - odpowiedziała.

Wstałam z fotela i podeszłam do okna. Na dworzu była noc. Mrok rozświetlały policyjne lampy. Westchnęłam przeciągle i odsunęłam się od szyby. Do pokoju wbiegła Narobi.

- Londyn! Szybko! Potrzebujemy cię - krzyknęła.

- Poczekaj tu Monika, niedługo wrócę - powiedziałam i szybo wyszłam za Narobi.

- Co się dzieje? - zapytałam.

- Zakładnicy uciekają! - wrzasnęła.

- Cholera jasna! - krzyknęłam.

Kobieta już nic nie odpowiedziała. Obie biegłyśmy w kierunku w którym prowadziła mnie brunetka. Wbiegliśmy do części magazynowej. W środku przebywali już wszyscy poza Oslo. Szybko wzięłam do rąk swój karabin i podbiegłam do skrzyni. Wychyliłam głowę. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Olbrzymia dziura w ścianie a za nią uzbrojona policja. Szybko otrzasnęłam się z szoku i uważając na siebie podbiegłam coraz bliżej. Gdy znalazłam się obok Tokio zaczęłam strzelać do policjantów. Nie obchodziły mnie konsekwencje. Musiałam ratować siebie i moich współpracowników.

- Ubierz to - krzyknął Moskwa i rzucił w moją stronę kamizelkę.

Kiwnęłam głową i wyciągnęłam na siebie ubranie. Wydawało mi się że to już koniec. Policja tu wejdzie i nas powybija. Po drugiej stronie magazynu zauważyłam wózek. Taki jak na wfie. Mała deseczka z kółkami. Do głowy przyszedł mi bardzo ryzykowny plan, lecz czemu by nie zaryzykować. Nie mam nic do stracenia.

- Osłaniajcie mnie! - krzyknęłam i wybiegłam zza skrzynek.

Podbiegłam do wózka i położyłam się na nim odetchnęłam sie z całej siły nogami od ściany.

- Odsunąć się!

Gdy wyjechałam zza skrzyni strzelałam prosto w nogi policji. Nie oszczędzałam nikogo. Kątem oka widziałam jak Tokio wybiegła zza schronienia i ruszyła w stronę odwrotu. Starałam się jak najdokładniej strzelać.

- Uciekać! - usłyszałam.

Tokio biegła z naszą tajną bronią. Wszyscy zaczęliśmy ją osłabiać. Kobieta odsłoniła płachtę ukazując pokaźnych rozmiarów karabin maszynowy. Widziałam jak polijanci zatrzymują się.

- Strzelam!

Tokio rozpoczęła rzeź. Przekręcała bronią na wszystkie strony. Przerażeni policjanci pochowali się za worki.

- Zamykać drzwi - wrzasnęła dziewczyna.

Wszyscy jak jeden mąż zaczęliśmy podnosić olbrzymią pokrywę. Gdy już prawie zamknęliśmy policja zaczęła strzelać. Coraz ciężej było nam je zamknąć.

- Mocnej - krzyczał Moskwa.

- Gdzie Oslo? - wrzeszczał Helsinki.

- Rio biegnij po niego! - darł sie Berlin.

Sytuacja była krytyczna. Wszystko zaczęło się walić. Zaczęłam zdawać sobie pytania: Dlaczego Profesor nas nie ostrzegł? Gdzie teraz był? Czy wiedział co się u nas dzieje? Dlaczego nam nie pomógł? Zostawił nas? Złapali go? Tysiące pytań zaprzątało moje myśli. Z każdą sekundą miałam coraz mniej siły. Czułam jak słabnę. Nie mogłam się poddać. Nie teraz. Musiałam być silna. Przed oczami stanął mój tata.

- Walcz kochanie! - usłyszałam.

Te słowa dodały mi otuchy. Czułam że damy radę. W tym momencie żelazna pokrywa dotknęła ściany. Westchnęłam głośno.

- Narobi kołki! Londyn wkręty i podkładki - wrzasnął Berlin.

Szybko pobiegłam po wskazane rzeczy. Podałam Denverowi, który już trzymał wkrętarkę. Udało się! Wszyscy odsunęliśmy się od drzwi głośno dysząc. Przeleciałam wzrokiem po wszystkich zebranych. Wszyscy mieli ulgę na twarzy. Rio wbiegł do pomieszczenia z przerażeniem wypisanym na twarzy.

- Znalazłeś go? - zapytał Helsinki.

- Tak, on on chyba nie żyje - jąkał się.

Dziewiątka *La casa de Papel*Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin