dwadzieścia dziewięć

1.3K 49 24
                                    

Enjoy!

_______________

Nancy

Poznanie Williama codziennie skłaniało mnie do refleksji. Bardzo często zastanawiałam się, co jego osoba wniosła do mojego życia. Wyznawałam pewną zasadę, według której każdy niósł za sobą jakąś lekcję. Początkowo myślałam, że był tym, który miał udowodnić mi, że ludziom się nie ufa. Jednak teraz miałam wrażenie, że był po to, żeby otworzyć mi oczy i serce na nieznane.

Przechyliłam głowę w lewo, zagryzając wargę i mrużąc oczy. Zjechałam wzrokiem, po znudzonej i przejętej jednocześnie Al.

— Uważam, że poprzednia była lepsza — powiedziałam, zakładając ręce na piersi.

— Powiedziałaś tak samo o dziesięciu poprzednich, Nancy! Ugh!

Uśmiechnęłam się nerwowo, obserwując zdenerwowaną Alison, przeglądającą się w lustrze swojej szafy. Dziewczyna zawsze przywiązywała ogromną uwagę do ubioru i miała niezaprzeczalnie dobry gust. Jednak jeśli przychodziły ważne wydarzenia, zawsze zwracała się do mnie o pomoc. Nigdy tego nie rozumiałam, ponieważ dziewięćdziesiąt procent moich ciuchów to dres i jeansy. Jeśli chodzi o styl, to zdecydowanie go nie miałam. Kiedyś wydawało mi się, że panterka wcale nie wygląda najgorzej. Dopiero Alison uświadomiła mnie w moim błędzie.

Dlatego właśnie, w tym momencie, nie wiedziałam, co powiedzieć o różowej i krótkiej sukience, zapewne od znanego projektanta, która niewątpliwie nie należała do najtańszych. Blondynka nie potrafiła zdecydować się, co założy na obiad z dziadkami i mamą Gabriela. To nie tak, że wcześniej ich nie poznała, bo widzieli się już wiele razy. Rodzina Adamsa bardzo ją lubiła, co zresztą nikogo nie zdziwiło. Tej dziewczyny nie da się nie lubić. Tego dnia, miała mieć z nimi pierwszy poważniejszy obiad, który odbywał się z okazji urodzin pani Adams, dlatego Alison panikowała.

— Przecież wiesz, że totalnie nie znam się na tym wszystkim — westchnęłam zrezygnowana, opierając się jedną ręką o materac jej dużego łóżka. Przytłaczało mnie wszechobecne bogactwo, bo przecież Howe miała wszystko z najwyższej półki. To nie tak, że mi to przeszkadzało z zazdrości, bo sama nie należałam do biednych osób, jednak Al i jej tata zawsze lubili to pokazywać, w odróżnieniu od wszystkich Walkerów.

— Powiedz po prostu, która ci się najbardziej podoba — powiedziała, patrząc na mnie z politowaniem.

— Ta czarna była śliczna. Uważam, że najlepiej w niej wyglądałaś.

— Dobra, to wezmę czarną. Denerwuję się — westchnęła, przebierając się.

— Nie trudno zauważyć. To tylko obiad. Nie panikuj tak.

— Łatwo ci mówić. Wyobraź sobie, że dzisiaj masz poznać rodzinę Willa. Nie stresowałabyś się? — rzuciła mi wymowne spojrzenie, na co przewróciłam oczami. Zauważyłam, że weszło mi to w niebezpieczny nawyk.

— Ja i Will nie jesteśmy tak trwałą parą, żebym miała poznawać jego rodzinę. Zresztą my wcale nie jesteśmy parą — odparłam, a następnie rzuciłam się na łóżko, zamykając oczy.

Tak było. Nie byliśmy parą. W sumie, nie wiem czym byliśmy. Will określał mnie mianem przyjaciółki, jednak oboje wiedzieliśmy, że jest między nami coś zupełnie innego. Nie mówię, przyjaźń też była odczuwalna, jednak łączyło nas coś jeszcze. Niestety, oboje się tego baliśmy. To było uczucie, którego nikt z nas nie znał. Nowe, budzące w nas najlepsze, ale też i najgorsze strony.

Jak się potem okazało, cały ten lęk był uzasadniony.

Alison pozadawała mi jeszcze kilka niezręcznych pytań, na temat kasztanowłosego, które jednak skutecznie zbywałam. Następnie obie ruszyłyśmy do samochodu, ponieważ miałam odwieść Al do Diany, gdzie czekał na nią jej wybranek.

WHITE MUSTANG [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz