- Można mieć dwóch. - wzruszam ramionami.

Ręka Davida opada na stół. Mruży oczy w zastanowieniu.

- Więc... Przybraną babcią Henrego jest Regina?

- Właściwie prababką. - poprawia go żona. - Do tego matką adopcyjną.

- Mówiłam, niezły pasztet. - biorę łyk kawy.

- Święto Dziękczynienia w naszej krainie byłoby totalną katastrofą. - komentuje mężczyzna.

🏹

Kolejny dzień minął względnie spokojnie. Właśnie jechałam ma komisariat do pracy, słuchając piosenek ulubionego zespołu i wyjąc głośno razem z wokalistą, przez co za każdym razem kiedy mijałam ludzi posyłali mi zażenowane spojrzenia. Szczerze mówiąc miałam to gdzieś, ponieważ miałam świetny humor, a to wszystko z powodu urodzin Mary Margaret i imprezy niespodzianki, którą planujemy z Davidem w barze babci. Przydałaby się nam wszystkim odrobina relaksu od tego wszystkiego. Dlatego też nie przejmowałam się limitem prędkości. Samochody i szybka jazda to było coś co kochałam bezgranicznie. To ta cudowna adrenalina, która jest nawet nie porównywalna do walki z ogrem albo olbrzymem.

Parkuję samochód, a The Weekend cichnie. Wyciągamy ze schowka wszystkie te kolorowe bajery na przyjęcia i zadowolonym krokiem idę w stronę biura.

- W cukierni powiedzieli mi, że tort będzie gotowy na szesnastą. W ogóle to miałam tam małe zamieszanie. Zamówiłam czekoladowy tort z wiśniami, bo wiem, że Mary Margaret kocha wiśnie, ale pani uparła się na truskawki, to ja że nie, bo chce wiśnie. No i wiesz, ona coś do mnie gada, a ja... - urywam w pół zdania, kiedy widzę Davida nieprzytomnego na podłodze. Wszystko, co miałam w rękach rzucam na ziemię. - David?! David?! - podbiegał do niego i poruszam jego ramieniem. Mężczyzna powoli otwiera oczy i cicho jęczy. - Co się stało?!

- Hak mnie zaskoczył. - mówi, kiedy pomagam mu wstać.

- David! - słyszymy głos Mary Margaret. Kobieta wbiega do pokoju i marszczy brwi widząc nas na podłodze. Szybko podbiega. - Och, Boże, wszystko w porządku? Co się stało? Jesteś ranny! - mówi, a mężczyzna dotyka swojej skroni, gdzie znajduje się niewielka rana.

- Hak. - mówi tylko, a mnie to nakręca. Samo wspomnienie o nim otwiera mu nóż w kieszeni. Patrzy na biurko, na którym leżała proteza dłoni. - Szukał swojego haka. Tak, z przyjemnością go zamknę. - siada na krześle.

- Nie on nam zagraża.

- Czyżby? - pyta, kiedy wyciągam chusteczkę, by mógł otrzeć krew.

- Regina i Cora szukają sztyletu Golda. - mówi.

Na samo imię matki i Cory w jednym zdaniu zaczynam czuć, jak krew mi się gotuję. Jednocześnie znowu jestem zawiedziona i czuje się zdradzona.

- Jeśli go znajdą, Cora będzie kontrolować Mrocznego...

- Albo przejmie jego moce. - wysuwam.

- I tak źle i tak nie dobrze.

- Trzeba zadzwonić do Golda. - wyciągam telefon z kieszeni.

- Próbowałam. Wysłałam wiadomość.

- Musimy działać. - mówi David.

- Zyskamy na czasie.

- Jak?

- Regina nigdy nie ufała matce. Zasieje w niej ziarno niepewność. - odpowiada.

- Uwierzy ci? - pytam.

HAPPILY EVER AFTER ¬ Killian Jones [1]Where stories live. Discover now